"Labirynt"

609 89 12
                                    

Dusze
W katatonii uczuć
W kajdanach sumienia
W uścisku marzeń
Wyciągają blade ręce ku majakom
W rozpaczy sięgają halucynacji
Gubią się w pragnieniach
Błądzą labiryntem
Żałując każdego zakrętu
Który pokonały bezmyślnie
Ich blade oczy są puste
Bezgłośne łzy błyszczą

Labirynt nie jest bez wyjścia
Lecz one nigdzie nie widzą
Ni wrót, drabiny czy bramy
Syczą ze złości, ach głupie
Oszalałe do cna
Rzucają się jak bestie
Jak staw piranii kotłuje się ich nieistniejące serce
Kłami szarpią okruchy szczęścia
Sypane przez los
Szponami orzą swe spektralne ciała
Pomimo bezcielesności
Toczą pianę z widmowych ust
Ich cichy szloch przechodzi w jęk
Upiory jęk w dziki ryk
Zadzierają łby i gapią się
W miraże snów

W końcu pękają
Ich niematerialne ciała płoną sztucznym ogniem
Niedotykalna skóra zwęgla się w ułudnym żarze
A po ich bólu nie zostaje wiele
Ślady szponów niemocy na ścianach znikną
Tak jak wypalone ścieżki łez

Labirynt westchnął z rozkoszy
Nasyciwszy się na ułamek wieczności

~~~
Wiersz dziwny i średnio mi się podoba, ale stwierdziłem, że wrzucę..

Pseudopoezja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz