23. Brutalna kradzież kołdry (oczami Annabeth/Julii)

5.7K 407 67
                                    

Poderwałam się gwałtownie.

— Percy!!! Nie!!! — wrzasnęłam, wstrząsana dreszczami i spazmami szlochu.

Rozejrzałam się. Leżałam w moim łóżku, w domku Ateny w Obozie Herosów przy zatoce Long Island.

Żyłam.

— Annabeth, wszystko w porządku? — dobiegł mnie głos Kim Polson, mojej przyrodniej i rok młodszej siostry. Odwróciłam się w jej stronę i ujrzałam jej wystraszoną twarz.

Rozszlochałam się na dobre. Widząc to, siostra usiadła obok mnie i przytuliła mnie mocno.

— Miałam z–zły sen — wyznałam, wtulając się w dziewczynę.

— Rozumiem — odparła Kim, głaszcząc mnie po głowie. — Ja też ich nienawidzę. Znaczy.. tych snów. One są straszne. Najgorsze, że są takie realistyczne. I że mogą się zdarzyć naprawdę...

— To żeś mnie pocieszyła, siostro — parsknęłam śmiechem. Właśnie za to kochałam moje rodzeństwo. Zawsze potrafiło mnie pocieszyć.

— Zawsze do usług! — Siostra również się uśmiechnęła. — A teraz wstawaj, pani Przyszła Mamo, bo trzeba dzidziusia nakarmić.

— Nieeee — jęknęłam, nie chcąc się zwlec z łóżka. — Nie chcę wstawać.

— Ach, ty! Chcesz mnie zostawić na cały dzień! Nie ma tak dobrze! — Kim brutalnie zabrała mi kołdrę. Zrobiło mi się zimno.

— Oddaj ją! — pisnęłam, kuląc się.

— Ubierz się, to nie będzie ci zimno — odparła Kim i wyszła z domku Ateny razem z moją kołdrą.

Niechętnie zwlekłam się z łóżka i wyjęłam z szafy standardowy ubiór każdego obozowicza: obozowa koszulka i jeansowe shorty. Udałam się do łazienki i wykonałam poranną toaletę, a później się ubrałam.

Wprost tryskając energią weszłam do pawilonu jadalnego, gdyż koncha zapraszała wszystkich na śniadanie. Zajęłam miejsce obok Lucy Lee na końcu stołu, bo miałam zamiar szybko się stamtąd urwać. Poprosiłam o dwa tosty z Nutellą, wrzuciłam połówkę jednego do ognia i zaczęłam jeść.

Nie mogłam się pozbyć tego cholernego snu z mojej głowy. To już drugi, w którym ktoś umiera. Czy to możliwe, żeby... żeby to był Percy?

Nie. To niemożliwe.

Pospiesznie skończyłam śniadanie i wyszłam z pawilonu. Zaraz miał zacząć się trening, a ja musiałam ochłonąć. Udałam się więc na plażę powdychać trochę świeżego powietrza, nienadziewanego plątaniną zapachów wszelkich potraw. Stanęłam nad brzegiem i westchnęłam.

— Tęsknię za tobą, Percy — szepnęłam, nie oczekując odpowiedzi. — Wróć do mnie jak najszybciej, dobrze? Brakuje mi ciebie. Twojego uśmiechu, twojej bliskości i miłości. Bez ciebie mam wszystkiego dość i nic mi nie wychodzi. Jeszcze ten sen... Pilnuj się tam, okej? Żeby nic ci się nie stało. Ech, dlaczego nie byłam tak strasznie uparta i nie poszłam z tobą? Przynajmniej miałabym na ciebie wgląd... Jeśli coś ci się stanie...

— Annabeth, ty gadasz z wodą — dobiegł mnie głos Piper McLean. Odwróciłam się do niej i wymusiłam uśmiech na moich ustach.

— Cześć, Piper — powiedziałam. — Co ja poradzę? Bardzo się o niego boję i...

— Rozumiem — przerwała mi, podchodząc bliżej. — Ja mam tak z Jasonem. Codziennie budzę się z krzykiem, bo mam koszmary.

— Ja też je mam. — Westchnęłam.Najczęściej ktoś w nich umiera...

Percy Jackson i córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz