Hi Sweetie! 6

5.8K 299 208
                                    

-Piękna dziś pogoda.
-Szkoda, że śniegu nie ma.-posmutniała Sally
-Nie smuć się Sally. Niedługo będzie wiosna.-pocieszyłam dziewczynkę

Sally pobiegła przodem ja i Toby byliśmy w tyle. Po chwili poczułam jakieś ciepło rozchodzące się po mojej dłoni. Spojrzałam wyżej, to był Toby. Zarumieniłam się i odwróciłam głowę w inną stronę.

-Heh. Słodko wyglądasz.
-Nie praw mi takich komplementów jak Offender.
-Spoko.

Chodziliśmy tak dalej trzymając się za ręce. Podbiegła do nas Sally.

-Ale wyglądacie słodko. -uśmiechnęła się i ruszyła dalej
-Może już będziemy wracać. Odprowadzimy Sally i pójdę coś załatwić.
-Rozumiem. Pójdę z tobą na wszelki wypadek.
-Dobrze. SALLY!!! CHODŹ WRACAMY!!!-krzyknęłam, dziewczynka szybko przyszła

Ruszyliśmy do domu, gdy byliśmy kilka metrów od villy puściłam rękę chłopaka.

-Co wstydzisz się?-zapytał
-Nie o to mi chodzi po prostu....
-Rozumiem. Wszyscy śmialiby się.
-To też nie to. Chodzi mi, że znamy się krótko.
-A to. Nie szkodzi.-znowu to chytre spojrzenie
-Nie udawaj Offendera i Jeffa w jednym.
-Nie musisz się mnie obawiać. Nie skrzywdze ciebie, nie chce mieć potem na sumieniu smutnej buzi Sally. Wtedy jak tęskniła za tobą.
-Ja też za nią tęskniłam.
Weszliśmy równo do środka.
-Lucy Operator cię wzywa.-powiedział Masky

W gabinecie Slendera.

-Witaj Lucy.
-Dzień dobry papo. Czemu mnie wzywałeś?
-Musisz wybrać broń. Z tego co wyczytałem z twoich myśli idziesz na łowy z Toby'm. To dobrze sprawdzi czy potrafisz zabić.
-Ej nie ładnie grzebać w mojej głowie. Ale jak zobaczysz coś za dużo to się nie odzywaj.
-Dobrze. Nikomu nie powiem.

Wyszłam z biura Papy. Byłam trochę zła na niego, że czyta za dużo w moim umyśle. Poszłam do pokoju przebrać się. Założyłam czarne spodnie, czarną bluzę i szarą chustkę jest trochę podobna do takiej co ma Toby. Zeszłam na dół czekał na mnie już Toby i coś chował za plecami.

-Pomyślałem, że dla ciebie najlepszą bronią będzie sztylet.
-Oh Toby. Dzięki.-zarumieniłam się i wzięłam sztylet, pięknie zdobiona rękojeść i sporej długości ostre ostrze

Ruszyliśmy w stronę mojego byłego domu przez całą drogę czułam na sobie wzrok chłopaka. Po kilku minutach gdy byliśmy w parku zaczepił mnie chłopak.

-Lalunia zabawimy się?-złapał i przyciągnął mnie do siebie
-Puszczaj.
-Nie kocico. Będziesz moja tu i teraz.-zbliżył twarz do mojej

Zapomniałam miałam nóż w kieszeni ale nie miałam jak wyjąć bo mnie mocno trzymał.

-No dobra poddaje się.

Facet rozluźnił uścisk, szybko wyciągnęłam sztylet i mierzyłam w kolesia.

-Ej niegrzeczna dziewczynka.

Ruszył w moją stronę, uniknęłam ciosu i uderzyłam go w brzuch. Zwijał się z bólu, dźgnęłam go kilkanaście razy. Końcowy cios zadałam w serce. Po chwili podszedł Toby łapiąc mnie za ramiona.

-Brawo Lucy.-odwrócił mnie do siebie i pocałował w czoło

Po kilku minutach byliśmy już w domu. Weszłam do pokoju spakowałam kilka rzeczy i zostawiłam na zewnątrz. Poszłam do pokoju rodziny zastępczej czyli rodziców Martina jego zostawie na koniec.
Zabrałam się za ojca Toby trzymał matkę tak aby nie krzyczała. Najpierw poodcinałam siekierą Toby'ego ręce i nogi ojca. Sztyletem rozprułam brzuch, wylały się z nich flaki. Na koniec odcięłam mu głowę. Krew lała się strumieniami. To był cudowny ale i zabawny widok, zaśmiałam się psychopatycznie. Toby popatrzył raz na mnie potem na zwłoki. Zabrałam się za matkę jej odcięłam palce, potem nogi i ręce. Ukoronowaniem tego było odcięcie jej głowy. Krew i z niej trzyskała strumieniami ochlapując mnie i chłopaka. Śmialiśmy się psychopatycznie Wycięłam im nerki dla E.J.

-To co idziemy.
-Zdecydowanie. Zdążymy na kolację.-dodał Toby

Wyszliśmy z domu ja zabrałam torbę z rzeczami. Do domu wracaliśmy w podskokach. Byliśmy bardzo szczęśliwi.

******
Jak coś akcja dzieje się w okolicach wiosny. Dość dawno pisałam to i trochę pora roku jest inna ale mniejsza. Do zobaczenia wkrótce.

Hi Sweety! // Hi Sweety I'm Back! [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz