✬✬✬15✬✬✬

385 34 12
                                    

          Wstrząsnęła mną historia tego chłopaka i zrobiło mi się go żal. W końcu jakość mojego a jego życia różniła się piorunująco. W pewnym sensie miał rację, że ja mam wszystko, a on nie ma nic, choć nigdy wcześniej tego nie potrafiłam spostrzec. Wciąż wydawało mi się, że nie jestem w pełni szczęśliwa, że wciąż czegoś mi brakuje... Godzinami trenowałam grę w tenisa, choć nieraz miałam dość tego sportu i chciałam to wszystko rzucić. Przeszkodą do zrealizowania tego celu, byli moi rodzice, którzy wręcz kazali mi kontynuować to, co zaczęłam. Tak samo, wciąż musiałam się uczyć, by zdobyć stypendium, a skoro już tak dobrze mi szło, to oznaczało, że moje możliwości są jeszcze większe, choć ja miałam odmienne zdanie na ten temat, gdyż cały czas dawałam z siebie sto procent i nie potrafiłam więcej. Mimo wszystko udawałam silną. Chciałam być widzianą jako osobę, której niestraszne są wyzwania i która nigdy się nie poddaje, choć naprawdę byłam słaba. Nigdy jednak nie pomyślałam, że jest ktoś, przy kim moje problemy całkowicie zbledną. 

          Spoglądałam na niego ukradkiem, jak siedział przy oknie i wpatrywał się w niewidzialny punkt za nim. Był zdenerwowany, jakby żałował swoich czynów. Czy był to odpowiedni moment, aby spróbować z nim porozmawiać? Może udałoby się mi wrócić do domu? 

         -Wszystko da się naprawić. Zobaczysz... Wrócimy do domu na święta. Z czasem ułożysz sobie jakoś życie...

          -Ty wrócisz do domu. Ja go nie mam. Nie mam do kogo wracać- usłyszałam twardy, pełen żałości głos.

         Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Miał rację, w przeciwieństwie do mnie - nie miał do czego wracać. W głowie miałam mętlik (mało powiedziane) i nie potrafiłam niczego sensownego wymyślić, a na pewno- nic, co pomogłoby mi w tej sytuacji. 

          -Czyli jednak wrócę?- zaczęłam głośno interpretować znaczenie wypowiedzianych przed chwilą przez niego słów. 

           Spojrzał mi prosto w oczy takim wzrokiem, jakbym była jakimś ogromnym skarbem, który za chwile zniknie mu sprzed nosa. 

          Znów zapadła cisza, którą miałam ochotę przerwać krzykiem. Tak, chciałam mu wykrzyczeć w twarz, że mimo, iż miał tą trudną przyszłość, to nie powinien tak postąpić i uprowadzać mnie. Chciałam mu wykrzyczeć, że jest psychopatą, że nie ma po kolei w głowie, ale coś podpowiadało mi -Pomóż mu. On potrzebuje twojej pomocy. Przez chwilę wydawało mi się, że przemówił do mnie sam anioł, bo głos, który do mnie mówił, był delikatny, był prawie szeptem. A może po prostu była to ta rozsądniejsza część mnie? 

          Podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę chłopaka. Wiedziałam, że ani krzykiem, ani złością nie wydostanę się stąd i nie pomogę mu. Bo może to właśnie pomoc mu będzie kluczem do powrotu do domu.

          -Wiem, kto może ci pomóc...

          Spojrzał na mnie. Tym razem z jego oczu wyczytałam jakby wybawienie, cząstki nadziei.

          -Kto?

          -Bóg - szepnęłam i uśmiechnęłam się. 

          -On nie istnieje. Gdyby istniał, nie pozwoliłby na to, co mnie spotkało. A jeśli istnieje, to na pewno go nie obchodzę. Ma mnie gdzieś...

          Zdziwiłam się na tą odpowiedź, choć wcale nie spodziewałam się innej. 

         Zaczęłam mu opowiadać o Nim. O tym, jaką rolę odegrał w moim życiu. I o CUDZIE. O tym, jak miałam wypadek...

          -Było to czternastego sierpnia pięć lat temu. Jechałam na rowerze przez drogę, praktycznie ścieżkę, którą nie jeżdżą prawie w ogóle samochody. Na drodze leżał kamień, którego nie zauważyłam. Wyskoczyłam przed rower na dwa metry dalej, porządnie przy tym się obijając. W normalnej sytuacji doznałabym poważnych uszkodzeń, może takich, że dzisiaj byłabym niepełnosprawna. Jednak byłam jedynie poobijana i miałam rozciętą nogę, bardzo mocno krwawiła, a nie miałam przy sobie telefonu. Wtedy Go poprosiłam, aby mi pomógł. Po dziesięciu minutach nadjechał samochód. Był to myśliwy, spytał, co mi się stało i powiedział, że miałam szczęście, bo miał jechać w całkiem inną stronę, ale pomyślał, że wstąpi na grzyby do lasu. Mówił, że sam nie wiedział, dlaczego? Że nie robił tego od kilku lat, po prostu poczuł, że ma tak zrobić i tyle... Rozumiesz? Zawiózł mnie na pogotowie, powiadomił rodziców... Okazało się, że rana była na tyle poważna, że gdybym dłużej tam leżała sama na drodze, to straciłabym stanowczo za dużo krwi i... - tym razem w moich oczach pojawiły się łzy. Sama nie wiedziałam, czy były to łzy wzruszenia, czy radości? 

         Filip znów zamilkł, jakby stracił głos. Później opowiadałam mu o Bogu, a z każdą następną chwilą w chłopaku coś miękło. Wydawało mi się, że było to jego kamienne serce. Zlodowaciałe jak w "Królowej Śniegu". Z każdą minutą, w jego oczach było mniej strachu. Jakby moje słowa odganiały wszystko, co złe.

          -Będzie dobrze... Przed tobą całe życie! - spojrzałam mu w oczy uśmiechając się. Nie odwzajemnił uśmiechu, ale usłyszałam od niego niezwykłe słowo.

          -Dziękuję. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------


         To już ponad 800 odsłon, a za niedługo będzie 200 gwiazdek!!!! Dziękuję, to niezwykłe, że tutaj jesteście, że to czytacie i że komentujecie, gwiazdkujecie i tak dalej... Chciałabym teraz podziękować niektórym osobom, które szczególnie mnie motywowały do pisania poprzez swoje komentarze :

-emeraldwii

-wiwiLotka

-8DreamsCatcher8

-MilaDziewczynka77

-NatkaXd3

 -raspberryrose1

-RozanaRoza1

-Pozytywnam

-melodramatycznaona

          I nie tylko. Jeśli kogoś pominęłam, to przepraszam. Dziękuję wam wszystkim! <3 

          

     

Uciec przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz