Prezent i kara.

441 41 4
                                    

Jack Mróz.
Nie liczyłem,że się zgodzi i przyznam trochę zdziwiła mnie ta odpowiedź. Powoli lądowałem na ziemię. Myśląc nad tym, że od dziś nie będę już sam. Najlepszy prezent pod słońcem. No może nie dla niej, ale w ten sposób więcej się o niej dowiem.
Spojrzałem na nią i powoli się do niej zbliżyłem. Poprawiłem jej czarny kosmyk włosów. Odrąciła moją rękę. Spojrzałem na nią. Posmutniała.
-Dobra to teraz lecimy do Mikołaja- powiedziałem nie zwracając uwagi na jej fochy.
Spojrzała się na mnie i powiedziała:
-Nie po to ci obiecywałam, żeby teraz znowu lecieć. Teraz ja wybieram rodzaj transportu.
Gwizdnęła i koło nas pojawiły się dwa renifery Mikołaja.
- Potem ci wyjaśnie.
Wsiadłem na niego, a ona na drugiego.Renifery biegły po ziemi zamiast latać.
***
Reniferom sprawnie to poszło i za chwilę byliśmy na biegunie.
Jak tylko zsiedliśmy renifery gdzieś poleciały.Poszedłem wprost do bramy, a ona złapała mnie za rękę i spojrzałem w jej przerażone oczy.
- Co się dzieje?-zapytałem.
-Jack nie mogę tam wejść.
-Nie gadaj głupot.Jeżeli nie jesteś zła to tu wejdziesz. Poza tym od teraz jesteś jak Mleczuszka dla Zębuszki.Jesteś moja , a mnie raczej akceptują.
Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę wejścia. Nikt prawie nie zwrócił uwagi, że weszliśmy.Tylko ten wstrętny Zając przyszedł do mnie.
-Co ona tu robi?-zapytał na wstępie.
-Towarzyszy mi.
-Ona nie ma prawa tu przebywać, prawda Zębuszko?
Zębuszka nie wiedziała co powiedzieć na jej minie widać było zakłopotanie. W końcu chciała coś powiedzieć, ale Luna odezwała się ku jej uciesze.
-Wybacz zajączku,ale złożyłam obietnicę.
-Jack błagam powiedz, że nie złożyła jej tobie.-Zając spojrzał na mnie.
Nie zaprzeczyłem, a to mu wystarczyło. Wściekły pobiegł do gabinetu Mikołaja. Zębuszka zaś podleciała do nas.
-To wspaniale, że w końcu staniemu po jednej stronie.
-Wiesz jaka jest prawda. Nie okłamuj się.-odpowiedziała oschle Luna.
Wróżka odleciała smutna i lekko zawiedziona.Spojrzałem na Lune. Nawet nie udawała,że jej się tu podoba.Po chwili za to poszła i pomagała z zabawkami jakiemuś Yeti. Dyskutowała z nim o czymś. Chciałem przerwać tę kłótnie, ale przerwał mi ich nagły śmiech. Luna się śmiała.
To było coś naprawdę rzadkiego.
Podszedł do nich i patrzyłem jak sprawnie i szybko pakowała prezenty ku uciesze i zdziwieniu wielu Yeti.
Nagle uwagę wszystkich zwrócił Mikołaj. Yeti szybko wróciło na swoje miejsca, a Luna odeszła szybko od stolika. Święty rozejrzał się po pracowni i znalazł nas. Wiedziałem, że teraz muszę do niego iść i tłumaczyć znowu czemu tu jest Luna.
-Zostań. On chcę rozmawiać ze mną.-powiedziała zatrzymując mnie. Weszła po schodach na górę. Cały czas ją obserwowałem.
Mikołaj był wściekły i to on cały czas mówił. Luna wszystkiego słuchała z wyraźnym zaciekawieniem. Po chwili powiedziała jakieś zdanie i odeszła, a zdezorientowany Mikołaj stał cały czas w tym samym miejscu. Patrząc w dal.
Święty Mikołaj.
-Sam już gubisz się w swoich kłamstwach.-powiedziała.
Zatkało mnie. Miała rację. Chciałem powiedzieć jej wszystko to samo co powiedziałem Jackowi. Tylko, że ona tam była. Ona wiedziała co się tam wydarzyło. Ona i jej siostra. Były tam i były tu. Jeżeli cokolwiek powie Jackowi to koniec. Koniec dla nas. Naszych świąt. Prawda mogłaby wszystko zniszczyć. Piaskowy Ludek miał rację. Prawda nas dosięgnie, prędzej czy później, a wtedy nic jej nie powstrzyma. Powoli skierowałem się z powrotem do gabinetu. W gabinecie czekał na mnie Zajączek Wielkanocny.
-No i co?-zapytał widząc moją mine.
-Ona ma rację.
-Z czym? Co ci mówiła? Zrobiła coś Piaskowemu Ludkowi?
Siedziałem cicho. Muszę mu powiedzieć. Dotyczy to jego i mnie. Oboje możemy pożegnać się z tym wszystkim lada dzień.
Pora żeby i on to wreszcie dostrzegł. Powiedziałem więc te kilka prostych słów.
-Prawda zaczyna wychodzić na jaw.

Jack FrostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz