43. Upiorna babka z muzeum (oczami Julii)

4.5K 276 117
                                    

Następnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie. Mniej więcej o czwartej. Z trudem zwlekłam się z łóżka, ponieważ w nocy nie mogłam zasnąć, a gdy już praktycznie odpłynęłam, trzeba było wstawać. Nie miałam pojęcia, jak przeżyję cały dzień. Wiedziałam, że będzie ciężko, że odpoczniemy dopiero wieczorem.

Kiedy w miarę się ogarnęłam (co było trudne, ponieważ zasypiałam na stojąco), do drzwi mojego pokoju zapukał Luke. Widząc mój tragiczny wręcz stan, pokręcił głową i powiedział, że świeżo zaparzona kawa doda mi sił. Postanowiłam wierzyć mu na słowo.

Percy'emu nie podobała się wizja całego dnia spędzonego samotnie. Chciał iść na tę misję i nie ukrywał tego, ale miał to wyraźnie zabronione. Kiedy zrozumiał, że nie ma szans na zmianę zdania, siedział cicho do końca śniadania i patrzył na wszystkich spode łba. Było mi go żal, a jednocześnie śmieszyła mnie jego postawa.

— Jestem za was odpowiedzialny! — powiedział, wyrzucając ręce w powietrze. — Jak coś wam się stanie, będzie na mnie!

— Powtarzasz się — odparł Grover. — Słuchaj, Percy, my wiemy, że chcesz iść z nami, ale twój stan na to nie pozwala, rozumiesz? Może ci się coś stać.

— Tutaj też może mi się coś stać. Albo umrę z nudów, albo przez natrętne córki Apolla, albo ze strachu, że coś poszło nie tak.

Westchnęłam.

— Przynajmniej tu jest mniejsze prawdopodobieństwo, że faktycznie umrzesz. Będziesz miał dziecko, Percy. Musisz na siebie uważać. Już i tak nadszarpnąłeś zaufanie Annabeth. Ona też bardzo to przeżywa i martwi się o ciebie.

Syn Posejdona chyba zrezygnował z dalszych sprzeczek, bo westchnął i zajął się swoją kanapką.

— A tak poza tym — powiedział Grover. — Nie gratulowaliśmy ci jeszcze, stary. Gratulacje.

— Właśnie! — podłapał Luke, ale bez większego entuzjazmu. — Nie spodziewaliśmy się.

— Szczerze powiedziawszy, ja też nie — przyznał Percy z uśmiechem. Nagle ktoś zawołał go po imieniu. — Muszę już iść. Mam badanie. Miłego dnia. — Wstał od stołu i wszedł do jakiegoś pokoju.

— Chyba mu się nie uśmiecha zostawanie tu — stwierdził Luke.

Wzniosłam oczy ku sufitowi.

— No co ty nie powiesz?

Zanim syn Hermesa zdążył odpowiedzieć, Maggie uniosła ręce i wszyscy zamilkli.

— Dość sprzeczek, ludzie — powiedziała. — Czas ustalić plan działania. Gdzie ruszamy najpierw?

— Mieliśmy najpierw sprawdzić ratusz — odparłam.

Meg przytaknęła.

— Ratusz jest niedaleko, wystarczy iść cały czas w górę ulicy i będziemy na miejscu. Dojście tam zajmie nam góra dwadzieścia minut. Mam tylko nadzieję, że nas wpuszczą, bo inaczej będzie kłopot.

— To nie traćmy czasu! — zarządził Luke. — Idziemy!

Jak się później okazało, to "pójście" było całkiem proste.

Dlaczego? Otóż polskie potwory są bardzo naiwne.

Szliśmy sobie spokojnie ulicą... czekajcie... o, pamiętam! Narutowicza, gdy nagle zza bramy znajdującej się za biurem ubezpieczeń wyskoczyły na nas dwa lajstrygony z ogromnymi mieczami w obu łapach.

Ale nie to było najgorsze.

— Dzień dobry — powiedział kulturalnie jeden z nich. — Szukamy grupki herosów. Chcemy ich rozszarpać na strzępy. Może ich widzieliście?

Percy Jackson i córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz