11. Irresistible

1.3K 123 32
                                    

Kiedy następnego dnia Dean obudził się w wymiętej pościeli, nie do końca i nie od razu załapał co się właściwie wydarzyło dosłownie kilka godzin temu.

Pamiętał pojawienie się Castiela, a potem..

O cholera.

O  c h o l e r a.

Przespał się z Casem.

Nie żeby tego nie chciał.

Jezuchryste.

Poszedł do łóżka z Aniołem.

Znowu.

Poszedł do łóżka z przyjacielem.

Jak to niedorzecznie brzmiało.

Onie.

Jeśli Bóg gdzieś tam jednak jest, chyba mu nie wybaczy.


Dean, pomimo ogólnego zmartwienia tym co zaszło minionej nocy miał zadziwiająco dobry humor, dlatego też niewiele myśląc, przetoczył się na brzeg materaca, zwiesił nogi przez krawędź łóżka, a potem raźnym, można nawet powiedzieć, że sprężystym krokiem udał się w kierunku schodów. Blondyn nie spodziewał się jednak, że po zejściu na parter i skierowaniu swoich kroków do kuchni zastanie tam Sama i Castiela w iście rodzinnej scence, w której jeden z nich wsuwał płatki jak przerośnięty jedenastolatek, a drugi ze znudzeniem przyglądał się stronom wczorajszej gazety. Jeśli miał być szczery, Dean był pewien, że Cas po prostu sobie zniknął i nawet jakoś szczególnie go to nie zdziwiło, pomimo, że przez chwilę poczuł się jak laska wystawiona parę minut przed studniówką.

Winchester postanowił udawać, że nic się nie wydarzyło i ze spokojem postawił pełen zimnej wody czajnik na gazie. Według ogólnej życiowej filozofii Deana, kofeina zawsze była bardzo pożądana, niezależnie od ogólnego nastroju i nastawienia do przyszłego dnia. Poranek bez kawy, był porankiem straconym. Święta zasada Winchestera.

Kiedy woda się gotowała, Deanowi przez myśl przeleciało kilka scen z wczorajszej nocy i z rosnącym zdenerwowaniem oraz rumieńcem powoli oblewającym policzki, postanowił zgrabnie zmienić tor swoich myśli i od niechcenia zagadną młodszego brata, mając nadzieję, że tamten niczego się nie domyśla.

- Gdzie Bobby? - Zapytał o pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy, a była w miarę istotna, nieważne,  że na prawie sto procent był pewny, że najstarszy z nich pojechał do sklepu po coś tak prozaicznego jak mleko czy bułki.

- Pofechau bo skłebu. - Wybełkotał Sam z ustami pełnymi płatków. Brawo Deanie Winchester, możesz nadać sobie tytuł jasnowidza. 

Nie minęła dłuższa chwila kiedy czajnik w końcu wydał wyczekany pisk, kawa została zalana, a Dean opadł na jedno ze starych, drewnianych, kuchennych krzeseł. Jego uwadze nie uszedł jednak fakt, że Castiel jakby go ignorował, od paru minut wpatrując się w ten sam punkt żółtawej kartki. Czyżby Anioł, wczoraj taki pewny siebie, dzisiaj wstydził się tego co się stało? Ciekawe.

***

Po drugiej stronie blatu, młodszy z Winchesterów właśnie skończył przeżuwać ostatnią łyżkę ze swojego śniadania i postanowił sprawdzić na ile uda mu się zawstydzić Deana. Młodsi bracia już tak chyba mają.

- Hej, Dean, jak się wyspałeś? - Zagadnął na początek, ale już to wystarczyło, żeby jego brat zakrztusił się kawą, kiedy jednak tylko opanował oddech starał się udawać niewzruszonego.

- Dobrze Łosiu, dzięki że pytasz.

- A tobie, Cas, jak się u nas spało? - Sam zmienił front swoich działań.

bloodflood || spnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz