Rozdział 5

56 9 2
                                    

Spóźniony na pierwszą lekcje biegłem szkolnym korytarzem. Co tam, to tylko matematyka, z której miałem już kilka jedynek mimo, że to dopiero październik. Nienawidziłem tego przedmiotu od zawsze, ale zawsze zdawałem. Ledwo, ale mi się udawało.

Cały zdyszany bez pukania otworzyłem drzwi sali trzydzieści osiem. Wszystkie oczy zwrócone były ku mnie. Ja tylko tak stałem i szybko oddychałem. Spojrzałem na nauczycielkę, która patrzyła na mnie trochę zmieszana. W uniesionej prawej dłoni trzymała kredę, zaś w drugiej otwarty podręcznik. Dzisiaj była ubrana elegancko, a krótkie kasztanowe włosy idealnie ułożone.

- Dobrze, że raczyłeś się zjawić panie Winston. - Spojrzała na mnie spod swoich kocich okularów. Widziałem w jej ciemnobrązowych oczach, że jednak powinienem uciekać. - Możesz nam teraz rozwiązać to zadanie.

Wiedziałem!

- To ja może jednak poczekam na następną lekcję z dala od tej. - Uśmiechnąłem się i wyprostowałem się, cofając o krok.

- Słucham? - zapytała.

Rozejrzałem się po klasie. Moja ławka była wolna. Wybacz Milton, ale dzisiaj musisz być zdany tylko na Ottona.

- To dowidzenia! - powiedziałem, po czym szybko wybiegłem z sali zamykając za sobą drzwi.

- Isaac Winston! - Usłyszałem głos nauczycielki za swoimi plecami. Biegłem ile sił w nogach. Jak dobrze, że teraz jest w-f.

* * *

Zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli się zbierać. Po dwóch minutach zauważyłem twarz mojego przyjaciela. Gdy mnie zauważył uśmiechnął się szeroko i podbiegł do mnie zamykając swój plecak.

- Ty to nie boisz się konsekwencji - powiedział.

- Nie lubię matematyki, a zwłaszcza tej wrednej baby.

- Wiem o tym, ale Milton się stęsknił - powiedział żartobliwie.

- Kto to Milton? - Wtrącił się Jeff kładąc rękę na moim ramieniu.

- Ławka w matematycznej - odpowiedział szybko Matt. - Isaac na początku pierwszej klasy ją tak nazwał.

Jeff się zaśmiał i po chwili odpowiedział:

- Nigdy bym na takie coś nie wpadł!

A ja wpadłem.

Po dzwonku Bucio zawołał nas wszystkich byśmy zeszli na sale. Kiedyś ktoś wymyślił mu taką ksywkę i tak już zostało. Tak naprawdę nazywa się Michał Butkowski. Oryginalne nazwisko. Wszyscy stanęliśmy przed nauczycielem, który siedział na trybunach.

- Dzisiaj zagramy w koszykówkę - oznajmił. Przejrzał listę i dokończył swoją wypowiedź. - Z trzecią F.

Gdy tylko usłyszałem końcową literę zamarłem. Spojrzałem w stronę drugiej klasy. Wiedziałem! Czyli będę grał przeciwko jemu. Super!

- Proszę pana od kiedy mamy w-f z tą klasą? - zapytałem.

- Od tygodnia, ale na tamtej lekcji się nie pojawiłeś - powiedział i zaczął sprawdzać listę obecności.

Ponownie spojrzałem w Jego kierunku. Rozmawiał chyba z nauczycielem. Po chwili uśmiechnął się zwycięsko. Odwrócił głowę w moją stronę. Od razu, gdy nasze spojrzenia się spotkały, odwróciłem głowę. Zaniepokojony wpatrywałem się w podłogę. Moje serce zaczęło bić szybciej na samo wspomnienie o tym co zdarzyło się w piątek i moim pokoju.

- Spokojnie - szepną do mnie Jeff i położył mi dłoń na ramieniu. - Grałem kiedyś trochę w kosza, więc trochę będę przydatny.

Spojrzałem na niego. Uśmiechnął się pocieszająco. Szkoda tylko, że nie wiesz o co naprawdę chodzi. Odwzajemniłem uśmiech.

Nasze NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz