Rozdział 17. Ratunek już w drodze

3.7K 423 78
                                    

   Po tym jak dołączył do nich Eidian, biegli niestrudzenie przez kilkanaście minut. Powinni nie mieć problemów z dogonieniem grupy niewolnic i ich handlarzy, jednak dziwnym przypadkiem gonieni utrzymywali mordercze tempo. 

  W pewnym momencie ślady rozwidlały się, prowadząc w przeciwne strony. Przystanęli zdezorientowani.

  Wyczerpana Kassidia padła na kolana i natychmiast zaczęła rysować na ziemi, niezrozumiałe dla chłopaków wzorki.

— Wstawaj — wydyszał Eidian, nie rozumiejąc jej działań. — Pewnie są już niedaleko.

— A wiesz, w którą stronę powinniśmy szukać Nessy? — spytała, wskazując na rozchodzący się trop.

— Nie, ale siedzeniem na ziemi nic nie zdziałasz.

Biron podbiegł na znajdujące się nieopodal wzgórze i lustrował otoczenie z jego szczytu.

— Jeszcze się zdziwisz — odparła, drżącymi palcami robiąc ostatnią kreskę.

Na wilgotnym gruncie powstał nieskładny znak, trochę przypominający gwiazdę wiatrów o gęstych ramionach. Kassy przyłożyła rękę na środek i przymknęła powieki.

Posługiwania się znakiem szukającym, nauczył ją Morred. Była to niemal zapomniana umiejętność, niezbyt skomplikowana, acz rzadko przydatna. Działała bowiem tylko w kilku przypadkach. Poszukiwacz mógł odnaleźć osobę, z którą łączyła go szczególna więź. Musiał to być członek rodziny, prawdziwy przyjaciel lub ukochany.

Kassy nigdy wcześniej nie używała tej sztuczki. Przypominając sobie rady profesora, pomyślała intensywnie o swojej przyjaciółce. Dołączyła swoje uczucia. Bolała ją świadomość tego, jak bardzo ją zawiodła. Samotna łza spłynęła na jej dłoń.

— Nie wiem co robisz, ale rób to szybciej — warknął Biron, który właśnie wrócił z obchodu.

— Muszę się skupić, a ktoś mi to utrudnia — oponowała Kassy, też nie siląc się na łagodność.

Biron powinien siedzieć cicho, skoro całe zajście było jego winą. Z rosnącą frustracją, pobrała energię i z mocą cisnęła nią w środek znaku. Pochłonął ją niczym gąbka, a jedno ramię rozbłysło niebieskim blaskiem. To nie był jednak koniec.

Nagle obraz przed oczami dziewczyny rozmył się, a oddech uwiązł w gardle. Poczuła, jakby odpływała z własnego ciała i mknęła szybko w nieznanym kierunku. Nie miała władzy w rękach ani w nogach. Pewnie zaczęłaby krzyczeć z przerażenia, gdyby tylko potrafiła.

Wirowanie ustało tak niespodziewanie, jak się pojawiło. Świat nabrał ostrości, ale nadal nie czuła ciała. Widziała za to piątkę kobiet, w zabłoconych strojach. Wszystkie biegły ze strachem wypisanym na twarzach, a Kassy była pośród nich.

Obróciła się nagle, wbrew własnej woli. Zauważyła znienawidzonego mężczyznę z batem w dłoni. Skuliła się, nie przestając biec. Usłyszała przeszywający powietrze trzask bicza. Prawie potknęła się o kępę trawy. Pod jej nogami zaczęła pojawiać się drobna roślinność, a na horyzoncie malował się gęsty zagajnik. Poprzez korony drzew prześwitywało zmierzające ku zachodowi słońce.

Obraz rozmył się nagle, a Kassidia obudziła się we własnym ciele. W głowie jej wirowało. Zgięła się wokół ramienia, które ją silnie obejmowało. Zacisnęła na nim dłonie, wbijając paznokcie w mocne mięśnie. Łapała spazmatyczne oddechy, powoli wracając do rzeczywistości.

— Spokojnie. Już wszystko dobrze — usłyszała szept Eidiana tuż nad swoim uchem.

Dopiero teraz do niej dotarło, że zanosiła się szlochem. Nie była przygotowana na taki chaos w głowie. Klęczała przed znakiem, pulsującym błękitnym światłem, a silne ramię księcia powstrzymywało ją przed upadkiem.

Czas Feniksa (TOM I) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz