Rozdział 23

1.1K 109 25
                                    

*Charlie*

Pielęgniarze wyprowadzili mnie z sali. Ja oczywiście stawiałem opór. Dopiero, gdy zauważyłem Leo, to trochę się uspokoiłem...
- I co z nią?? -zapytał, jedna łza płynęła po jego policzku - Żyje...??

- Ona musi żyć! - obróciłem się w stronę moich ''strażników'' - Uratują ją, prawda?!

- Niech pan się uspokoi, bo w ten sposób tylko pan przeszkadza w pracy. Ja rozumiem, że to emocje, ale proszę się opanować - powiedział brunet. Ja spojrzałem błagalnie na sztyna.

- Ehhh... - zajrzał do środka sali próbując zbadać sytuację, po chwili niestety jego twarz przybrała niekorzystne emocje - Obawiam się, że lekarze nic już nie mogą zrobić...

- JAK TO K*RWA NIE MOGĄ?! - znów zacząłem się wyrywać, ale było ich trzech

- Ona sama musi walczyć.

- Jak to? - obruciłem gwałtownie głowę. Zapomniałem, że Leo też tu jest.

- Z tego co widzę, przechodzi śmierć kliniczną... Lekarze próbują, ale bardzo możliwe, że to od niej zależy, czy się obudzi...

- Ale co ona zrobiła?! Miała przejebane w życiu! Teraz, gdy mieliśmy to naprawić, ona umrze?! Za co?! - upadłem na kolana i zacząłem płakać, straciłem nadzieję...

*Jennifer*

Dookoła mnie było ciemno. Bałam się. Czułam jak wszystko mnie przytłacza. Nie miałam pojęcia gdzie jestem i co się ze mną dzieje...
Po chwili zaczynało robić się jaśniej...i jasniej...
Zasłoniłam oczy i upadłam. Po chwili czułam się tak...błogo? Byłam szczęśliwa, nie wiem czemu, wszystkie moje problemy zniknęły od tak.
Otworzyłam oczy. Dookoła mnie rozciągała się ogromna polana. Lekki wiatr niósł pozytywną energię. W oddali coś bieglo, w moją stronę. Nie uwierzucie kto to był. Abby! Biegła do mnie. Mój ukochany jamniczek. Była jakieś trzysta metrów. I wtedy coś mnie zakuło, coś w środku. Byłam szczęśliwa, ale przypominałam sobie, że miałam coś zrobić, gdzieś być.
Dwieście metrów.
Moje pragnienie stawało się większe. Ta pustka. Wyżerała mnie od środka. Wyraźnie czegoś mi brakowało, nie czułam spełnienia. Tylko czemu??
Sto metrów.
Czyjś obraz zaczął rysować się w mojej pamięci. Cudowne, błękitne oczy, wspaniały uśmiech i te blond włosy. Słyszałam, jak się śmieje, mówi moje imię. Zadawałam sobie pytanie: kto to?
Dzielił mnie dosłownie jeden metr od mojego psa. Gdy była obok mnie gwałtownie odskoczyłam. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi to zrobić. Moja podświadomość podpowoadała mi, że nie mogę jej dotknąć.

W tym momencie cudowna aura zaczęła poryskać. Już nie byłam tak bardzo szczęśliwa. Słyszałam cichutki szept: on tęskni.
I wtedy sobie przypomniałam, o Charliem. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem i co się stało, ale wiedziałam, że to jego mi brakuje.
Teraz nie wiedziałam, w którą stronę iść...
Z jednej strony, jestem szczęśliwa tu gdzie jestem... Ale z drugiej strony... I teraz wpadłam na pewien pomysł. Byłam ciekawa, czy mogę go teraz zobaczyć.

Dosłownie, jakby ktoś czytał w moich myślach. Przede mną pojawił się obraz. Widziałam siebie leżącą w szpitalnym łóżku, widziałam Leo, który za wszystko się obwiniał i jeszcze Charlie...który krzyczał, płakał, wpadał w szał. Chyba nie mógł się z tym pogodzić.

Gdy tak na niego patrzyłam, to krajało mi się serce...i w sumie kocham go, teraz byłam tego pewna.

Ale ku mojemu zdziwieniu wróciłam po chwili na polanę. Abby do mnie podbiegła, skoczyła na mnie, ja zamknęłam oczy. Nie chciałam umierać. Chciałan żyć. Z Charliem.

*Charlie*

Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Emocje rozwalały mnie od środka.

- Żyje! - usłyszałem lekarza

Zaraz podniosłem się na nogi, już miałem biec...

- A pan gdzie się rak śpieszy? - poczułem ręce, które mnie zatrzymały

- Chłopie, albo mnie puścisz, albo... - urwałem. Usłyszałem jej cudny głos, ale nie mogłem w to uwierzyć.

- Ch-Charlie?

- Kto?

- Gdzie jest Charlie? Muszę się z nim zobaczyć.

- Ale dopiero co pani wręcz ożyła!

- Ale ja muszę się z nim zobaczyć!

Walnąłem faceta łokciem i pobiegłem do sali. Wiem, cios poniżej pasa, ale jakoś mało mnie to obchodziło.
Gdy tylo ją zobaczyłem...miałem ochotę wykrzyczeć jej imię. Mogłem zacząć tańczyć na samym środku, właściwie to chyba mogłem wszytko. Ale chciałem tylko być przy niej. Podbiegłem do jej łóżka.

- Tu jestem - powiedziałem. Poczułem łzy na twarzy, tym razem szczęścia.

- Charlie - wtuliła się we mnie również płacząc.

- Jennifer, proszę cię, nigdy więcej mnie tak nie strasz. Bałem się, bardzo się bałem. Strach jest okropny ale to jednak moja bezsilność była najgorsza.

- Kocham cię, tak po prostu - powiedziała delikatnie kładąc swoje usta na moich. Nareszcie się doczekałem tego mome...

- ONA ŻYJE?! - tak, to Leo. Znowu wybrał sobie najlepszy moment. - Czemu wy zawsze się całujecie, gdy ja wchodzę?

- Nie, czemu ty zawsze wchodzisz, jak my się całujemy - zaśmiała się ciepło. - No chodź tu!

Po tych słowach młody podbiegł do niej jak małe dziecko, po czym się przytulił.

- I więcej nas tak nie strasz! Wiesz, że bym sobie tego nie wybaczył.

- Jennifer! Jak się czujesz?! - na salę wbiegła Magda - I dotego musisz mi wszystko opowiwdziec...- spojrzała na nas podejrzanie.

- Dobrze. To Leo, mój najlepszy przyjaciel - młody podał rękę - a to Charlie, mój chłopak.

Oto wyczekiwany przez Was rozdział! *.*
Nie śpicie jeszcze przy tej książce?? :')

He Just WantedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz