Rozdział 30

877 83 16
                                    

* dwa tygodnie później *

*Charlie*

Padał deszcz. Spadające krople wody waliły niemiłosiernie we wszystko, co napotkały na swojej drodze do wiecznego spokoju.
Niektóre z nich spadały na bezpiczną glebę usłaną trawą, inne pozbawione tego szczęścia roztrzaskiwały się o szary aswalt, ciemne domy, puste samochody lub po prostu przechodniów. Właściwie, to o mnie. Nikt nie był na tyle głupi, aby w taką pogodę brnąć przez pół miasta, oczywiście oprócz mnie. Droga z dworca wcale nie była taka krótka, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Ja zacięcie szedłem do przodu, aż dotarłem do celu. Stojąc pod dachem starałem się wyrównać oddech. Niedoczekanie.
Więc podniosłem rękę i uderzyłem kilkukrotnie pięścią o wygładzone drewno, dźwięk głucho rozszedł się po drugiej stronie przedmiotu.

- Oh, witaj Charlie, wejdź - drzwi otworzyły się, stała w nich niewysoka kobieta.

- Dobry wieczór - powiedziałem ostrożnie opierając walizkę o szafę. Ściągnęłem mokrą kurtkę.

- Jennifer jest u siebie, zresztą, jak od trzech dni. Do mnie się nie odzywa i nie wiem, co się dzieje, porozmawiasz z nią?

- Oczywiście - powiedziałem, po czym skierowałem się w stronę starych, drewnianych schodów.

Po chwili byłem na piętrze, przed pokojem. Lekko pchnąłem czarne drzwi i zajrzałem do jego wnętrza.
Na środku siedziała dziewczyna o długich, brązowych i lekko falowanych włosach, zasłaniających jej twarz. Wpatrywała się w jakiś niewidoczny punkt na ziemi, a przynajmniej ja nie mogłem go dostrzec.

- Jenni... - powiedziałem niepewnie. Nie zareagowała, nawet nie drgnęła. Zdawała się być całkowicie nieobecna.

Otworzyłem szerzej drzwi, te wydały cichy dzięk lamentu w postaci skrzypienia. Wszedłem do pokoju zamykając je i usiadłem obok brunetki próbując znaleźć punkt, na który tak zawzięcie się wpatrywała, niestety nie udało mi się to, widziałem jedynie jasne panele.

- Kochanie... - szepnąłem, chociaż wydawało mi się, że krzyczę. Przytuliłem ją, chowając jej głowę w moich ramionach. Nie byłem pewien, co się dzieje, więc pozwoliłem jej milczeć najpotężniejszym krzykiem o pomoc.

- Charlie...? - szepnęła wreszcie do mojego torsu, poczułem, jak szybko zabiło moje serce.

- Tak? - szepnąłem również, czekając na jej pytanie lub wyznanie

- Co tutaj robisz? Wasza trasa już się zakończyła...

- Londyn był ostatni. Wróciłem do Bournemouth, a Leo do Port Tablo. Ale chciałem znowu cię zobaczyć, tęskniłem, martwiłem się o ciebie, nie mogłem cię tak po prostu zostawic w takiej sytuacji. Przyjechałem pierwszym pociągiem - powiedziałem zakładając jej włosy za ucho, aby znów nie opadły na jej twarz.

- Ja tak dłużej nie mogę, nie chcę, nie potrafię... - szeptała. - Mam tego dość, to przecież nie ma sensu..

- O czym mówisz? - spytałem niepewnie, bałem się odpowiedzi

- O moim życiu - odpowiedziała.

Nie wyglądała już jak wcześniej, nie zachowywała się jak dziewczyna, którą kocham. Szczerze mówiąc, to miałem wrażenie, że rozmowiam z kimś zupełnie innym.

- Czemu tak twierdzisz? Wszystko będzie...

- Proszę, chociaż ty nie wmawiaj mi, że 'wszystko będzie dobrze'. Bo nie będzie - powiedziała.

W końcu patrzyłem w jej szare oczy przepełnione łzami. Patrzyły na mnie. Analizowały. Niestety nie dostrzegałem w nich choć odrobiny nadziei.

He Just WantedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz