Hi Sweetie! 20

3.3K 202 63
                                    

Biegłam tak nie wiem ile, ale było już ciemno i w dodatku zaczęło padać. Nagle w oddali ujżałam szopę szybko wbiegłam nie zwracając uwagi jak stara jest. Zamknęłam gwałtownie drzwi i zrobiłam kilka kroków rozglądając się. Znalazłam tylko kilka kocy. Usiadłam tam gdzie nie kapało z dachu owijając się kocami. Było mi bardzo zimno zwinęłam się w kłębek i przysnęłam.

Z.P.W E.Jack
Biegłem jeszcze kilka minut dostrzegając domek niedaleko na wprost mnie. Pomyślałem, że pewnie tam się schowała. Wbiegłem otwierając drzwi.

Z.P.W Lucy
Nagle usłyszałam głośny huk otwieranych drzwi. Spojrzałam na nie wtedy rozbłysło się a przede mną stał jakiś chłopak w płaszczu. Powoli do mnie podchodził. Byłam sparaliżowana zimnem i trochę ze strachu. Jednak gdy przemówił łagodnym głosem jak zawsze wiedziałam już kim była postać.

-Lucy...pora wracać.-szepnął

Jack podszedł i kucnął gładząc lekko chłodną dłonią mój policzek. Po chwili przesunął dłoń na czoło kręcą głową.

-Masz gorączkę. Możesz wstać?-spytał troskliwie patrząc na mnie

Rozchyliłam usta by coś powiedzieć jednak nie mogłam i załamana, że znów straciłam głos pokiwałam na nie.
Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy, mimo że Jack nie ma oczu to potrafiłam poznać jakie uczucia kryje w sobie. Rozpiął swoją kurtkę, zalożył moje dłonie na swojej szyi. Powoli wstał i przełożył moje nogi aby oplatały go w pasie.

-Trzymaj się mocno.-szepnął mi do ucha i lekko podciągnął mnie wyżej

Usłyszałam jak tylko zapina kurtkę. Poprawiłam trochę chwyt wtulając się w jego tors. Po chwili Jack wyszedł z szopy niosąc mnie prawie jak małe dziecko. W czasie drogi zasnęłam wtulona w niego. Słyszałam tylko bicie jego serca oraz kojący głos mówiący, że za chwilę będziemy.

Z.P.W E.Jack
W czasie drogi do rezydencji czułem jak bardzo rozpalona jest. Najbardziej wsłuchałem się w bicie jej serca. Uśmiechnąłem się pod maską. Po kilku minutach otworzyłem kopniakiem drzwi do rezydencji. Od razu na moją twarz wstąpił gniew. Nim cokolwiek powiedziałem przy mnie stała Sally przyglądając mi się bacznie ze łzami w oczach.

-Jack gdzie Lucy?-mówiła zapłakana, ledwo mogłem w to uwierzyć ostatni raz płakała gdy Slendy ją sprowadził.
-Jest bezpieczna.-odpiąłem ostrożnie kurtkę i rzuciłem na wieszak
-Jafk jak dobrze, że wróciłeś.-podbiegła Jane, po minie jej wiedziałem co się święci
-Tak wróciłem. Jane zadanie dla ciebie. Idź naszykuj ciepłą wodę koce i ręczniki i suche ubrania.-powiedziałem władczo patrząc czule na Lucy
-Tak jest Jack. I jeszcze jedno Slendera nie ma musiał wyjechać do braci w sprawie misji proxy. W czasie jego nieobecności rządzisz.
-Tsaa dobry moment serio.-burknąłem-Sally idź do L.J by przyniósł opatrunki. Jane jeszcze jedno...pierdolnij ode mnie Jeffa.-uśmiechnąłem się i udałem z dziewczyną na górę do jej pokoju

Time skip 3 hours later
Pokój Lucy

Moczyłem kolejny recznik kładąc go na czole Lucy. Westchnąłem cicho siadając na krześle obok. Poczułem na ramieniu dłoń Jane.

-Co z nią Jack?-spytała cicho
-Jest stabilna ale gorączka nie spada.-rzekłem zmęczony zdejmując maskę masowałem czoło-Posiedź tu chwilę z Sally i nie zwracajcie uwagi na krzyki z dołu.-dodałem zakładając maskę i wyszedłem z pokoju

Zszedłem na dół na prawdę wkurwiony. Teraz wiem jak czuł się Toby. Każdy mój kolejny krok był dobrze słyszalny. Gdy wszedłem do salonu każda para oczu była skierowana w moją stronę.

-Eee Jack ja chciałem...-wstał Jeff i drapał się po głowie
-Gówno mnie to obchodzi.-uderzyłem go z pięści w twarz-To od Toby'ego-uderzyłem go znowu tylko najmocniej jak umiałem- a to ode mnie.-odsunąłem się-Zdajesz sobie sprawę oraz wszyscy, że ja teraz zarządzam rezydencją. Więc raczylibyście się ogarnąć i wzieli w garść. Już nie jest jak dawniej, że to proxy szli bo najnormalniej jeszcze wyglądają. Mniejsza. Od jutra przydział obowiązków, ja muszę się opiekować Lucy. L.J zajmiesz się Sally przez ten czas, zakupy i robią dziewczyny lub poprosicie Jasona by odrazu po zamknięciu sklepu poszedł. Dalej obowiązki domowe....Jeff za kare sprzątasz bo do kuchni ci nawet nie dam przyjść. Każdy wie już co ma robić. Świetnie w takim razi nara ludzie.-odwróciłem sięna pięcie i udałem do pokoju Lucy

-Jack szybko Lucy gorzej jest!-krzyknęła Jane trzymając dziewczynę
-Cholera drgawki. Zabierz Sally i zawołaj mi tu kogoś.
-Jasne.

Dostrzegłem tylko łzy Sally spływające po jej policzkach gdy wychodziła. Po chwili do pokoju przyleciał Pupeteer oraz Nurse Ann. Kazałem Pupetowi związać ją do łóżka, wtedy z Ann mieliśmy czas na podanie odpowiednich leków. Po chwili atak drgawek już się uspokoił.

-Dzięki.-otarłem czoło
-Nie ma sprawy Jack.-zaśmiał się Pupet i znikł
-Jakbyś potrzebował czegoś wiesz gdzie mnie szukać.-dodała Ann i wyszła

Spojrzałem na Lucy, leżała spokojnie z takim samym wyrazem twarzy. Do pokoju weszła Sally z Jane.

-Sorki Jack uparła się.-szepnęła
-Jacky co z Lucy...wyzdrowieje prawda?!-pisnęła ze łzami w oczach
-Spokojnie Sall już z nią dobrze.-przeczesałem jej włosy

Dziewczynka podeszła do łóżka łapiąc malutkimi dłońmi rękę Lucy, którą ułożyła na głowie jakby chciała by ją pogladziła. Zdjąłem maskę i patrzyłem na nie z uśmiechem. Teraz wiem jak czuła się Lucy gdy Toby był ranny.

-Teraz to chyba wiem jak to jest troszczyć się o bliskich.-szepnąłem
-Czy długo musimy czekać?-spytała Jane
-Zależy. Jeśli gorączka nie spadnie to musimy wezwać Slendera. Boję się o nią, nikt by nie chciał by umarła.
-Jack...czy ty się czasem nie zakochałeś?

Zaskoczony tym pytaniem lekko się zaśmiałem i położyłem dłoń na jej ramieniu patrząc w jej oczy.

-Obiecałem pewnej osobie, że się nią zaopiekuję. Nie zakochałem się w niej. Wolałbym określenie ,,kocham jak siostrę".
-Rozumiem.-uśmiechnęła się
-Zaprowadź już Sally. Ja zostanę tu na noc.

Sally podbiegła i ciągnęła mnie za rękaw bluzy. Kucnąłem patrząc w jej zielone oczy.

-Jacky pilnuj jej proszę. To moja siostra.-pisnęła wtulając się we mnie, zaskoczony odwzajemniłem
-Dotrzymam słowa. Idźcie już.

Dziewczyny wyszły i zostałem sam z Lucy. Odłożyłem maskę na stolik i usiadłem na fotelu obok łóżka bacznie obserwując Lucy. Jednak zmęczenie było większe i zasnąłem.

******
Ba dum tsss
Dziś wstawiam kolejny rozdzialik taki present dla was za moją długą nieobecność. Sorki za błędy kiedyś je poprawię.

No to chyba najdłuższy rozdział jaki się tu pojawił. Ale mniejsza.

Jak myślicie co się dalej stanie?
Czy Lucy wyzdrowieje?
Co się dzieje z proxy?
Czy Jack poradzi sobie jako pan rezydencji?

Piszcie swoje przemyślenia w komentarzach.

Miłego dzionka.

Hi Sweety! // Hi Sweety I'm Back! [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz