Dziewczyna w swoim akademickim stroju wyróżniała się na tle tłumu. Miało to swoje minusy, ale również plusy - ludzie ustępowali jej z drogi, a kupcy nie próbowali przesadnie się targować. Magowie cieszyli się szacunkiem, a uczniowie byli traktowani już jako jedni z nich.
Niestety, szata miała jeden poważny minus. Kassidia odczuwała go szczególnie teraz, gdy miała wrażenie, jakby gotowała się pod grubym i ciężkim materiałem. Zachodzące słońce już barwiło niebo na pomarańczowo, ale nadal grzało niemiłosiernie.
Po raz kolejny niecierpliwie przeczesała jasne włosy. Nawet wyciągnęła na wierzch łańcuszek, bo miała wrażenie, że palił jej skórę.
Targ zdawał ciągnąć się w nieskończoność, a tłum gęstnieć z każdą chwilą. Przeciskała się bokiem, przepraszając za przypadkowe potrącenia, choć i tak jej głos niknął w ogólnych hałasie.
Otaczała ją istna mieszanka kultur. Od wyniosłych mieszkańców stolicy, po opalonych i głośnych Południowców. Przybysze z północy odznaczali się ubraniami z grubej skóry, na których widok zrobiło jej się niemal słabo.
Tym to musi być dopiero ciepło.
Wreszcie znalazła stoisko z serami. Sprzedawczyni, starsza kobieta, popatrzyła na nią z takim politowaniem, jakby doskonale rozumiała jej męczarnie.
— Co podać? — powiedziała sepleniąc przez braki w uzębieniu.
Kassidia omiotła wzrokiem wybór, który wcale nie był duży.
— Poproszę kawałek...
W tym momencie poczuła delikatne szarpnięcie w okolicach szyi. Lekkie niczym podmuch wiatru. Niedostrzegalne, jeżeliby była bardziej zaabsorbowana zakupami.
Jednak ona poczuła.
Ciężar jej łańcuszka zniknął.
Obróciła się szybko na pięcie. W samą porę, by zobaczyć wysoką postać przepychającą się przez tłum.
— Łapać go! Złodziej! — wrzasnęła, gdy odzyskała rezon i rzuciła się jego śladem.
Łatwo odnalazła drogę, którą biegł. Potrąceni ludzie łapali równowagę i wygrażali w stronę uciekiniera.
Popchnęła jakąś kobietę. Przeskoczyła nad małym pieskiem. Słyszała za sobą oburzone okrzyki, lecz nie miała czasu na przeprosiny.
Rozpędziła się. Przejechała bokiem po pustej ladzie. Niezgrabnie wylądowała na ziemi po drugiej stronie. Jeszcze nigdy nie była tak zdeterminowana, aby wykonywać podobne akrobacje.
Przydałaby się szata Cadona - pomyślała, podkasając ubiór.
Pomyślała, że pewnie wygląda jak furiatka, co tylko wzmocniło chęć zemsty na przestępcy.
Minęła ostatnie kramy a tłok się zmniejszył. Teraz dostrzegła złodzieja, jak skręca w boczną alejkę. Wpadła tam za nim, biegnąć jakby od tego zależało jej życie.
Miał kilka metrów przewagi... I lepszy strój.
Ale ona miała broń.
— Stój... w imię... Akademii... użyję...— wydyszała przepisową formułkę — magii.
Złodziej nawet nie zwolnił. W ostatniej chwili uskoczyła przed powozowym koniem. Jakaś kobieta pisnęła donośnie, ale Kassidia już tego nie słyszała. Podniosła rękę.
I poczuła pustkę.
Złodziej zdobywał coraz większą przewagę, a ona nie mogła się skupić, aby nabrać mocy z otocznia.
CZYTASZ
Czas Feniksa (TOM I) ✔
Fantasy❕ Poprawki w planach, więc jeśli czytacie to przed nimi, musicie przymknąć oko na niektóre błędy❕ Co wybrać, jeśli możliwością jest tylko większe lub mniejsze zło? Od lat władza Chantrii spoczywa w rękach despotycznego króla Gavenrisa. Dawne Rasy zo...