Rozdział 6

1.1K 99 17
                                    

*Jennifer*
Spadam. Czuję powietrze gwiżdzące w moich uszach. To koniec. Teraz rozwiąże zagadkę śmierci.

To niesamowite jak szybko myśli przelatują przez głowę człowieka, a czas nie koniecznie szybko płynie.

Wiatr przestał gwizdać, wszystko się zatrzymało, zamknęłam oczy. Ale nie poczułam bólu. "To już? Tak właśnie wygląda śmierć?" myślałam.

- Podaj mi rękę... - co...? Otwieram oczy i patrzę w górę. On mnie trzyma...TRZYMA MNIE, ja żyję!

- Podaj tę drugą rękę, bo dłużej nie wytrzymam! - krzyknął, a ja się ocknęłam. Odrazu podałam mu drugą rękę, wciągnął mnie.
Gdy tylko poczułam grunt pod nogami rzuciłam się mu w ramiona szlochając.

- Już dobrze, już jest po wszystkim...- mówił spokojnie gladząc mnie po głowie.

- Dziękuję ci, gdyby nie ty...

- Ciii...nie myśl o tym...- mocniej mnie przytulił.

Chwilę trwalismy w uścisku, dopiero gdy się od niego odkleiłam, zauważyłam jakie to ciacho. Lekko potargane, czarne włosy, brązowe oczy, mocne rysy twarzy, spięte łopatki...

- Patrick jestem - patrzył w moje oczy.
- Jennifer - próbowałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło... dawno tego nie robiłam.
- Przejdziemy się? - spytał
- Jaaasne - odpowiedziałam i po chwili tego pożałowałam... pewnie urządzi mi przesłuchanie.

****

Trochę z nim gadałam, fajny chłopak, odprowadził mnie do domu. A ja nie miałam kluczy, więc trochę sobie posiedziałam pod drzwiami.

On też nie na łatwo, jego ojciec jest alkoholikiem, a matki nie pozwał... ale ja i tak się go boję.
Pewnie brzmi to dziwnie, ale ja naprawdę nie powinnam ufać ludziom. Za przykład weźmy takiego Zaca, który prawie codziennie powyższa mi ciśnienie... Ja po prostu otworzyłam się przed Patrickiem i boję się, że wykorzysta to przeciwko mnie.
Nawet powiedziałam mu o Charliem, rozumiecie?! Boję się co dalej będzie.

****

Czas mija i mija. Codziennie spotykam się z Patrickiem i chyba daje mi to więcej niż ten durny psycholog. Byłam już na krawędzi... i to dosłownie, a on mi pomógł, jest moim przyjacielem, zaufałam mu, nareszcie nie jestem sama.

Od Patrick:
Hey, piękna, idziemy gdzieś dzisiaj? Może odebrać Cię ze szkoły?

Usłyszałam dźwięk telefonu, mam muzykę, więc mogę olać nauczyciela, wyciągam telefon i udpisuję:

Do Patrick:
Jasne, kończę o 14.35, przyjdź po mnie :)

Od Patrick:
Czy Ty mi wysłałaś uśmieszek?! Dziewczyno, szalejesz ;D

Do Patrick:
No wiem, wiem ^.^ Ale spoko, zaras sobie posłucham BAM, przejrzę ich snapa i będzie jak dawniej ;)

Od Patrick:
Zabraniam Ci!

Do Patrick:
Nie mów mi jak mam żyć!!

Od Patrick:
Jenni, to już przestaje być śmieszne...

Do Patrick:
Nigdy nie mów do mnie 'Jenni'.

Poczułam się urażona, tylko Charlie i moja była przyjaciółka mogli dostąpić tego zaszczytu, nie ważne, że Charlie tylko podczas snu...

Od Patrick:
Przepraszam, zapomniałem...
Po prostu uważam, że niepotrzebnie się nim dołujesz.

No nie, teraz przegiął.

Do Patrick:
To tylko Twoje zdanie.
A po za tym to chyba nie jest rozmowa na smsy.

I wyłączyłam telefon. Wkurzył mnie, naprawdę mnie wkurzył. A wiecie, co jest najgorsze? Jak tylko go zobaczę, to mi przejdzie, on tak na mnie pozytywnie działa. Dupek.

- A panna Different jak zwykle jest zainteresowana lekcją - usłyszałam, podniosłam głowę aby ujrzeć twarz jednego z gatunku ludzi uprzykszajacych życie - nauczyciela. Wszystkie twarze już dawno były zwrócone w moją stronę.

- Dla ciebie to pewnie tylko powtórka - patrzył na mnie szyderczo. - Zagraj nam na pianinie utwór 'Winter' Vivaldi'ego - wręczył mi nuty.

Wstałam, wzięłam kartki i podeszłam do pianina, było okropnie zakurzone. Wszyscy cały czas na mnie parzyli. Zaczęłam, ale coś mi nie wyszło...boże, to nie ta nuta, ogarnij się! Nie możesz dać temu facetowi satysfakcji!! Zaczęłam od początku, tm razem perfekcyjnie. A żeby było jeszcze większe 'wow' dodałam drugą rękę. Gdy skończyłam, dostałam burzę oklaskow. Nie poszły na merne te lekcje pianina.

- No dobrze, dobrze, coś tam umiesz - pan 'snobistyczny' udawał, że go to nie rusza, ale ja wiem swoje.

Lekcje już się kończyły, odliczałam sekundy...i... jest! Upragniony dzwonek, mogę się wynieść.
Zabrałam rzeczy i wyszłam. Pod szkołą czekał już Patrick, tak jak się spodziewałam. Podeszłam do niego.

- Cześć - rzuciłam.
- Hey - rozłożył ramiona.
- Nie, nie tym razem! - odeszłam
- Czemu??
- Bo... bo mam taki dzień.
- Okres masz?
- Zaraz twój łeb może przejść drastyczną operacje, jeszcze jedeno słowo!
- Przepraszam - zaczął się śmiać.
- Weź się odwal - naprawdę mnie wkurzył.
- A spójrz na mnie - zrobił tego charakterystycznego banana na mordzie, który nieraz doprowadza mnie do łez.
- Nie!! - odbiegam od niego, nie dam się, nie dam się...
- No dalej, wiem że chcesz, ja chcę tylko twój uśmiech - złapał mnie od tyłu, nie mogłam mu uciec.
- Niee!! Aaaa!!! Zostaw mnie! - zaczęłam się drzeć, cholera, zaczęłam się też śmiać, nie wytrzymałam.
- Wiedziałem! - ten jego triumf
- Brawo. I co? Medal chcesz?
- Nie potrzebny mi, satysfakcja jest wystarczająca - odwróciłam się do niego, nasze twarze dzieliły centymetry...spojrzał w moje oczy - Czy Charlie kiedykolwiek cię tak rozśmieszył?
- Nie? Bo...
- ...bo nawet go nie znasz.
- Przestań - odsunęłam się od niego, ale on dalej mnie obejmował.
- Nie zrobię tego. Bardzo mnie boli, gdy dołujesz się rzeczami, które się nie zdarzą, to nie ma sensu. On ma dziewczynę, ma swoje życie, ty masz swoje, zrozum to.
- Zamknij się! - wyrwałam się z jego uścisku
- Jenni...
- Nie mów tak do mnie! Uwielbiasz mnie ranić, co nie?! Sprawia ci to taką przyjemność!
- Przecież wiesz, że to nie prawda! Robię to wszystko, bo nie mogę patrzeć jak cierpisz...
- Czemu?! Czemu do cholery?! - zaraz go chyba walnę, tak pożądanie
- Bo ja cię k*rwa kocham!!

Uuu, się porobiło, co? :3
Może Jennifer zapomni o Charliem? Może też czuje coś, do 'bohatera', który uratował jej życie? A może nigdy więcej nie będzie z nim rozmawiać, po mimo tego, że tyle mu zawdzięcza?
Wszystko w następnym rozdziale, miśki Wy moje :**

He Just WantedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz