-20-

317 32 7
                                    

Leia's P.O.V.

Od czasu zniszczenia mojej rodzinnej planety, ja i Han zacznie się do siebie zbliżyliśmy. Nie mówię, że to związek, ale jest lepiej. Wie, że czuję coś do niego i ja wiem, że on czuje coś do mnie. Niech tak zostanie. Przynajmniej na jakiś czas. 

Na Hoth nastał kolejny dzień. Można uznać to za całkiem ładną pogodę, jak na śniegową planetę. Wyszykowałam się i wyszłam z pokoju. Wszędzie chodzili ludzie ubrani na pomarańczowo, lub czerwono. To piloci Rebelii. Kilku z nich nawet na mnie wpadło, rzuciło zdawkowe "Przepraszam" i ruszyło dalej. Weszłam do głównego pomieszczenia bazy. To tak zwane centrum dowodzenia. Siedział tam mój brat. 

- Cześć - rzuciłam i usiadłam na krześle z boku 

Nawet na mnie nie spojrzał. Uważnie obserwował monitor komputera.

- Luke? - machnęłam mu ręką przed oczami. Nic.

Mrugna oczami dwa razy i patrzył na mnie. W końcu. 

- Cześć - odparł i wrócił do wcześniejszej czynności 

- Co się dzieje? - kontynuowałam

Do pomieszczenia wszedł Han i dołączył do nas. Przywitałam go ciepłym uśmiechem 

- Co jest, młody? - Solo od razu zauważył to samo, co ja 

- Coś wylądowało niedaleko wschodniego wejścia bazy - stwierdził Luke - Obawiam się, że to jakaś szpiegowska maszyna Imperium

Spojrzałam na Hana, zastanawiającego się nad czymś. Po chwili się odzywa

- Pójdę to sprawdzić - oznajmił

- Pójdę z tobą - powiedziałam entuzjastycznie

- Nie, Leia - kręcił głową - To nie zadanie dla księżniczki - wypuściłam głośno powietrze

- Chyba zdajesz sobie sprawę, że jeśli teorytycznie nie ma planety, to nie jestem księżniczką - uniosłam jedną brew

- Taa - przeciągnął - Teorytycznie - dodał

Przewróciłam oczami. Luke siedział cicho i wpatrywał się w monitor. Jeszcze mu nie powiedziałam, ale sądzę, że wie, lub się domyśla. Solo wyszedł z pomieszczenia, poszłam za nim.

- Poczekaj - chciałam go dogonić, więc zaczęłam biec.

- Dobra, możesz iść ze mną - zgodził się - Ale pod jednym warunkiem - spojrzałam na niego pytająco - Ja dowodzę - pokazał mi szereg swoich białych zębów

- Okay - zaśmiałam się - Panie Generale - żartowałam i poszłam przygotować się do "wyprawy"

Po niedługim czasie byłam gotowa. Poszłam po mojego tauntauna. Tam zastałam Hana rozmawiającego z opiekunem tauntaunów. Podeszłam do przydzielonego mi zwierzęcia.

- Trzymaj - Solo podał mi ciepłą kurtkę, szalik i gogle

- Dzięki - rzuciłam i założyłam na siebie kurtkę.

Kiedy już byliśmy ubrani, chyba najcieplej jak się dało, i siedzieliśmy na swoich tauntaunach, wielkie drzwi się otworzyły. Do środka wpadło trochę chłodu. Przebiegł przeze mnie dreszcz. Po chwili uspokoiłam się. Mężczyzna, który chyba nazywał się Flynn- miał tak napisane na kombinezonie, podał mi i Hanowi komunikatory.

- Lepiej, żebyście wrócili zanim będzie ciemno - ostrzegł nas. Solo kiwnął głową, uspokajająco.

- Wszystko będzie okay - powiedział. Zawsze pewny siebie. Może to w nim lubię najbardziej? - W końcu ja dowodzę całą wyprawą - zaśmiał się w moim kierunku

- Jedziemy? - zapytałam zniecierpliwiona. Było mi się coraz zimniej.

- Jasne, Wasza Kultowość - uśmiechnął się. Kiedy przestanie mnie tak nazywać?

Wyruszyliśmy. Gdyby nie mapka na moim komunikatorze zupełnie nie wiedziałabym gdzie jesteśmy. Miałam trzymać się Hana, oczywiście, ale śnieg padał tak mocno, że ledwo widziałam łeb mojego tauntauna, a co dopiero jego. Pośród świstów wiatru usłyszałam jego głos.

- Zatrzymaj się - polecił. Tak zrobiłam. Zmrużyłam oczy w celu zobaczenia, co zamierza. - Poczekaj - słyszałam jak zsiada ze swojego "rumaka".

Rozglądałam się dookoła. Nic nie widziałam. Słyszałam tylko kroki Hana na śniegu. Patrzyłam na mój komunikator. Teorytycznie to nie mógł być przedmiot, którego szukaliśmy. Więc co przyciągnęło uwagę Solo? Zdjęłam swoje gogle. Rozległ się krzyk.

- Han - zeskoczyłam, nieco niezdarnie, z tauntauna. Biegłam w stronę, gdzie udał się Solo.

Zdyszana dobiegłam na miejsce i widziałam wampę ciągnącą za nogę swoją zdobycz, kórą oczywiście jest Han Solo. Przełknęłam ślinę. Nigdy wcześniej nic takiego nie widziałam. Ogarnął mnie strach, ale szybko sobie z nim poradziłam. Biegłam, a raczej szłam, bo śniegu było tyle, że biec się po prostu nie dało, i znalazłam się na tyle blisko, aby jednym ciosem z miecza świetlnego unieszkodliwić wampę. Wyciągnęłam miecz świetlny. Nacisnęłam guzik. Ostrze świeciło na niebiesko. Charakterystyczny dla tego przedmiotu odgłos przyciągnął wzrok morderczego zwierzęcia tej planety. Wpatrywało się tępo w ostrze mojego miecza świetlnego, kiedy zadałam śmiertelny dla niego cios. Wampa upadła na ziemię. Nadal trzymała nogę Hana w swojej wielkiej, ohydnej łapie. Powoli uwolniłam jego kończynę, tym samym próbując go obudzić. Miałam nadzieję, że wampa go nie zabiła.

- Han - uderzyłam go lekko w zimną twarz. Naciągnęłam mu szalik na usta, żeby nie zmarzł jeszcze bardziej

Zdjęłam mu gogle. Miał zamknięte oczy. Westchnęłam. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić? Po mału zaczynało się sciemniać. Nie dobrze. Zamknęłam oczy, szukając spokoju. Otworzyłam je i zobaczyłam ojca.

- Nic mu nie jest. Żyje - oznajmił. Może zrobiłby coś jeszcze, żeby się obudził?

- Co mam teraz zrobić? - zapytałam go. Patrzyłam w jego stronę. Kaptur zsunął mi się z głowy.

- Kontynuuj misję - powiedział z powagą. Podziwiam go.

- Jak mam kontynuować misję, jeśli on tu leży nieprzytomny? - dorzuciłam lekką ironię. Przesunęłam kciukiem po jeko skroni.

- Musisz wybrać, co jest ważniejsze - nadal pełen spokój. Intensywnie myślałam.

Wizja pozostawienia Hana na pastwę losu, lub jakiejś wampy, była równie okropna jak wizja powrotu i, w pewnym sensie poddania się. Jeśli wrócę- zawiodę Luka, ale ocalę życie Solo, jeśli postanowię zostawić go tu, wykonam misję i być może zapobiegnę katastrofie. Głośno wypuściłam powietrze. Ojciec patrzył na mnie wyczekująco.

- Co powinnam zrobić? - położyłam naciśk na słowo pośrodku.

- Zależy czy chciałabyś postąpić jak Jedi, czy jak wojownik Rebelii?

- To znaczy? - już było prawie ciemno

Nie uzyskałam odpowiedzi. Słyszałam jakieś kroki. Znaczy tauntauna. Czekałam chwilę. Luke przyjechał.

- Lukey - uśmiechnęłam się mimowolnie

Mój brat zsiadł z tauntauna i podszedł bliżej. Obejrzał Hana dokładnie.

- Co mu się stało? - zapytał.

- Zaatakowała go wampa - patrzyłam w stronę leżącego tam zwierzęcia. Została z niego zaspa.

- Okay - powiedział Luke - Zabierz go do bazy, ja dokończę misję - uśmiechnął się do mnie

- Nie - zaprotestowałam - Ty wróć do bazy, ja będę kontynuować misję - stwierdziłam

Po chwili Luke i Han zostawili mnie samą pośród ogromnej śnieżycy. Wsiadłam na mojego tauntauna. Odnalazłam komunikator. Melduję, że kontynuuję misję i wyłączam go.

- Tym razem Luke pomógł ci zdecydować, ale musisz nauczyć się podejmować właściwe decyzje - usłyszałam, ale nie zareagowałam.

Głos odbijał się echem w mojej głowie. Skronie zaczynały mi pulsować i odczuwałam dziwny ból. Kręciło mi się w głowie. Spadłam z tauntauna. Ostatnie, co widziałam, to sylwetka osoby, która pochyliła się nade mną.

star love || L.S. & H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz