Dean z Samem jeszcze długo nie mogli wyjść z szoku, po tym, co opowiedział im Singer.
Według jego słów, dosłownie paręnaście minut przed ich przybyciem na jego progu pojawiło się dwóch nienaturalnie sztywnych facetów w lekko przykurzonych garniakach i zażądali wpuszczenia ich do środka.
Bez wątpienia Skrzydlaci.
Mężczyźni mieli wtargnąć do domu Bobbyego i próbować wymusić na nim informację właśnie o nich, o braciach Winchester.
Gdzie są.
Z kim są.
Po co są.
Dlaczego są.
Chcieli wiedzieć wszystko, a kiedy Łowca zaczął wyraźnie się stawiać, jeden z nich przestał nad sobą panować i rzucił nim o stół, na którym spokojnie stał kubek z końcówką herbaty, naczynie miało jednak się potłuc, a odłamki szkła powstałe w wyniku uderzenia głęboko porozcinało przedramię Singera.
Według jego relacji, Aniołowie byli gotowi go zabić.
Nie dane im było jednak dopełnić swojego planu, bo kiedy w jednej, tej samej chwili synchronicznie zamachiwali się na skonfundowanego mężczyznę leżącego pośrodku szklanego pandemonium coś jakby nagle chwyciło ich za przedramiona, a chwilę potem zamarli. Ze wzniesionymi ku górze zwiniętymi w pięści dłońmi, zastygli w pozach posągów, którym jakby nagle coś się przypomniało.
Sygnał z Anielskiego radia, był pewny na sto procent.
Singer zdążył tylko mrugnąć, usłyszeć łopotanie rozkładanych skrzydeł, a potem zdać sobie sprawę, że znowu został sam w wielkim domu, i nie żeby miał lekką paranoję, ale w trybie natychmiastowym postanowił udać się do bunkra.
Tak, na wszelki wypadek.
A potem zjawili się Winchesterowie i historia wróciła do swojego początkowego punktu odniesienia.
***
Teraz, po całym tym dziwnym, długim, a przede wszystkim innym, niesamowicie męczącym dniu, Dean rozłożył się na łóżku, które miał w zwyczaju zajmować kiedy stacjonowali u Singera i według swojej prywatnej, odwiecznej tradycji zatopił się w dywagacjach na temat dnia poprzedniego.
O jaką cholerę znowu mogło chodzić Aniołom?
Po co im informacje o nim i Sammym.
Znowu stwarzali zagrożenie dla kogoś bliskiego.
Zawsze w złym miejscu, czasie i nie z tym, z kim trzeba.
Dean na myśl o poczuciu winy, które znowu powoli formowało się w jego wnętrzu, poczuł wielką gulę w gardle i jakby skurczył się sam w sobie.
Czemu chociaż przez chwilę nie mogli mieć spokoju?
***
Starszy Winchester nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, że był obserwowany, a niesamowicie niebieskie tęczówki od dobrych dwóch godzin uważnie śledziły każdy jego, nawet ten najmniejszy, ruch.
Nie żeby Castiel go podglądał czy szpiegował.
Nie, nigdy w życiu.
On tylko, zaraz po tym jak doprowadzili się do stanu pełnej świadomości umysłu, został brutalnie wykopany przez Gabriela za drzwi, a starszy brat wyraźnie dał mu do zrozumienia, że ma nawet nie myśleć o powrocie jeśli nie porozmawia z Deanem.
Cas zaczął poszukiwania Winchestera od motelu, w którym ostatnio się widzieli, nie dane mu było jednak właśnie tam znaleźć swojego rozmówcy.
CZYTASZ
bloodflood || spn
FanficWinchesterowie... sami w sobie są jak magnes na wszelkiego rodzaju nadnaturalne problemy, a co jeśli dodać do tego poszukiwane anioły, króla piekła i całą zgraję potworów czekających tylko, aż któremuś z nich powinie się noga?