Rozdział 31. Demon w ludzkiej skórze

3.5K 365 151
                                    

— Twoja moc, piękny chłopcze, nie pochodzi od ciebie. Był... Jest taki mag jak Briesmoni. Może kojarzysz? — Kobieta wróciła spojrzeniem do Eidiana.

— O nim właśnie mówił ten elf, gdy z tobą walczył — powiedziała Kassy, teraz już pewna, tego co słyszała.

— Spotkaliście On'lerina? — Elfka uniosła brwi. — Szkoda, że nie przekazaliście moich pozdrowień. Tym bardziej żałuję, że nie wyjaśnił wam wszystkiego, bo on zrobiłby to lepiej. Trudno, ja muszę się tego podjąć. Tak więc... — Musiała przypomnieć sobie na czym skończyła. Kassy i Eidian nie odrywali od niej wzroku.

— Briesmoni — podpowiedział Eidian.

— Tak, Briesmoni był ostatnim z Potężnych co zapewne wiecie. Zabił go twój przodek, pierwszy Devenrill. Jednak Bries, już wcześniej odkrył sposób na nieśmiertelność. Czy raczej, ktoś mu paskudnie nakłamał, jak można oszukać śmierć. Bries, za przyjacielską radą, w ostatniej chwili swojego życia, uwolnił ducha. Spodziewał się, że będzie mógł wcielić się w dowolnie wybraną osobę i powrócić w pełni mocy. Jednak tu jest mały haczyk.

Przerwała dramatycznie. W międzyczasie schyliła się po zmiotkę i szufelkę. Zaczęła sprzątać bałagan, wraz z rytmem swoich słów.

— Sam nie mógł wcielić się żywą istotę. Ktoś musiałby mu pomóc, przywołując jego duszę. Jednak ta wiedza była niemal zapomniana. Wiedziało o niej tylko kilku wybranych, którzy wcale nie kwapili się przywoływać tyrana. Briesmoni tułał się wiekami, zawieszony między życiem i śmiercią. Stał się demonem, duchem, który nie zazna spokoju.

Podniosła się, żeby wysypać piach do worka na odpadki. Zdawała się nie zwracać uwagi na to, że dziewczyna i książę wstrzymują oddechy, nie chcąc uronić ani słowa.

— Jednak po latach znalazł się człowiek, głupiec jakich mało, który w jakiejś księdze wyczytał o tym sposobie na nieśmiertelność. Interesował się też historią Briesa i szybko połączył fakty. Udało mu się znaleźć On'lerina, który zna cały proces, i wymusił na nim powiedzenie całej prawdy. Potem sam przywołał demona. To był twój ojciec, Eidianie.

— Gavenris — mruknął chłopak, a w jego głosie zabrzmiała nienawiść.

I'rael patrzyła na niego przez chwilę, po czym uciekła wzrokiem.

— Tak. On — powiedziała głosem, w którym zabrakło poprzedniej twardości.

Kassidia zmarszczyła brwi.

Czemu On'lerin nie powiedział, że nie raz a dwa widział króla?

— Czyli mój ojciec wie o wszystkim — podsumował, przerażony taką perspektywą chłopak.

Elfka skinęła głową.

Kassidia nie mogła pozbyć się wrażenia, że została okłamana. Nie była tylko pewna, czy to On'lerin ją okłamał?

— Twoja moc jest potężna, właściwie najpotężniejsza na świecie. Z drugiej strony też niebezpieczna. Niedługo Briesmoni będzie mógł przejąć nad tobą kontrolę.

— Już może.

— Pewnie chodzi ci o chwilę, gdy się bronisz? Wtedy to się dzieje, prawda?

Eidian przytaknął. Nadal był blady jak ściana za jego plecami.

— Za to ja miałam na myśli to, że wkrótce jego zasięg wpływów w tobie zwiększy się. Nie będziesz wiedział kiedy ani dlaczego, ale przestaniesz być panem w swoim ciele. Nie chcę cię straszyć, taka jest prawda.

— Da się to jakoś zatrzymać lub wypędzić Briesmoniego? — spytała za Eidiana Kassidia. Chłopak zdawał się zbyt przeciążony złymi informacjami.

Czas Feniksa (TOM I) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz