Rozdział 22

612 22 1
                                    

Obudziłam się w białym pomieszczeniu. Z początku oślepiło mnie światło. Kiedy moje oczy już przyzwyczaiły się mogłam zobaczyć więcej. Wokół mnie było kilka maszyn. Byłam podpięta do kroplówki. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko było koloru białego. Nikogo przy mnie nie było. Trochę mnie to zasmuciło, ale skoro są gdzieś indziej to mają powód. Było bardzo cicho. Aż za bardzo. Chciałam wstać, ale poczułam okropny ból w boku. Do moich uszu dobiegł pisk maszyny. Dalej widziałam tylko biegnących lekarzy i ciemność.

Obudziłam się ponownie oślepiona światłem. Jednak tym razem nic nie czułam. Po chwili otworzyłam oczy. W pomieszczeniu, w którym byłam nie było niczego. Jeśli w ogóle był to jakiś pokój. Nie dało się odróżnić ściany od sufitu. Jakby jakaś przestrzeń. Wstałam powoli z ziemi. Spojrzałam na miejsce, gdzie powinna być rana. Nic nie znalazłam.
Przecież Show mnie postrzelił... Jakim cudem nie ma nawet śladu...? Chwila...
Daleko przed sobą zobaczyłam kobietę. Była odwrócona do mnie tyłem. Miała długie brązowe włosy, które opadały swobodnie na jej ramiona. Ubrana była w piękną białą suknię aż do ziemi. Wiedziałam kim jest. Nawet nie musiała pokazywać mi twarzy. To... moja mama. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Tak dawno jej nie widziałam. Tęskniłam. Zawsze mnie wspierała. Była dla mnie ostoją. Mogłam na niej polegać. Nigdy mnie nie zawiodła, a przede wszystkim chroniła przed nim. Kiedy wracał do domu chowała mnie i przyjmowała wszystko na siebie. Aż pewnego dnia ją straciłam. Wtedy mój świat się zawalił. Czułam jej obecność przy sobie. Jednak to nie wystarczyło. Chciałam móc się zwierzyć, wypłakać. Tak jak dawnej. Ten drań mi ją odebrał. Nienawidziłam go za to.
Kobieta spojrzała w moją stronę. Wtedy ciecz z moich oczu zaczęła spływać po policzkach. Bez namysłu ruszyłam w jej kierunku. Po chwili już byłam w ramionach mojej rodzicielki. Tak mi tego brakowało. Matczynego ciepła i miłości, której już nie zaznałam w latach następnych. Dopiero Dom i cała FastFamily dali mi namiastkę tego. Byłam im za to wdzięczna. Jednak pustki po Jenny nikt nie zapełni. Usłyszałam jej głos:

-Nie płacz, musisz tam wrócić.

-Nie mogę zostać z tobą?

-Jeszcze nie twój czas. Masz przed sobą całe życie. Nie możesz się poddać. Pamiętasz tamtą dziewczynkę? Obiecałaś jej pomóc.

-Nie chce Cię znowu stracić.

-Będę przy tobie. Jestem cały czas. Zawsze byłam.

Wtuliłam się się w nią. Nagle poczułam czyjeś spojrzenie na sobie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jego... mojego brata. Stał tam i przyglądał mi się. Damon. Jego niebieskie oczy wyrażały radość i zarazem smutek. Kolor włosów odziedziczył po ojcu, kruczoczarne. Spoglądał na nas jeszcze chwilę i dołączył się. Wreszcie mogłam go zobaczyć, przytulić. Niestety zginął kilka lat temu, gdyby nie on nie byłoby mnie.
Powoli zaczęli mnie gdzieś prowadzić. Im dalej szliśmy, tym wszystko stawało się bardziej zielone. Już po niecałej minucie byliśmy na łące. Wszędzie rosły piękne kwiaty. Zajączki wesoło kicały bawiąc się z lisami, ptaki śpiewały. Na środku było lekkie wzniesienie. Na nim był cudowny dąb. Rzucał on ogromny cień, albowiem niebo było bezchmurne, a słońce w zenicie. Usiedliśmy na miękkiej trawie. Zaczęłam się wsłuchiwać we wszystko dookoła. Tu było cudownie. Po chwili usłyszałam mamę:

-Niedługo musisz wracać.

-Ah... dobrze, ale jeszcze was zobaczę?

-Oczywiście córeczko-mocno mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak dosyć długo. Przerwał nam dopiero mój brat.

-Mogę Cię odwiedzać w snach.

-Dobrze, byle nie w koszmarach.

-Jasne-usmiechnął się ukazując rząd białych jak śnieg zębów.

-A mogę zobaczyć co się teraz dzieje z moją nową rodziną i przyjaciółmi?

-Pewnie.

Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w sobie dobrze znanym kierunku. Z czasem wszystko robiło się coraz ciemniejsze. W końcu otaczała nas nie przenikniona ciemność. W oddali zobaczyłam światło. Z każdą chwilą robiło się jaśniejsze. W pewnym momencie musiałam zasłonić oczy. Jedną ręką chroniłam wzrok, a drugą kurczowo trzymałam się Damon'a. Po dłuższej chwili mogłam otworzyć oczy. Staliśmy w szpitalnej sali. Wokół łóżka było zgromadzonych kilka osób. Był Dom, Brian, Mia, ale także youtuberzy, Mandzio, Alien, Poszukiwacz i oczywiście Stuu. Wszyscy byli pogrążeni w żałobie. Na niezbyt miękkim łożu szpitalnym leżała dziewczyna. Byłam nią ja. Wszystko wydawało się być w normie. Odczyty z maszyn nie różniły się od innych pacjentów. Stałam z boku i patrzyłam.
Do sali wszedł lekarz. Podszedł do Toretta i zaczął coś mówić. Jedyne słowa jakie usłyszałam z ich rozmowy brzmiały: ,,Przykro mi, ale pacjentka się już nie obudzi. Nastąpiła śmierć mózgu."
Mój świat się właśnie zawalił. Jak to już się nie obudzę? Może i zostałam postrzelona, ale żeby było aż tak źle?! Kolejne słowa doktora jeszcze bardziej mnie dobiły:

-Niestety niedługo musimy ją odłączyć.

-Dlaczego? Nie można jakoś ożywić jej mózgu?

-Przykro mi, ale to niemożliwe. Dam wam pięć minut na pożegnanie i przyjdą pielęgniarki.

Dom nic nie odpowiedział. Spojrzał rozpaczliwie ze łzami w oczach na moje ciało. Nie musiał nic mówić, żebym go zrozumiała. Tak samo było z resztą. Nową rodziną, którą poznałam niedawno, nowymi przyjaciółmi. Będę za wszystkimi tęsknić. Jednak z jednego powodu jestem szczęśliwa. Mia jest cała i zdrowa... dzięki mnie. Wiem, że nigdy nie zniknę, zawsze będę żyć w sercach tych, którzy o nie pamiętają.
Z rozmyślań wyrwał mnie brat:

-Będziesz tęsknić?

-Tak, już zdążyłam ich pokochać. Nie mogę ich tak zostawić. Czy nie jest jeszcze za późno?

-Dopóki Cię nie odłączą możesz wrócić. Tylko pamiętaj, zawsze jesteśmy przy tobie.-uśmiechnął się i zamknął w szczelnym uścisku. Nagle zaczął znikać, a mnie coś przyciągało do łóżka, na którym ,,leżałam". Już widziałam nadchodzące pielęgniarki. Zaczęłam biec. W ostatniej chwili połączyłam się z ciałem. Poczułam straszny ból i łapczywie zaczerpnęłam powietrze.
Na twarzach wszystkich widać było radość. Niektórzy prawie wiwatowali. Najlepszy był jednak widok twarzy tych kobiet, które miały wydać na mnie wyrok śmierci.

Po moim ,,zmartwychwstaniu" każdy chciał ze mną rozmawiać. Po pół godzinie zrobiłam się senna. Ostatnie co pamiętam to jak Dom mnie przytulił. Oddałam się w objęcia Morfeusza.

____________________

No... było blisko xd
Nie zabijajcie mnie! Bohaterka nadal żyje!
A tak w ogóle jak rozdział? Wyszedł nieco dłuższy, bo nie chciałam go rozbijać na dwa krótsze. Następny tradycyjnie w niedzielę :)
Jeśli nie umrę w przyszłym tygodniu to rozdział będzie w kolejną niedzielę.
Ah, jak ja was kocham nauczyciele! (czuj ten sarkazm) No nic, trzymajcie się!

Miłego dnia, popołudnia, nocy :)

~Masza

F&F: Inna wersja MOCNA KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz