Rozdział 25

1.1K 99 41
                                    

*Charlie*

- Nie wyjdziecie stąd żywi - usłyszałem za sobą ponowny śmiech. Kobieta wyciągnęła pistolet zza czarnej bluzki.

- Ta, gówno - usłyszałem czyjś głos i odrazu podniosłem głowę. Mój przyjaciel stał w drzwiach kuchni i rzucił w nią dwudziesto centymetrowym krasnalem ogrodowym. Kobieta padła jak kłoda.

- Raczaj zemdlała - powiedział szturchając ją nogą.

- Leo! - krzyknąłem kończąc odplątywać dziewczynę - Nareszcie zjawiłeś się w dobrym momencie.

- Mówiłem, że ja zawsze mam to wyczucie - puścił mi oczko.

- Lepiej chodźcie, ona w każdej chwili może się obudzić - Jennifer gwałtownie wstała.

- Hey! - wstałem za nią i ją złapałem - Spokojnie, upadłabyś. Dobrze się czujesz?

- Błagam, po prostu mnie stąd zabierzcie... - łzy płynęły po jej policzkach. W tym momencie odkryłem, jak bardzo nienawidzę jej matki. Znów w oczach mojej dziewczyny gościł strach, w tym momencie nie czułem się jak facet.

- A twoje ręce?

- W którejś szafce powinna być apteczka...

Ja przytulałem Jenni, a Leo opatrywał rany. Sprawnie nam to poszło. Ale i tak martwiłem się, czy nie straciła za dużo krwi...

- Jeszcze jedno do zrobienia - powiedziałem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Jeszcze jedno do zrobienia - powiedziałem. - Chodź Leo, pomożesz mi.

Podeszlismy do kobiety, przyciągnęliśmy do stołu i przywiazalismy sznurami. Ona ani drgnęła. Ale cały czas oddychała 'szkoda' przemknelo mi przez myśl. Jak można zrobić coś takiego własnej córce?!

A po co ją przywiązaliśmy?
1. Żeby znowu czegoś nie wywinęła, gdy się ocknie
2. Niech ma za swoje, taka mała zemsta

- Gdzie teraz...?

- Możemy iść do parku? Nie lubię tego domu... - powiedziała dziewczyna. No więc poszliśmy do parku.

*Jennifer*

Park był z mojego snu. Cienka, niebieska wstęga rozciągała się przez sam środek, nad nią wisiał drewniany mostek. Płaczące wierzby kolysaly się leniwie. Słońce schowało się za chmurami, jakby już nigdy nie chciało być zauważone. Raz po raz tafla wody była naruszana przez wiatr.
Kocham takie miejsca.

Dookoła było mnóstwo ławek, jednak my usiedliśmy pod drzewem. Oparłam się o pień, Charlie objął mnie, chciał zaznaczyć swoją obecność. Leo usiadł na przeciwko nas.

- Jennifer - szepnął po długiej ciszy mój chłopak. - Ja tak tego nie zostawię.

- Nic nie możesz zrobić - odpowiedziałam chowając twarz w jego torsie.

- Może on nie, ale ja tak - powiedział stanowczo Leo. Oboje spojrzelismy na niego zdezorientowani. - Wszystko, co się dzisiaj działo mam zapisane na telefonie. Dlatego tak długo mnie nie było i wam nie pomagałem. Nakręciłem film, całą sytuację, wszystko co zrobiła twoja matka. To jest chore. I napewno to nie tylko alkohol, powinna być w psychiatryku i mówię całkiem poważnie. Straci wszystkie prawa do ciebie.

- To jest myśl, młody - uśmiechnął się Charlie.

- Leo...dziękuję - rozłożyłam ręce, on się przysunął i delikatnie mnie przytulił. - Taki przyjaciel to skarb...

- Zrobiłem tylko to, co powinienem - uśmiechnął się. - Chyba nie sądzisz, że ja pozwolę, aby ktoś cię tak torturował. A pomyslałaś o Charliem? On to już w ogóle.

- Najpierw pokażemy to Magdzie, później damy to na policję - zadecydowałam.

- Pamiętaj, że zawsze jesteśmy z tobą.

- Charlie... - nie wytrzymałam już tego, cały czas o tym myślałam, zaczęłam płakać - ja już mam tego dość.

- Czego? - zapytał zmartwiony

- Dlaczego my nie możemy być jak normalna para. Czemu nie możemy chodzić do kina, odwiedzać się w domu i przedstawic rodzicom? Tylko ciągle coś się dzieje, wieczne awantury, wypadki, próby samobójcze albo mordercze, przemoc...czemu nie może być tak po prostu normalnie...??

- Widocznie jeszcze nie czas... Gdyby nie to wszystko, może nie bylibyśmy parą? Zobaczysz, kiedyś będziemy się z tego śmiać, skarbie - pocałował mnie.

- Powiem wam, że bardzo chciałem zjeść czekoladę, ale zaslodziliscie mnie na śmierć - Leo udał, że umiera.

- Hahahaha.

- Wybacz, młody, ale jeszcze chwilę pocierpisz - zwrócił się do mnie. - Wiesz... o co chodziło w szpitalu z tym, że jestem twoim chłopakiem, tak nagle..? Ciągle nie daje mi to spokoju.

- A nie chcesz? - zaśmiałam się

- Chcę! Oczywiście że chcę!! Ale ja się tak staram i wgl, wyprowam sobie żyły, a ty nagle że już jesteśmy parą - śmiał się.

- Masz mnie, chciałam ci zrobić nazłość - wystawiłam mu język. - A tak serio. Nie uważam, że związek powinien zaczynać się od pytania 'będziesz moją dziewczyną?' tylko od uczuć. Dlatego jesteś moim chłopakiem, od dawna zachowujemy się jak para. A po za tym: kocham cię - już chciał mnie pocałować, ale zabrałam głowę. - Głupi jesteś? Zaraz Leo przez ciebie umrze! - zaśmiałam się.

- Ja... Żyję...ŻYJĘ! - chłopak się podniósł - Jestem. Zombie!

- Kurde, jaka faza - śmiał się Charlie.

- Nie śmiej się i rusz dupę, bo zaraz cię dopadnie, kochanie - dodałam, gdy spojrzał na mnie 'bykiem'.

Po chwili biegaliśmy już po całym parku. Dzięki nim jestem szczęśliwa. Już prawie zapomniałam o sytuacji, która miała miejsce kwadrans temu. Szkoda, że to nie będzie trwać wiecznie...

Uwielbiam czytać Wasze komy ❤❤

He Just WantedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz