✬✬✬18✬✬✬

306 26 8
                                    

          Wybór. Jeden ruch, jedna decyzja.

          Wpatrywałam się w klamkę nie wiedząc, co zrobić. Jeden ruch i wróciłabym do domu, jednak też zabiłabym go. Nie potrafiłam tego uczynić. Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam, że przypatruje mi się uważnie. 

           -Nie jesteś wcale taki, prawda? 

           -To zależy, co masz na myśli?- jego głos drżał.

           -Przecież wiesz... Jedynie udajesz takiego twardego, bezlitosnego... Nie jesteś taki. Gdybyś był taki, za jakiego chcesz, aby cię spostrzegano dawno byś zrobił mi krzywdę. Nie zrobiłeś tego. Nie rozumiem, dlaczego mnie... porwałeś? Tak właśnie, porwałeś mnie. Nie wiem, jaki cel ma to, co zrobiłeś? No i dlaczego udajesz kogoś, kim nie jesteś?

           -Wspomnienia...

           -Na przykład, jakie?

          -Gdy miałem sześć lat, pewnego ranka czekałem na babcię. Miała przyjść po mnie i razem mięliśmy pospacerować po parku. Zawsze kupowała mi coś słodkiego, uwielbiałem te nasze spacery... Czekałem na nią dwie godziny, ale babcia nie przyszła. Dochodziła godzina ósma, a jej nie było. Za to usłyszałem nerwowe kroki i do pokoju weszła matka. Mocno spita. Zapytałem:

          -Gdzie babcia?- wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak wielki popełniłem błąd zadając to pytanie. Mama podeszła do mnie, schyliła się ku mnie i spytała.

          -Po co ci ta stara krowa?

          -Gdzie jest babcia? Chcę do babci!- zacząłem się wydzierać wniebogłosy. 

          -Ja ci nie wystarczam, szczeniaku?- zaczęła na mnie krzyczeć, puszczając przy tym wiązankę przekleństw. Byłem przerażony. Chciałem jedynie zobaczyć babcię. 

          Krzyknąłem jej wtedy prosto w twarz- Nienawidzę cię! Jesteś wstrętną pijaczką!- a ona zamachnęła się i uderzyła mnie w twarz, tak że cały mój policzek poczerwieniał. 

          Była na mnie wściekła. Ponownie nachyliła się do mnie, na początku szepcąc, później krzycząc- A wiesz, kim jesteś ty? Małym gnojkiem, który zabrał mi wszystko- marzenia i lepszą przyszłość. Bez ciebie osiągnęłabym o wiele więcej. A tak, mam ciebie na karku i muszę cię jeszcze utrzymywać, mały nieudaczniku. Muszę wszystko za ciebie robić, nic nie potrafisz zrobić sam! Zniszczyłeś mi życie! Kim ty jesteś? NIKIM! Nic niewartym śmieciem! Zapamiętaj to sobie! A teraz, idź mi precz sprzed oczu!

           Wtedy się rozpłakałem i zacząłem krzyczeć- Chcę do babci! Do babci! 

          Jej cierpliwość się skończyła i zaczęła mnie bić, a gdy się przewróciłem-kopać. Wydawało mi się, że to trwało wieki. Miałem ogromną nadzieję, że przyjdzie babcia i uwolni mnie od tego piekła. W końcu stwierdziła, jakby nigdy nic, że pójdzie się położyć, a ja przy pierwszej okazji uciekłem. Pobiegłem do... babci. Pamiętam, jak ludzie patrzyli się na mnie, na tego małego, zapłakanego i poturbowanego chłopca, który biegł ulicą. Gdy dotarłem na miejsce, zastałem ją w kuchni. Siedziała załamana na krześle. Widziałem, że płakała. Gdy mnie zobaczyła, rzuciła się ku mnie i mnie przytuliła. Nic nie musiałem mówić. Ona wiedziała, co się stało i doskonale mnie rozumiała. Powiedziała mi, jednocześnie głaskając mnie po głowie i przytulając:

          -Nie wierz w jej słowa. Jesteś wspaniałym chłopcem. Słyszysz?- ale to nie zamaskowało słów matki, które trafiły do mnie tak głęboko, że nie potrafiłem się po tym otrząsnąć. Babcia opatrzyła mi rany, po czym zaproponowała, żebym u niej został na jakiś czas, póki matka nie wytrzeźwieje. Przez kilka następnych dni nie szedłem do przedszkola z powodu siniaków na ciele. Każdej nocy miałem koszmary, nie potrafiłem wyrzucić tej chwili z pamięci, gdy mi uświadamiała, kim jestem. 

           Dopiero po jakimś czasie, dowiedziałem się, że babcia nie przyszła do mnie dlatego, że matka wpadła do jej domu pijana i zrobiła awanturę, po czym poszła do naszego domu i babcia już podejrzewała, co ona mi zrobi, ale była bezradna, gdyż mama zagroziła jej, że jeśli wyjdzie z domu, to ona zrobi mi i jej krzywdę. Na początku babcia nie chciała mi tego mówić, gdyż bała się, że będę zły na nią, że  mi nie pomogła, ale ja się nie obrażałem. Byłe jej wdzięczny... 

           To jednak nie była ostatnia taka sytuacja. Coraz częściej matka wyżywała się na mnie, coraz częściej nie chodziłem do szkoły, coraz częściej miałem koszmary senne i czułem w sobie coraz więcej złości i nienawiści do całego świata. Wydawało mi się, że wszyscy powinni cierpieć, tak jak ja. Ale wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że ja po prostu jestem gorszy od reszty społeczeństwa. Bo w końcu jestem nikim. 

           -Co ty mówisz?! Bzdura! 

          -Niby dlaczego?

          -Naprawdę uwierzyłeś w słowa kogoś, kto się nad tobą znęcał? Kogoś, kto w dodatku był pijany?

          -Mówiła te słowa też na trzeźwo i nie był to "ktoś", tylko moja matka. 

          -Przepraszam- powiedziałam skrępowana.

          -Nienawidzę ją. Nie zasługuje na te miano, więc w pewnym sensie masz rację, ale z drugiej strony- nie da się przekreślić niestety faktu, że jest moją matką. 

          -Nie kocha cię?- odważyłam się na te słowa. 

          -Mało powiedziane. Ona mnie nienawidzi, nie cierpi! Nie wiesz jakie to uczucie, kiedy własna matka nie chce swojego dziecka. Teraz już jakoś się usamodzielniłem, ale nie potrafię jej wybaczyć tego, że zrujnowała moje dzieciństwo i tego, co mi robiła. Nie potrafię też zapomnieć...

          -Masz rację, nie wiem, jakie to uczucie- westchnęłam- Ale uwierz mi, nie jesteś nikim. Nie można tak powiedzieć o żadnym człowieku.

          -Z własnego doświadczenia, wiem, że można...

         -Ale to nieprawda. 

          Spojrzałam mu prosto w oczy i znów zrobiło mi się go żal. Podeszłam do niego i go przytuliłam, mimo iż kilkanaście minut temu byłam na niego wściekła. 

          -Pytałaś mnie, dlaczego udaję kogoś, kim nie jestem. Muszę cię zdziwić, ale ja nie udaję. Ja po prostu taki jestem. Czasem nad sobą nie panuję. Co ja mówię? Prawie w ogóle nie panuję... Już mówiłem, to życie mnie takim ukształtowało. 

          Znowu nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Nie potrafiłam mu pomóc, nie miałam pojęcia, jak go pocieszyć. A może on nie chciał współczucia? 

          -Zjemy dziś na mieście?

           -Co?- wydawało mi się, że się przesłyszałam. 

          -Zapytałem, czy zjemy dziś na mieście? Z wczoraj nie zostało już zupy, a zapas bułek się skończył. Tylko obiecaj mi, że nie uciekniesz...

          -Nie zrobię tego- pokręciłam głową. Już wtedy podjęłam ostateczną decyzję. Chciałam mu pomóc. Do świąt było jeszcze trochę, miałam nadzieję, że przez ten czas on sam pozwoli mi odejść. Nie byłam pewna, ale odpowiedź na pytanie, czy uciekłabym brzmiała-nie. 

          -Obiecuję- dodałam po chwili. 

          

Uciec przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz