Rozdział 9

59 9 9
                                        

- Drugą bluzę zapakowałeś?! - pyta mama z łazienki.

- Tak, wszystko mam! - krzyknąlem zamykając walizkę.

- A skarpetki i bieliznę?! Pastę do zębów i szczoteczkę?!

- Tak! - Wywróciłem oczami.

- A wody wszystkie wziąłeś?!

Poszedłem do łazienki. Uchyliłem bardziej drzwi i zobaczyłem malującą się kobietę.

- Tak, mamo. Wszystko mam.

- A...

- Wszystko - przerwałem jej.

Westchnęła głęboko.

- No dobrze. Zbieraj się, zaraz wychodzimy. - Pomalowała usta różową pomadką i schowała ją do kosmetyczki. - Ubiorę się tylko i już schodzę.

Przytaknąłem. Wróciłem do swojego pokoju i wziąłem walizkę. Zszedłem na dół zostawiając ją w korytarzu. Z kuchni wziąłem swój plecak i wróciłem by założyć buty oraz bluzę.

- A kurtkę schowałeś? - zapytała biorąc torebkę i zakładając swój czarny płaszcz na białą koszulę.

- Tak.

- Dobrze. Masz tu jeszcze parasolkę, jakby padało. Pogoda ma być nie najkorzystniejsza. - Podała mi ją. - Dobra. Wszytko jest? Bierz tą swoją walizę i w drogę!

Ciągnąc bagaż wyszedłem z domu. Miała rację. Pogoda nie jest zbyt ładna, ale przynajmniej jest ciepło. Włożyłem walizkę do bagażnika razem z resztą mojego ekwipunku. Wsiadłem do auta, a tuż po chwili miejsce obok zajęła moja matka.

- Gotowy? - zapytała odpalając silnik.

- Jak zawsze. Dzisiejsza kawa nie była zbyt mocna. Nadal jestem mega śpiący. Kto wymyślił zbiórki za piętnaście siódma?!

Rodzicielka zaśmiała się odjeżdżając.

- Zapakowałeś korektor?

- Cholera! - Super! Teraz będę wyglądał jak nie wiadomo co...

- Co ty byś beze mnie zrobił... - Wyjęła z kieszeni mój korektor pod oczy i podała mi go.

- Dziękuję! - Wziąłem go od niej i szybko schowałem go do kieszeni.

Kilka minut później byliśmy przed szkoła. Na terenie kręciła się już doża liczba osób. Spojrzałem na zegarek. Była dopiero wpół do siódmej. Ludzie co z wami?!

- Uważaj na siebie. - Mama pocałowała mnie w czoło.

- Będę. Jak coś się będzie działo to zadzwonię! - powiedziałem wychodząc.

- I tak tego nie zrobisz. - Wywróciła oczami i zaśmiała się.

Poszedłem do bagażnika, by wyjąć z niego rzeczy. Mamo, jak nie będzie padać to uśmiercę za to, że musiałem tą parasolkę targać przez całą wycieczkę.

Pomachałem jej na pożegnanie. Złapałem rączkę walizki i zacząłem ją ciągnąć na dziedziniec. Tam spotkałem Jeffa, Sebe, dziewczyny, a nawet Davida, gdzieś widziałem. Matt, gdzie jesteś?

- Bu! - Usłyszałem głośno przy uchu. Podskoczyłem i szybko zatkałem uszy. Odwróciłem się z wyrzutem myśląc, że to Jeff, ale nie. Ten, który to zrobił to nie Jeff, a Matt. Złość natychmiast się ulotniła, a na twarzy ukazał się szeroki uśmiech. On również się uśmiechał.

- Martwiłem się. - Uderzyłem go lekko z pięści w ramię na co się zaśmiał. - I jak wyniki?

- Lekarze mówią, że jest dobrze. Nie zamierzam tam wracać. - Uśmiechnął się szeroko pokazując mi okejkę. Odetchnąłem z ulgą.

Nasze NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz