W Wielkiej Sali siedziby rebeliantów panowała codzienna wrzawa.
Jednak przestała być codzienna, gdy wrota od Smoczej Siedziby z łoskotem uderzyły w ścianę.
Tak zwykł zapowiadać swoje wejście generał Aeron, lecz dziś w trzasku potężnych wrót wyczuwalna była podwójna dawka agresji.
Rozmowy ucichły, a wszystkie pary oczu skierowały się na przybyłego.
Aeronowi na moment zrzedła mina. Dzisiaj wcale nie chciał rozgłosu, jednak było już za późno. Na powrót przybrał swój wyniosły i pewny siebie wyraz twarzy. Zdjął maskę, więc musiał chociaż utrzymywać pozory.
Ruszył środkiem okrągłej sali z wysokim, przeszklonym sufitem. Podeszwy uderzały dźwięcznie o ciemny marmur. Pomieszczenie, na jego nieszczęście, stanowiło centrum życia buntowników, a o tej porze większość mieszkańców spotykała się właśnie tutaj.
Ludzie ustępowali mu z drogi, niczym mrówki, które boją się rozdeptania ciężkim butem.
Zwykle raczył się takimi reakcjami, lecz teraz zmierzał czym prędzej w kierunku pokojów matki.
Choć nie miał prawa słyszeć miarowego kapania, mógłby przysiąść, że rozbrzmiewało echem po całej sali.
Odliczał sekundy, aż widownia w końcu się zorientuje.
I rzeczywiście, sekundę później ktoś parsknął stłumionym śmiechem. Coraz więcej osób zaczęło wskazywać na mokre ślady jakie za sobą zostawiał.
Aeron zgrzytając zębami, dopadł drzwi i otworzył je kopnięciem. Szybko zamknął je za sobą, starając się ignorować słyszane nawet tu chichoty.
Ze złością uderzył w ścianę. Oczywiście, kamiennemu blokowi nic się nie stało, a bardziej ucierpiała jego ręka. Mimo to nie czuł bólu. Wściekłość buzowała w nim, zagłuszając wszelkie inne emocje.
— Ekhm... Mi też miło cię widzieć — odezwała się niepewnie jego matka. Embresil wyglądała pięknie, jak zwykle. Ubrała się w zieloną suknię, podkreślającą kolor jej oczu i obserwowała go z miejsca na szezlongu.
Znała syna na tyle dobrze, aby wiedzieć, że wzrok, który zdawał się płonąć zielonym ogniem, nie zwiastował niczego dobrego.
— Daruj sobie — odwarknął bez sztucznej grzeczności. — Mam za sobą ciężki dzień, a ci durnie za drzwiami doprowadzają mnie do szału — odparł wściekle gestykulując i rozsiewając przy tym kropelki wody.
Sieć rurek wszytych w kostium zwykle rozprowadzała ogień feniksa, ale ostatnio zostały zalane wodą. Ciężko było pozbyć się tej pamiątki z Ravenhill, przez co tam gdzie stał Aeron, szybko powstawały małe kałuże.
W dodatku włosy, które wyschły podczas lotu, sterczały każdy w inną stronę.
— Nikt nie kazał ci kąpać się w kombinezonie. — Starła krople z ramienia. — Wiesz, że kosztował fortunę?
— Nie i to wina tej dziewuchy. — Wyjął ze schowka w rękawie krótki nożyk.
Embresil spięła się. Nigdy nie można być pewnym co przyjdzie na myśl Aeronowi, gdy jest w stanie furii. Odprężyła się, kiedy syn zaczął podrzucać i łapać narzędzie. Widocznie zabawa bronią go uspokajała.
— Czyli jej nie przyprowadziłeś? — Pokręcił głową. — Ani nie masz naszyjnika? — Znowu ten sam gest. — Zawiodłeś mnie Aeronie.
— Mogłaś mnie uprzedzić, że jest magiczką! — Wybrał najprostszą linię obrony.
CZYTASZ
Czas Feniksa (TOM I) ✔
Fantasy❕ Poprawki w planach, więc jeśli czytacie to przed nimi, musicie przymknąć oko na niektóre błędy❕ Co wybrać, jeśli możliwością jest tylko większe lub mniejsze zło? Od lat władza Chantrii spoczywa w rękach despotycznego króla Gavenrisa. Dawne Rasy zo...