Rozdział 31 Czemu akurat mi się to przytrafia?!

362 21 8
                                    

*OCZAMI JUSTINA*

Minęły dwa tygodnie od momentu kiedy odwiedził nas mój ojciec. Dziś jestem już w Miami i za godzinę gram koncert. Cały czas myślę o Natalii. Czy wszystko jest ok? Czy zaraz nie zacznie rodzić? Jest z nią Pattie lecz to nie pozbawia mnie obaw. Zadzwoniłem jeszcze do niej przed koncertem i powiedziała, że wszystko jest dobrze i, że mam się nie martwić. Zaraz wchodzę na scenę więc idę jeszcze do garderoby napić się i idę grać. Koncert trwał prawie dwie godziny. Nie powiem. Jestem wykończony. Kiedy chciałem już zadzwonić do Natalii na wyświetlaczu mojego telefonu wyświetlił się napis ''Pattie'' od razu odebrałem i to co usłyszałem zatkało mnie.


-Justin?!

-Tak mamo? Co się dzieje? 

-Musisz jak najszybciej wrócić. Natalia zaczęła rodzić. Jest już na sali porodowej! 

-Jesteś z nią w klinice?!

-Tak czekam przed salą. Przyjeżdżaj jak najprędzej!

Po tych słowach zakończyłem połączenie. Szybko pobiegłem do Scootera i  powiedziałem mu wszystko w pośpiechu. Czym prędzej pojechaliśmy do Kliniki w której rodziła Natalia. Wbiegłem na korytarz i zastałem tam przejętą moją rodzicielkę. 


-Co Jest? Jeszcze rodzi?!

-Były jakieś problemy. Zabrali ją na cesarskie cięcie. 

-Jezu co??

-Gdzie ona teraz jest?- niemal krzyczałem. 

-W tamtej sali- wskazała palcem Pattie. Sala była za moimi plecami, a po chwili wyszedł lekarz. Nie miał szczęśliwej miny. 

-Panie Bieber. Urodził się panu piękny synek. Gratuluję.- Powiedział doktor z powagą w głosie. Nie spodziewałem się dobrych wieści.

-A co z Natalią?

-Pańska dziewczyna nie miała tyle szczęścia. Wystąpiły powikłania. Próbowaliśmy ją uratować lecz...- nie słuchałem co dalej mówił. Przepychając go w bok wbiegłem do sali. Usłyszałem tylko krzyk doktora ''Tu nie wolno wchodzić'' ale miałem na to serdecznie wyjebane. Podbiegłem do mojej ukochanej. Nie oddychała, lecz jej ciało było nadal ciepłe. Zacząłem krzyczeć. Łzy płynęły po moich policzkach lecz nie wstydziłem się ich. Miałem przed oczami wszystkie nasze kłótnie. Czas kiedy nie byliśmy wobec siebie uczciwi. Zmarnowaliśmy tyle czasu, a kiedy już wszystko było w największym porządku odebrano nam szansę bycia szczęśliwym. Co ja teraz bez niej zrobię? Ująłem jej dłoń i delikatnie pocałowałem. Nie wierzę, że to przytrafia się akurat mi! Ona była moją motywacją do działania. Ona każdego dnia sprawiała, że czułem się szczęśliwy. Mimo jakiejkolwiek sprzeczki, zawsze ją kochałem. Nie zawsze zachowywałem się jak idealny chłopak ale dlaczego Bóg musiał mnie ukarać w ten sposób. Zawsze chciałem mieć dziecko i ona mi je dała lecz ja chciałem wychować je z nią. Kurwa! Nawet nie zdążyłem się jej oświadczyć! Dlaczego?! Boże dlaczego mi to robisz?! Po chwili do sali weszła zapłakana Pattie. Kucnęła obok mnie i objęła mnie ramieniem.


-Justin...- zaczęła mówić do mnie szeptem- wiem, że teraz cierpisz. Wiem, że nie będzie ci łatwo. Ale wiem, że Natalia pragnęła by abyś wychował wasze dziecko jak najlepiej potrafisz. Widziałam go przed chwilą. Jest śliczny. Taki podobny do ciebie. 

-Mamo...- przytuliłem ją- nie wiem jak długo będę rozpaczał po jej stracie. Pewnie do końca życia. To nie była zwykła dziewczyna. Ja chciałem spędzić z nią resztę życia. Nie zdążyłem nawet się jej.. oświadczyć. Mamo. Dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego...?

-Kochany nie wiem dlaczego. Ale wiem, że dasz sobie rade. Nie możesz się poddać. Musisz teraz pomyśleć o swoim synku... powiesz mi jakie imię wybraliście?

-Luke. Natalia je wybrała.

-Rozumiem. Chcesz go zobaczyć?

-Chyba tak.- Wstaliśmy i udaliśmy się do pomieszczenia w którym leżał mój synek... znaczy nasz. Patrzałem na niego bez słowa. Był śliczny. Taki podobny do swojej mamy. Szkoda, że nigdy jej nie pozna. Ale jak tylko dorośnie opowiem mu jaką cudowną kobietą była jego rodzicielka. Po chwili przyszła pielęgniarka. Powiedziała  mi o stanie zdrowia Luke'a. Pattie obiecała mi, że ona zostanie tutaj z nim a żebym ja ze Scooterem wrócił do domu i się uspokoił. To był chyba faktycznie dobry pomysł. Z łzami w oczach wyszedłem z sali i podszedłem do Scootera i poszliśmy do wyjścia. Nie miałem na nic ochoty ani siły. Poprosiłem go aby pojechał do mnie. Potrzebowałem obok kogoś kto mnie rozumie. A on był taką osobą. Gdy weszliśmy do domu jak nigdy wcześniej w oczy rzucały mi się jej rzeczy. Szybko podszedłem do kanapy i na niej usiadłem. Scoot usiadł obok. 


-Wiesz co. Nigdy nie pomyślałbym, że tak będzie wyglądało nasze rozstanie. Nie wiem jak dalej będzie wyglądało moje życie. Jak ja dam sobie radę z dzieckiem bez niej?

-Na pewno sobie poradzisz. Nikt nie zostawi cię samego z  tym. Ja z Yael też ci pomożemy. Rodzice Natalii na sto procent także cię będą wspierać nie mówiąc już o twoich rodzicach. Najgorsze będzie przekazanie im wiadomości o tym co się stało. 

-Tak jej tata miał ostatnio problemy z sercem. Nie wiem jak to przyjmie. Ale bardzo bym chciał aby przyjechali tu do Stanów chociaż na rok. Bardzo by mi to pomogło. Ale ta myśl, że już więcej jej nie przytulę... nie pocałuję. Nie poczuję jej pięknego zapachu i nie usłyszę jej cudownego śmiechu. 

-Justin musisz teraz pomyśleć o Luke'u. Pewnie za dwa dni będziesz mógł go zabrać do domu. Sam sobie nie dasz rady. Ktoś będzie cię musiał wprowadzić w ten świat. Myślę, że najlepiej gdyby Pattie w tym pomogła. Mogłaby się wprowadzić tu. Chodź nie wiem czy nie powinieneś sprzedać tego domu.

-O nie! Tego nie zrobię. W tym domu zdarzyło się za wiele rzeczy abym teraz ten dom tak po prostu sprzedał.

-Ale wszystko będzie ci o niej przypominać. 

-Poradzę sobie z tym. Zawsze myślałem o niej całymi dniami. To się nie zmieni tylko dlatego, że on nie... nie żyje.- w tym momencie dotarło do mnie to co się stało. Ona odeszła. Nie wróci już. Ta noc będzie najgorszą jaką kiedykolwiek miałem. 

-No dobrze jak uważasz. zdajesz sobie sprawę, że trzeba będzie pomyśleć nad pogrzebem?

-Taaaa... wiesz co. Ja już nie mam na nic siły. Chyba pójdę spać. 

-No to w taki razie ja się będę zbierał. Zadzwonię jeszcze po drodze do Krzyśka.

-No tak trzeba go poinformować. Chodź może już o tym wie. 

-Tak czy siak muszę z nim pogadać. To Justin. Nie możesz się załamać. Jutro przyjadę po ciebie i pojedziemy do Luke'a dobrze?

-Spoko. dzięki za wszystko. Do jutra.

Tak jak powiedziałem Scooterowi poszedłem się położyć.  Poduszka obok nadal pachniała moja ukochaną. Wziąłem telefon i wszedłem w folder z naszymi wspólnymi zdjęciami. Jaka ona jest, znaczy byłą piękna. Najpiękniejsza. Nigdy nie widziałem piękniejszej ale zawsze Bóg musi mi zabrać to co najlepsze. Odłożyłem telefon na szafkę nocną i zasnąłem. 

Przeznaczenie [Justin Bieber]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz