Rozdział 30

492 22 1
                                    

W szybkim tempie przemierzałam ulice tak dobrze znanego mi miasta. Nie zwracałam zbytniej uwagi na prędkość z jaką się poruszam. Po kilku minutach dotarłam do celu. Na miejscu był już naprawdę spory tłum. Sprawdziłam godzinę, jeszcze mam trochę czasu. Wysiadłam z pojazdu i zobaczyłam całkiem duże zbiorowisko. Z ciekawości podeszłam bliżej, żeby zobaczyć co się dzieje. Dwaj, prawdopodobnie kumple skakali w rytm muzyki robiąc różne ewolucje. Tańczyli do piosenki Jump that rock (whatever you want), znam ją. Wykonawcą jest niejaki Scooter. Całkiem nieźle im to wychodziło. Pamiętam jak kilka lat temu też umiałam tak tańczyć. Wszyscy mi mówili, żebym się gdzieś zapisała, ale nie miałam pieniędzy. Kiedy przypomniałam siebie kilka ruchów, dołączyłam do nich. Nie wiem ile tak tam skakałam, ale kiedy skończyłam wszyscy się na mnie patrzyli bez słowa. Trochę mnie to wystraszyło. Po upływie jakiejś minuty, może dwóch, ktoś krzyknął:

-Zajebiste! Naucz mnie!

Skądś znałam ten głos. Nie minęła chwila, a przede mną stanął Brian uśmiechając się.

-Nauczysz mnie? Chociaż kilka kroków.

-Nie ma sprawy.

-To jedziemy! Ktoś jeszcze chce się uczyć z nami?-zwrócił się do gapiów. Wszyscy mu odpowiedzieli krzykiem. Ustawiliśmy się w rzędach, ja oczywiście na samym przodzie przed wszystkimi. Przez dobre pół godziny uczyliśmy się podstaw, a właściwie to ja uczyłam innych. Było super! Nawet Dom próbował coś zatańczyć, ale pogubił się i zaczął tylko wymachiwać nogami i rękami. Wyglądało to co najmniej zabawnie. Wychodzi na to, że na następny wyścig jadę ze dwie godziny wcześniej jako nauczycielka.

Po pierwszej ,,imprezie" nadszedł czas na drugą u Toretta. Obecnie jechałam za panem domu. Po kilku minutach drogi byliśmy już na miejscu. Zaparkowałam, wysiadłam z auta, uruchamiając alarm w pojeździe i weszłam do domu. Powoli przybywało ludzi, ale nie za dużo, gdyż większość rajdowców była już zmęczona i pojechała do domów. Nasze party powoli się rozkręcało, w końcu ktoś przyniósł alkohol. W ciągu następnej godziny prawie każdy zdążył się upić. Ja nie ruszyłam nawet piwa po mojej osiemnastce. Nadal pamiętam tego kaca.
W pewnym momencie postanowiłam iść do ogródka. Zauważyłam tam wstawionego Doma i Briana. Mężczyźni kłócili się o coś. Nagle sprzeczka zaczęła się przeradzać w bójkę. Starałam się ich rozdzielić, ale to nie było takie łatwe. Zostałam uderzona w twarz przez Toretto:

-Zostaw nas suko! Wynoś się! Jesteś tylko niepotrzebnym pachołkiem!-wykrzyczał patrząc mi prosto w oczy, a później poczułam jak jego noga z zawrotną prędkością ląduje na moim brzuchu. Poleciałam w tył. Mężczyźni wrócili do swoich spraw nie zwracając na mnie uwagi, tak jakby nic się nie stało. Siedziałam tam zwinięta w kłębek dosyć długo, cicho łkając. Kiedy już mogłam wstać, doszłam do mojej Hondy i postanowiłam pojeździć po mieście. Nie ważne która jest godzina. Wsiadłam do auta. Ze schowka wyjęłam leki przeciwbólowe i wzięłam kilka tabletek. Wiem, niby nie powinnam z takiego powodu, ale już nie mogłam wytrzymać i do tego jeszcze głowa zaczęła mnie boleć. Poczekałam aż to co zażyłam zacznie działać. Po upływie około dziesięciu minut mogłam ruszać w drogę. Nie chciałam teraz być w tym miejscu. W tamtym momencie straciłam zaufanie do Dominica. Boję się go. Nigdy nie myślałam, że mnie skrzywdzi i sam mi to obiecał. Myliłam się i to była jedna z najgorszych pomyłek. Nie chcę go widzieć. To zwykły kłamca jakich mało. Słyszałam za sobą koguty policyjne. Zaczęłam przyśpieszać i powoli zostawiać w tyle pościg. Ulice były pustsze niż zwykle, zakładam, że było już późno. Zaczęłam skręcać w rozmaite uliczki do czasu. Szybko wyjechałam na parking podziemny, zgasiłam silnik i schowałam się, tak abym mogła szybko uciec. W pobliżu usłyszałam inny samochód. Na bank to była policja. Jechali powoli, tak, żeby nic im nie umknęło, ale nie tym razem. Gdy już byli za mną odetchnęłam z ulgą. Nie udało im się, co mnie bardzo cieszy. Kiedy byłam pewna, że opuścili podziemia, jak najciszej mogłam uruchomiłam silnik. Wolno jechałam do wyjazdu. Nagle za sobą usłyszałam:

-Policja, nie ruszać się!

Na nic nie czekałam. Wyjechałam na ulicę jak z procy. Za mną oczywiście radiowóz. Po dosyć długiej ucieczce chyba udało mi się go zgubić. Dumna z siebie zaczęłam kierować się do domu. Po ciężkim dniu czas na odpoczynek. Było by też dobrze gdybym się nie zgubiła. Myślałam, że jadę w dobrą stronę, a jednak nie. Nie wiem gdzie jestem i gdzie jechać. W pobliżu ani żywej duszy. Zabudowania są jakieś jakby stare, tak samo jak jezdnie. Przez moją jazdę nie mam zielonego pojęcia dokąd zawędrowałam. Zrezygnowana wyjęłam telefon ze schowka i włączyłam Internet w celu odnalezienia właściwej drogi. Już w kilka sekund wiedziałam jak trafić na dobrze znane mi tereny.

Po półgodzinnej jeździe dotarłam do celu. Odstawiłam Hondę do garażu, zamykając go i weszłam do domu. Wykonałam wieczorną rutynę i położyłam się. Długo nie mogłam zasnąć, więc pomyślałam, że może popisze z przyjacielem. Na moje szczęście był dostępny. Konwersowaliśmy dobrą godzinę, później przenieśliśmy się na Skypea. W końcu zaczęłam się robić senna, pożegnałam się z Diegiem i odpłynęłam do swojej krainy. Krainy snów.

____________________

Cześć mordki :)
Jak tam u was? Cieszyć je się, że jeszcze tylko półtora miesiąca do wakacji? Ja już tylko odliczam :>
Next prawdopodobnie w niedzielę ;)
Do napisania!

Miłego dnia, popołudnia, nocy :)

~Tenebris

F&F: Inna wersja MOCNA KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz