Crowley bardzo wyraźnie odczuł walące się w zastraszającym tempie magiczne zapory. Według Roweny tego typu magia powinna automatycznie wyczuć każde zagrożenie i powiadomić ich o tym fakcie od razu. Mogło to znaczyć tylko jedno, a mianowicie, do szturmu na Piekło przyczyniał się ktoś znacznie potężniejszy niż Rowena i jej syn razem wzięci.
Po pobieżnej analizie w głowie aktualnego Króla Otchłani pojawiła się jedna, straszna, mrożąca krew w żyłach i zabierająca możliwość oddechu myśl.
Lucyfer.
Cholerny Lucyfer wrócił po to co stworzył i co wykreował, po coś, co notabene było jego, a Crowley tylko bezczelnie zabrał to, co nigdy nie powinno było należeć do demona i z pełną świadomością swoich decyzji kazał tytułować się królem.
Cholera.
Gwiazda Zaranna będzie zły, bardzo zły.
Po plecach Crowleya przeszły dreszcze, spowodowane najprawdopodobniej rosnącym przerażeniem. Nie zamierzał jednak wycofywać się ze swojej pozycji bez walki. Fakt faktem, miał świadomość oczywistej porażki i niemal czuł jak jego wierne demony giną zarzynane jak indyki przed Świętem Dziękczynienia. Czuł też wielką energię, która powoli zbliżała się do jego aktualnej lokalizacji, a znaczyło to ni mniej ni więcej, że Lucyfer pogodził się z braćmi i zabrał se sobą małą skrzydlatą armię. W momencie, w którym Crowley poważnie zaczynał rozważać wszczęcie paniki, mahoniowe drzwi rozwarły się z hukiem, a przez framugę kolejno zaczęli przestępować Skrzydlaci z brudnymi od krwi bliźniaczymi Archaniołami na czele.
Crowley widział, że jeden z nich nieznacznie wystąpił do przodu i zaczął coś mówić, nie dosłyszał jednak ani słowa, bo wszystko wkoło zaczęło wirować, a on sam, kiedy znowu otworzył oczy dostrzegł jezioro, od cholery sosen i karcące oczy Roweny, spoglądającej na niego zupełnie tak jak wtedy kiedy był mały, a ona chciała dać mu do zrozumienia, że ma go dość.
- Czy ja zawsze muszę ratować ci tyłek, Fergusie? - Pytanie było aż nazbyt retoryczne, dlatego kobieta postanowiła kontynuować. - Witaj w domu, dawno nas tutaj nie było.
Dopiero wtedy demon, który nagle poczuł się znowu jak dziecko, zauważył, że są w Szkocji, w miejscu w którym się wychował i że stoją na drodze, na której niegdyś widział matkę ostatni raz. Do teraz pamiętał płonące pochodnie i widły w dłoniach ludzi z wioski.
Szybko jednak odrzucił od siebie wspomnienia i żwawym krokiem podążył za Roweną, która ewidentnie kierowała się w miejsce dawnego umiejscowienia ich domu.
Może jednak powinien być jej wdzięczny za uratowanie przed gniewem Lucyfera?
***
- Przepraszam was bardzo, ale czy on właśnie się zdematerializował czy ja mam jakiś problem z postrzeganiem? - Jako pierwszy oczywiście odezwał się Gabriel, nie dostał jednak odpowiedzi na swoje pytanie bo Castiel nagle wypadł z komnaty obok i przekazał im kolejne niepokojące wieści.
- Rowena zniknęła, szukaliśmy wszędzie, ale jedyne co udało nam się znaleźć to jej sygnatura magiczna sugerująca teleportację zbiorową. Jak do tej pory jednak nie udało nam się odczytać miejsca, do którego się przeniosła.
- Michael, byłbyś tak miły i wezwał Razjela? Tylko on może dać sobie radę z czymś tego typu. - Lucyfer zdawał się być bardzo wzburzony ukróceniem marzeń o morderstwie na Crowleyu, postanowił jednak opanować nerwy i pocieszył się myślą, że znowu ma Piekło na wyłączność. - A ty Gabrysiu, poszukałbyś Beliala i przekazał mu informacje o misji? - W odpowiedzi uzyskał tylko skinienie głową, a potem Gabe odwrócił się na pięcie i razem z Michaelem opuścili Piekło. - Cała reszta, oczyśćcie zamek. Nie chcę żeby pieski Crowleya plątały mi się pod nogami. Wiernych naszym ideom możecie oszczędzić. W akcie dobrej woli. Procesy dla tych, którzy zajmowali wysokie stanowiska i pomagali Crowleyowi rozpoczniemy za dwa dni.
Potem Lucyferowi pozostało tylko spojrzeć na tron postawiony przez Crowleya i próbować nie roześmiać się szyderczo. Teatralność mebla była niesamowita, dlatego Gwiazda Zaranna postanowił pozbyć się tego czegoś, co tylko szpeciło to miejsce. W zamian, postawił na jego miejscu coś, co wyglądało jak uszczuplona wersja Żelaznego Tronu z Gry o Tron, z tą zmianą, że jego mebel był zdecydowanie bardziej w dobrym tonie. I z pewnością był wygodniejszy.
***
Bracia Winchester z braku lepszych alternatyw zgodnie usiedli na zdezelowanej kanapie i wspólnie błądzili po kanałach, w końcu zatrzymując się na stacji emitującej jakiś ważny mecz koszykarski, który rozgrywał się bodajże pomiędzy Celticsami i Lakersami, żaden z braci jednak nie skupiał się na migającym ekranie do tego stopnia, żeby wychwycić taką informację.
Sama od środka zżerał wręcz paniczny strach, że coś może pójść nie tak, że cała ta misja skończy się tragicznie i że nigdy więcej nie zobaczy się z Gabem. Nawet nie wiedział o co chodziło, bo ani Archanioł ani Cas nie wyrażali większej chęci do pogaduszek i strzegli szczegółów niemal tak pieczołowicie jak Niemcy kodu do enigmy. Łoś miał przed oczami same straszne wizje i nawet systematycznie dolewany alkohol jak na złość nie chciał przegonić czarnych chmur za horyzont.
Dean z kolei pod maską wściekłości znowu był siedmioletnim małym Deanem, który niemal ze łzami w oczach oczekiwał powrotu Johna z kolejnego polowania. Winchester nie wiedział do końca czy był bardziej zły na Casa, na to że Skrzydlaci mają przed nimi jakieś istotne tajemnice czy może jednak obiektem wściekłości był sam Bóg i cały wykreowany przez niego świat, tylko dlatego, że przez całe cholerne życie Dean czuł jakby wszystko było przeciwko niemu i ciągle miał pod górę.
Starszy z braci właśnie miał wstawać po dwie kolejne butelki piwa aktualnie chłodzące się w lodówce, kiedy frontowe drzwi się otworzyły i zamiast Bobbyego, którego spodziewał się na progu, zobaczył uwalanych krwią, ale wyraźnie zadowolonych Gabriela i Casa. Obydwoje jak gdyby nigdy nic usiedli obok Winchesterów, a potem Gabe, znany w niektórych kręgach jako mistrz taktu, po prostu wypalił;
- Wiecie co? Właśnie odbiliśmy Piekło.
- Czy ja dobrze słyszę? - Jako pierwszy odezwał się Dean, na którego twarzy pojawiło się coś w rodzaju konsternacji.
- Perfekcyjnie, Deenie. - Odparł tylko Gabe i jednym ruchem zabrał Samowi z dłoni końcówkę piwa.
- I co teraz? Tak po prostu, odbiliście sobie Piekło, a teraz przyszliście tutaj pooglądać NBA? To nie brzmi normalnie nawet jak na wasze i nasze standardy. - Łoś postanowił jednak wtrącić coś od siebie do rozmowy.
- A jednak, kochanie. Żyjemy, prawda? Wszyscy powinni się cieszyć. - Gabriel zdawał się uciąć konwersację w paru słowach.
Archanioł nie dosłyszał jednak, albo udawał że nie dosłyszał, krótkiego ''potem wszystko ci wyjaśnię" wypowiedzianego przez Castiela wprost do ucha Deana.
____
Cześć i czołem.
Po kolejnej grzesznie długiej przerwie oto nowy rozdział.
Jak zawsze mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Swoją drogą, od pewnego czasu nurtuje mnie pytanie, a mianowicie, czy ktokolwiek odsłuchuje muzykę, którą zawsze dodaję nad rozdziałem?
Jeśli tak, to mam nadzieję, że się podoba.
No ale, nie przedłużam już dalej, bo to chyba ten moment, w którym zbyt mocno się rozgaduję.
Do następnego.
CZYTASZ
bloodflood || spn
FanfictionWinchesterowie... sami w sobie są jak magnes na wszelkiego rodzaju nadnaturalne problemy, a co jeśli dodać do tego poszukiwane anioły, króla piekła i całą zgraję potworów czekających tylko, aż któremuś z nich powinie się noga?