Po kolejnych kilku porcjach ambrozji czułam się zdecydowanie lepiej. Will powiedział, że niedługo będę mogła wrócić do zwykłych obowiązków obozowicza. Bardzo chciałam wreszcie wyjść z domku Apolla, ponieważ – nie oszukujmy się – po prostu przeszkadzałam. Widziałam te krzywe spojrzenia dzieci Apolla. Miały mnie dość.
Zaczęłam myśleć o tym, co stało się przed bitwą. Pojawił się David. David, który ostrzegł nas, zanim było za późno. To dało mi chociaż chwilę, żeby się przygotować.
Westchnęłam. Nie powinnam się zajmować Davidem, a sobą. Moja mała córeczka robiła się coraz większa, a nie zdążyłam jeszcze pochwalić się tacie ani Sally. Byłam ciekawa, jak na to zareagują. Będą źli czy szczęśliwi?
Położyłam rękę na brzuchu i mimowolnie się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że będę miała dziecko razem z Percym. Bardzo go kochałam i wiedziałam, że będzie świetnym ojcem i mężem. Pozostawało pytanie, jak ułożymy sobie życie. Gdzie zamieszkamy? Jak pogodzimy pracę, studia z dzieckiem? Tyle pytań, a na żadne nie znałam odpowiedzi. Żałowałam, że Percy'ego nie ma przy mnie. Potrzebowałam wsparcia. Potrzebowałam jego.
— Jak tam, Annabeth?
Spojrzałam na Willa, który przyniósł mi następną porcję ambrozji. Chętnie połknęłam podaną dawkę i poczułam się jeszcze lepiej.
— Myślę, że jutro już będziesz mogła wyjść — powiedział syn Apolla z uśmiechem. — Chejron się niecierpliwi. Bez ciebie w obozie panuje chaos.
Zaśmiałam się.
— Naprawdę nie dajecie sobie rady?
— To nie jest śmieszne — odparł całkiem poważnie Will, poprawiając mi poduszkę. — Nawet nie wiesz, jak trudno jest utrzymać spokój. Wszyscy panikują. Najmądrzejsi obozowicze się kurują. Zostały dzieciaki Aresa, które jeszcze bardziej wszystkich straszą. Musisz szybko wyzdrowieć, bo inaczej kaplica!
Westchnęłam z irytacją. Jak zwykle najwięcej roboty przypadało mnie. Nie mówię, że nie podobało mi się to, że Chejron mi ufa. Po prostu wtedy powinnam się oszczędzać, a musiałam pracować. Czy tak trudno było to uszanować?
— To kiedy wychodzę? — zapytałam blondyna.
— Jak będę pewny, że wyzdrowiałaś — odpowiedział syn Apolla i uśmiechnął się. — Wiem, że powinnaś leżeć i ogólnie się nie przemęczać, ale to nie zależy ode mnie. Najlepiej by było, gdybym już cię wypuścił, ale to mogłoby być groźne dla ciebie i dziecka, dlatego też poleżysz u mnie jeszcze jakieś dwa dni i wtedy zobaczymy.
— Dzięki, Will — powiedziałam i również uśmiechnęłam. Byłam mu wdzięczna, że mnie rozumie.
Chłopak bardzo dokładnie mnie zbadał, popytał parę razy, czy na pewno dobrze się czuję i wyszedł. Mogłam wreszcie odpocząć, chociaż nie ukrywajmy, że chciałam już wstać i wyjść, by pomóc Chejronowi. Tak, wiem, to trochę wyklucza jedno drugie, ale co poradzić? Byłam w ciąży więc moje hormony się buntują. Raz miałam ochotę na to, a raz na inne i praktycznie ciągle chciało mi się jeść. Nie wiedziałam, czy to na pewno jest normalne?
Sięgnęłam po książkę, która leżała na stoliku nocnym obok mojego łóżka. Dostałam ją od Percy'ego kiedy przyjechał. Mimo że przeczytałam ją już chyba z cztery razy, nadal chętnie do niej wracam. Percy ma jednak gust jeśli chodzi o książki. Zaczęłam czytać i ani się obejrzałam, a minęły dwie godziny.
— Bogowie, jak ten czas szybko leci! — westchnęłam.
Leżenie w pustym domku działało mi na nerwy. Jako heros mam ADHD, więc nie umiem długo usiedzieć w jednym miejscu. Dopiero wtedy zrozumiałam, jakie to uciążliwe. Mimo że ta choroba często jest pomocna w walce, to w takich sytuacjach jak ta jest raczej prawdziwym przekleństwem. Przekręcając się z boku na bok próbowałam znaleźć coś, czym mogę się zająć. Niestety, w domku Apolla nie było nic, co mnie zainteresowało. Te książki, które tu były, miały w sobie informacje głównie o muzyce, co mnie nie interesowało. Nie chciałam zanudzać mózgu d–mollami i innymi akordami, które znajdowały się w tych księgach.
Po pół godziny miałam już dość. Podniosłam się do pozycji siedzącej, zrzucając nogi z łóżka. Położyłam gołe stopy na podłodze i spróbowałam wstać. Od razu zakręciło mi się w głowie i ponownie usiadłam, by się uspokoić. Drugi raz poszedł mi lepiej. Zrobiłam parę kroków, trzymając się najbliższych mebli. Poczułam się pewniej, więc puściłam szafę i od razu się zachwiałam. Znowu złapałam się jakiegoś mebla, by nie upaść. Na podłogę upadło parę książek i pamiątek.
Wróciłam do łóżka i z jego ramy zabrałam moje ubrania. Udałam się do łazienki, gdzie się ogarnęłam. Gdy spojrzałam w lustro, o mało nie krzyknęłam.
Stała przede mną blada, chuda jak patyk Annabeth Chase z worami pod oczami i sinymi ustami. Moje jeszcze kilka dni temu dobre ubrania wisiały na mnie jak na strachu na wróble.
— Di immortales, nie mogę się tak pokazać przed całym obozem! — jęknęłam. Rozejrzałam się po łazience i na szczęście znalazłam zestaw małego tynkarza. Dzięki kosmetykom mniej więcej doprowadziłam swoją twarz do porządku. Później związałam koniec mojej obozowej koszulki w supeł, dzięki czemu nie wisiała już na mnie tak jak wcześniej. Przy okazji odsłaniała mój blady (większy!) brzuszek, który dzięki słońcu mogłam w szybki sposób opalić. Znalazłam jeszcze pasek, którym obwiązałam się w pasie i z jeansów zrobiłam jeansowe bojówki. Na szczęście buty były na mnie dobre.
Przeszłam przez domek aż do drzwi, które wkrótce popchnęłam. Oślepiło mnie światło, które wznosiło się nad Obozem Herosów. Wielu półbogów chodziło od domku do domku – zapewne sprawdzano czystość. Niektórzy szkolili się na łące wraz z Chejronem, a jeszcze inni przesiadywali w stajni, tym samym chroniąc się przed żarem słońca.
— Annabeth, ty żyjesz! — krzyknęła uradowana Rachel, podbiegając do mnie. Wyrocznia mocno mnie przytuliła, przez co zaczęło brakować mi powietrza.
— Tak... Rachel... — wystękałam. — Ale... Teraz... Proszę... Puść mnie!
Rudowłosa odskoczyła ode mnie.
— Przepraszam, przepraszam! To ze szczęścia!
I pognała z powrotem do swojej jaskini.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, a potem zeszłam po schodkach na trawę. Bogom niech będą dzięki, że nic mi się nie stało. Nierówność terenu sprawiała, że miałam problem z pójściem prosto do Chejrona. Wielokrotnie się chwiałam, przez co musiałam wyglądać jak po dwóch głębszych. Na szczęście jakoś udało mi się doczłapać do Chejrona, który próbował uciszyć przerażony tłum.
— Tam coś jest, widziałam! — krzyknęła jakaś obozowiczka.
— To coś jest wielkie! — dodał Alex Glee z domku Hermesa.
— Dzieciaki, uspokójcie się! — krzyknął Chejron, ale na niewiele się to zdało.
Wtedy postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Nabrałam powietrza i wrzasnęłam na cały głos:
— DOŚĆ!!!
W jednej chwili wszyscy zamilkli, wpatrując się we mnie. Nawet Clarisse nic nie powiedziała.
— Musimy się uspokoić, ludzie! — krzyknęłam, żeby wszyscy mnie usłyszeli. — Nasi wrogowie tylko na to czekają, rozumiecie? Na to, że będziemy panikować i skupimy się na strachu. Musimy pokazać, że jesteśmy silni! Musimy bronić Obozu Herosów!
— Wrogowie? — zapytała piskliwym głosem jakaś młoda obozowiczka. Musiała być w obozie od niedawna, bo nie kojarzyłam jej.
— Chase jeszcze żyje? — dodał ktoś inny.
Przewróciłam oczami.
— Nie sądzę, żeby atakowali nas ci, którzy chcą nam rozdać cukierki — odpowiedziałam. — Musimy być gotowi na każdą ewentualność, dlatego też każdy powinien trenować.
— Annabeth ma rację, moi drodzy — poparł mnie Chejron. — Tym bardziej, że zanosi się na więcej ataków.
CZYTASZ
Percy Jackson i córka Posejdona
FanfictionMimo iż Wielka Trójka podpisała pakt, w którym zobowiązała się do nieposiadania dzieci, Posejdon postanowił złamać ten zakaz... trzykrotnie. Dwunastoletnia Julia Castellan od dawna wiedziała, że to, co się wokół niej dzieje, nie może być przypadkiem...