Kolejne dni mijały całej ich ludzko anielskiej zgrai nad wyraz spokojnie, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę Archanioła z niezdiagnozowanym ADHD stojącego na czele anielskich zastępów i jego równie destrukcyjnych braci panoszących się wszędzie naokoło.
Winchesterowie z kolei wrócili na ziemię i dla zabicia irytującą wolno biegnącego czasu pojechali zająć się sprawą jakiegoś niezidentyfikowanego dziwactwa gdzieś w Nowym Meksyku, a Gabe nawet gdyby go zapytać, pewnie nie byłby w stanie powtórzyć nazwy miasta, w którym zatrzymali się bracia.
No bo cholera jasna, kto normalny i zdrowy na umyśle nazywa miasto Albuquerque?
Według Gabriela całe to słowo brzmiało bardziej jak jakaś zaraźliwa choroba albo undergroundowy zespół, tym wyjątkowym razem pozostawił jednak zachować swoje zdanie dla siebie i po zaciętej walce podświadomości nie udzielił nawet żadnej kąśliwej uwagi na ten temat.
Nie głupie Nowo Meksykańskie nazwy były jednak jego głównym zmartwieniem. Zaraz po tym jak dość wylewnie pożegnał się z Samem i przysiadł na krańcu pikowanego fotela, do jego nadal nie do końca wyleczonej po spotkaniu z Crowleyem głowy dotarło, że powinien skontaktować się ze swoimi braćmi nadal zamkniętymi w Klatce gdzieś na najodleglejszym piekielnym zadupiu.
Szczerze mówiąc, wcześniej ignorował możliwość posłużenia się pierścieniem, wmawiają sobie, że ani Lucyfer ani Michael pewnie nawet nie mają ich przy sobie, a Ojciec przysłał mu go jako przypomnienie dla dawnych wartości.
Jednak, jak to się mówi, tonący brzytwy się chwyta, a jego własną brzytwą był sygnet, o którym Sam z takim zainteresowaniem wyciągał od niego informacje jeszcze paręnaście godzin wcześniej.
Cholera.
***
Bracia Winchester po niespełna tygodniu rozprawili się z wrednym duchem narkotykowego guru mszczącym się na swoich przeciwnikach z branży i teraz cali zmaltretowani, poobijani, a przy okazji też strasznie zmęczeni wracali na ostatnią noc do motelu, w którym zatrzymali się te kilka dni temu.
Każdy z nich martwił się o ''swojego'' Skrzydlatego zostawionego tam na górze z tym całym bałaganem. Ani jednemu ani drugiemu nie udało się wyciągnąć od Aniołów żadnej chociaż w miarę konkretnej wiadomości a propos ich planowanych działań w najbliższej przyszłości co tylko wzmagało ich niepokój, bo kiedy tylko ostatnio ktoś z ich bliskiego otoczenia chciał działać na własną rękę i w tajemnicy, musieli zwlec swoje tyłki po niego aż do Piekła i nie obyło się bez interwencji siły wyższej.
I nie żeby chodziło tutaj bezpośrednio o Gabriela.
- Sam, Sam... Sammy? - Starszy z Winchesterów usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę brata, który gapił się w sufit ze słuchawkami w uszach. - Sam do cholery! - Kiedy tylko Łoś zorientował się, że Dean coś od niego chce, pośpiesznie pozbył się słuchowej blokady i zwrócił wzrok na brata.
- Co jest, Dean? - Zapytał, jakby zmartwiony.
- W sumie to nie wiem. - Lewa brew Sama momentalnie podjechała do góry. -Raczej nic, tak myślę. wiesz, chyba się martwię o tych skrzydlatych kretynów.
- Ja też, Dean, ja też.
***
W jasnym pokoju dwóch Aniołów i jeden Archanioł, naradzało się odnośnie nieuniknionej rozmowy z Lucyferem, bo Michała uznano za oczywistego sprzymierzeńca, który mimo wszystko co wydarzyło się wcześniej, podporządkuje się woli Ojca i postąpi tak jakby się tego od niego oczekiwało.
Lucyfer jednak był inny.
Robił co chciał.
Jak chciał.
Kiedy chciał.
Z kim chciał.
Generalnie rzecz ujmując, kontrola nad nim była mocno ograniczona, a wpływy uszczuplone. Lucyfer był dobrym manipulantem i wszyscy razem oraz każdy z osobna bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie cała operacja musiała zostać przeprowadzona pomyślnie za pierwszym podejściem, nawet jeśli tymczasowo za całą operację miała robić jedna rozmowa.
- Gabe, jesteś pewien, że to dobra opcja?
- To jedyna nasza jedyna opcja, Cassie. - Archanioł odgarnął włosy z czoła i z jawnym zmartwieniem spojrzał na braci.
- Przecież to niedorzeczne. - Do akcji jak zwykle taktownie wkroczył Balthazar. - Ojciec znika sobie przed wiekami, a potem nagle wraca i każe ci zaprzyjaźnić się z Lucyferem? Cholera, o ile całą akcję z Michasiem jeszcze rozumiem, to co do tego wszystkiego ma Luci? Czy Ojcu wydaje się, że on teraz nagle spasuje i będzie szedł nam na rękę przy okazji nie patrosząc twojego kochasia? A nasz ukochany Wojownik, ''lepszy'' bliźniak? Może Ojciec myśli, że on też sobie odpuści i przestanie być fanem drugiej części z tandemu Winchesterów? - Skrzydlaty mimo wszystko nie był przekonany do stanowiska zarówno jednego jak i drugiego Archanioła.
- Nie wiem, Balth, naprawdę, jedyne co przekazał mi Ojciec, to to, że ani jeden ani drugi już nie będą potrzebować Sama i Deana jako swoich naczyń. Nie mam pojęcia, jak ma zamiar ich zastąpić, albo jak inaczej chce to rozegrać, jednak reguły gry wyraźnie się zmieniły, a my możemy tylko spróbować zrozumieć nowe zasady.
Po usłyszeniu wymiany zdań swoich braci, Castiel jeszcze bardziej się zasępił, szczególnie uświadamiając sobie, że jeśli jednak uwięzieni Archaniołowie nie wykażą chęci współpracy, ochrona Winchesterów może być znacznie trudniejsza niż ostatnio, szczególnie, że bliźniacy zapewne zaczną działać wspólnie, a w tej sytuacji mogą być groźni nawet z wnętrza Piekieł.
Nie mówiąc nic więcej, Gabriel wygodniej usiadł na swoim fotelu, a potem trzykrotnie przekręcił pierścieniem w lewej dłoni.
Początkowo wszyscy myśleli, że ta od lat zapomniana sztuczka przestała działać, ale kiedy tylko Balthazar chciał wtrącić do sytuacji swoje zdanie, Gabe osunął się po oparciu mebla, a oczy zaświeciły mu czystym złotem, dając do zrozumienia, że cały proceder się powiódł i coś w rodzaju hologramu jego osoby właśnie objawiło się w Klatce.
***
Lucyfer i Michael już dawno doszli do wniosku, że skoro mają spędzić całą wieczność razem, to podrzynanie sobie gardeł każdego ranka raczej nie ma sensu, szczególnie, że mimo wszystko nadal byli braćmi, bliźniakami zrodzonymi ze światła i to ten cały chory plan Ojca odnośnie biegu historii zmusił ich do stanięcia po dwóch różnych stronach barykady.
Oczywiście nie żeby całe to zawieszenie broni przyszło im łatwo i szybko, stopniowo jednak było między nimi coraz lepiej, a i statystyka Lucyfera grożącego Michaelowi wyrwaniem wszystkich wnętrzności bardzo istotnie zmalała, po czasie zatrzymując się w momencie, w którym stała się już tylko nic nie znaczącym żartem.
Generalnie rzecz biorąc, dwóch śmiercionośnych wojowników Niebios właśnie odgrywało czternastą już partię w pokera, kiedy ich uwagę zwróciło wyraźne zachwianie energii i wibrowanie pierścieni, które każdy z nich mimo obaw Gabriela miał gdzieś blisko przy sobie.
Nie musieli długo czekać na wyjaśnienie nietypowego stanu rzeczy, bo już po chwili nie dłuższej niż mrugnięcie oka, przed ich oczami ukazała się postać, której mieli wrażenie już nigdy w życiu nie zobaczyć.
CZYTASZ
bloodflood || spn
FanfictionWinchesterowie... sami w sobie są jak magnes na wszelkiego rodzaju nadnaturalne problemy, a co jeśli dodać do tego poszukiwane anioły, króla piekła i całą zgraję potworów czekających tylko, aż któremuś z nich powinie się noga?