25. Black Celebration

782 97 2
                                    

Castiel długo zastanawiał się jak wytłumaczy Deanowi całą tą sytuację, kiedy jednak nie udało mu się wymyślić nic wartego uwagi, po prostu poszedł na żywioł. Wiązało się to ni mniej ni więcej z tym, że w tempie karabinu maszynowego wyrzucał z siebie słowa przy okazji pilnując, żeby to, co mówił chociaż trochę trzymało się kupy. Nie żeby było to w jakikolwiek sposób proste, no bo, cholera jasna, jak w prostych słowach opowiedzieć komuś o wiadomościach Boga, uwolnieniu bliźniaków, a na samym końcu szturmie na Piekło?

Cas zdecydowanie nie wiedział, jednak jak właśnie się okazywało, był całkiem niezłym dyplomatą. Nic jednak nie było w stanie uchronić go przed reakcją Winchestera, który właśnie wyrwał dłoń z jego uścisku i zrywając się na równe nogi założył na siebie ręce.

- Dlaczego nic o tym nie wiedzieliśmy? - Dean zaczął teoretycznie niewinnie, Castiel czuł jednak nadchodzącą burzę. - Cas, dlaczego, do cholery, ani ja ani Sam nie wiedzieliśmy zupełnie nic?

Blondynowi odpowiedziała jedynie cisza i oczy barwy oceanu, w których zauważył niemą prośbę o wybaczenie. Wiedział, że ulegnie, że długo nie będzie mógł gniewać się na tego pierzastego dupka, ale przy okazji miał też świadomość, że nie ma winy bez kary, dlatego kiedy odpowiedź Skrzydlatego nadal nie napływała do jego uszu, rozpoczął swój klasyczny monolog, którym zazwyczaj dręczył młodszego brata kiedy byli jeszcze dziećmi.

- Co wy sobie tak właściwie wyobrażaliście? Cholera, Cas, mieliśmy mówić sobie wszystko. Znasz definicję słowa wszystko? A Gabriel? Czy on może też ma braki w zasobie słownictwa? Może na następne święta razem z Samem zrzucimy się na słowniki dla was, co sądzisz? Boże, nie, to nie jest dobre słowo, nieważne, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak myśmy się martwili? Z resztą, jak się okazuje, całkiem słusznie. Mogliśmy wam pomóc, cicho siedź, nie mów że nie, zawsze da się pomóc. Kurwa jego mać, Cas, nie rób tego nigdy więcej, okej? Nie znikaj tak ciągle bez zapowiedzi, nie ukrywaj przede mną ważnych rzeczy, daj mi sobie pomóc, po prostu. Okej, Cas, Castiel, rozumiemy się?

Skrzydlaty nie mógł odmówić nawet gdyby bardzo tego chciał, bo kiedy tylko skinął głową na teoretyczny znak potwierdzenia, Winchester bardzo brutalnie wpił mu się w usta.

***

Dokładnie w tym samym czasie niemalże za ścianą Sam strzelał klasycznego, niemal babskiego focha. Różnica leżała jednak w tym, że Łoś miał autentyczny powód dla manifestacji obrazy swojego majestatu.

Dokładnie tak samo jak starszy brat, cholernie martwił się o Skrzydlatych. Jemu jednak niestety przypadło już doświadczyć jak to jest kiedy traci Gabea, dlatego za wszelką cenę nie mógł dopuścić do powtórki z rozrywki. Po prostu nie.

Prawdę mówiąc, Sam był rozdrażniony, bo poczuł się zlekceważony, a bardzo nie lubił takiego stanu rzeczy.

Teraz, aktualnie rzecz ujmując, Łoś z założonymi rękami czekał na domniemaną falę przeprosin od miotającego się po pokoju Archanioła. Tamten z kolei nie wyrażał chęci do przepraszania Winchestera za coś, co było konieczne i zdecydowanie nie powinno być powodem takiej kłótni.

Gabe już słyszał z tyłu głowy ironiczny ton Balthazara, wypowiadający tekst w stylu ''i co braciszku, czy to te słynne kłopoty w raju?''. Brawo Balthy, mistrzu ironii różnie pojętej.

***

O tej porze roku szkocka pogoda zdecydowanie należała do klasy ''pod psem'' i kategorii ''co to do cholery ma być, chcę do Hiszpanii albo na Kubę''. Deszcz lał się z nieba niemal nieprzerwanym strumieniem, a rzadkie słoneczne przebłyski nie były w stanie zaspokoić potrzeb ludzi względem płonącej gwiazdy. Nic jednak nie było w stanie odwieść Roweny od pomysłu osiedlenia się na ojczyźnie, a Crowley, jako że nie był głupcem, postanowił dostosować się do czarownicy. W końcu, cholera, nie każdego dnia twoja zaginiona matka, wiedźma, która nienawidzi cię od chwili poczęcia ratuje ci życie.

- No więc, mamusiu, co planujesz? - Z udawanym spokojem zagadnął ex Król Otchłani, akurat w momencie, kiedy kolejna struga deszczu przyciągania siłą grawitacji z głośnymi pluskami zaczęła znowu zalewać już i tak zbyt wilgotną ziemię.

- Jeszcze zobaczysz, Fergusiu. - Rowena ewidentnie podchwyciła jego udawaną rodzinną troskę. - Jak to mówią, przezorny zawsze bezpieczny, a teraz nie przeszkadzaj mi chociaż przez chwilę, tak, żebym dobrze wykonała to przeklęte zaklęcie. Jeśli coś pójdzie nie tak, to najprawdopodobniej rozszczepimy się między wymiarami  i czasem, dlatego szczerze ci radzę na chwilę zawrzeć jadaczkę. 

Crowley raczej nie należał do typów ze samobójczymi skłonnościami, dlatego z wielce obrażoną miną ukazującą ni mniej ni więcej tylko jego stosunek do sprawy, krótko mówiąc, zamknął się. W tej chwili jako jedyna nadzieja pozostała mu tylko Rowena, w której po ponad trzech wiekach obudziły się matczyne instynkty.

Lepiej późno niż wcale, pojawiło się tylko w głowie demona, a potem zaczął uważnie przyglądać się inkantującej formułę matce.

***

W czasie kiedy bracia Winchester i ich skrzydlate miłości przeżywali swoje własne, prywatne trzęsienia ziemi, a Crowley mókł w ulewnym Szkockim deszczu, Michael z niepokojem wysłuchiwał raportu jednego z aniołów pracujących nad równowagą świata. Ze słów Sefariela, bo tak brzmiało jego imię, wynikało, że coś złego dzieje się ze światem. Coś czego żaden z jego współpracowników nie spotkał i nie znał, ale wydawało się silne, można powiedzieć że potężne. Według jego słów, nie można było ani zobaczyć ani usłyszeć działania destrukcyjnej siły, zdawało się jednak że systematycznie zaburza krążenie energii, jakby pozbywała się niektórych atomów albo pierwiastków, nie było w tym działaniu jednak ani krzty systematyki, a całość wydawała się raczej przypadkiem niż konkretnym celem.

Kiedy tylko Serafiel opuścił pomieszczenie, Michael zwołał zebranie nadzwyczajne. Postanowił nawet przywołać Lucyfera, który obecnie był bardzo zajęty porządkowaniem swoich spraw w Otchłani. Archanioł uznał jednak, że to, co właśnie usłyszał, może być tylko prologiem do czegoś znacznie gorszego, do tego, po co Ojciec zjednoczył ich wszystkich. Michał wolał nie myśleć, co mogłoby wydarzyć się z całą bożą kreacją, gdyby Ojciec znowu dał światu wolną rękę i nie mieszał się w to, co miało się wydarzyć.

***

Sam był już blisko wybaczenia Gabrielowi, kiedy tamten niespodziewanie zmrużył oczy wyraźnie wysłuchując niewerbalnej wiadomości, a potem zniknął, wcześniej wypowiadając tylko;

- Jeszcze do tego wrócimy, Sammy, muszę iść.

Winchester nie bardzo wiedział jak zareagować na tą nagłą zmianę koncepcji, dlatego niewiele myśląc wypadł na korytarz, przypadkowo prawie wpadając na Deana i zanim zdążył chociaż ułożyć w głowie sensowne zdanie, jego starszy brat wypalił;

- Wiesz może, co tu się do cholery jasnej dzieje?

Łoś nie wiedział, nie miał najmniejszego pojęcia, ale kiedy uświadomił sobie że jego brat ma na policzkach ewidentny rumieniec i niedbale zarzuconą na ramiona, niedopiętą koszulę, jego podświadomość zaczęła się histerycznie śmiać.


____

No, także ten. Przepraszam, czy jakoś tak.

Nie mam pojęcia ile nie było rozdziału, ale trochę się działo, a pisanie szło mi gorzej niż krew z nosa. Mimo wszystko jednak mam nadzieję, że uda mi się dokończyć zarówno to ff jak i Dark Star maksymalnie do końca czerwca, oczywiście, jeżeli tylko ktokolwiek będzie chciał je czytać.

W najbliższej przyszłości chciałam też zacząć pisać AU, ale jak widać ledwo daje radę z dwoma opowiadaniami, a co dopiero z trzema. Nie wiem jeszcze jak to będzie, ale jeżeli ktoś jest na tak to proszę o odzew.

A tak swoją drogą, to czy tylko ja mam problem z usiedzeniem w miejscu przed premierą Civil War? (Tak, wiem, to nie to opowiadanie, ale nie mam pojęcia kiedy będzie update do Dark Star, a do 6maja już tylko kilka dni.)

Cheers

bloodflood || spnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz