Rozdział 26#2

3.6K 208 6
                                    




Kolejne dni mijały dość normalnie. Po za tym, że Magan się strasznie dziwnie zachowuje, a kiedy się jej o to spytałam, powiedziała po prostu, że się denerwuję szkołą i nadchodzącą wojną. 

Ja też się denerwuję, ale nie sądzę, że Meg tak bardzo się denerwuje właśnie tym. Musi być coś jeszcze.. na pewno.. 

Właśnie siedziałam na obiedzie i wpatrywałam się w swój talerz. Moi znajomi rozmawiali na różne tematy, a ja tylko siedziałam w ciszy i merdałam w swoim daniu. 
- Luno, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytał Arthur cicho do mojego ucha. Spojrzałam na niego i westchnęłam.
-  Hm..? Przepraszam. Jestem zdenerwowana. - powiedziałam cicho, opierając o jego ramię głowę.
- Będzie dobrze.. zobaczysz. - wyszeptał, obejmując mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się do niego, a on mnie delikatnie przytulił. 

Kiedy skończyłam jeść miałam godzinę wolnego. Wyszłam ze stołówki razem z Arthurem. Poszliśmy się przejść na jego prośbę. 

Kiedy znaleźliśmy się na dworze, usiedliśmy na ławce obok siebie i siedzieliśmy tak w ciszy przez parę minut. 
- Emm.. Więc Arthur.. ? - zaczęłam.
Spojrzał na mnie i przysunął się do mnie, znów mnie przytulając.
- Coś się stało? - spytałam.
- Nie.. nic się nie stało. -powiedział i delikatnie mnie od siebie odsunął. Popatrzył mi w oczy i się uroczo uśmiechnął.
- Arthur? - szepnęłam domyślając się co chce zrobić.
Nie odpowiedział. 
Zbliżył się do mnie powoli i pocałował delikatnie.
Nie wiem ile trwał pocałunek, ale oderwał się ode mnie po jakimś czasie. Uśmiechnęłam się do niego i mocno przytuliłam.
- Kocham Cię, Luna.-  wyszeptał.
- Ja ciebie też, Arthur. - również wyszeptałam.

Nie wiem ile czasu tam siedziałam, ale kiedy wracałam było już po lekcjach. Weszłam do pokoju i położyłam się  na łóżku. Kiedy spojrzałam na zegarek dochodziła osiemnasta. 

To dzisiaj, dzisiaj już o dwudziestej drugiej rozpocznie się prawdziwa rzeź, której bardzo się boje.

Przymknęłam oczy i westchnęłam. Kiedy godzina wskazała dziewiętnastą wstałam i poszłam na kolację. Kiedy weszłam zabrałam sobie coś do jedzenia i usiadłam obok Arthura, który na powitanie pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się do niego i również go pocałowałam. W tle usłyszałam odgłosy typu "Uuuu.." Przewróciłam oczami i chwyciłam go za rękę. 
- Od kiedy to trwa ? - spytała Megan, a ja w jej głosie usłyszałam złość.
- Od paru godzin. - odpowiedział Arthur i żeby udowodnić to jak bardzo mu zależy, znów pocałował mnie w policzek i objął ramieniem.

Kilka godzin później równo o dwudziestej drugiej, księżyc był cały krwisto-czerwony. Byliśmy w tedy w Akademii, kiedy zaczęli nas atakować. Megan nigdzie nie było, zaczęłam się denerwować, aż nie znalazłam jej telefonu. Odblokowałam go i zobaczyłam coś co mnie zwaliło z nóg. JAK MOGŁA?! No oczywiście! Teraz rozumiem jej zachowanie. Pisała z Mark'iem! Jak ja jej nie na widzę. 

Wybiegłam z pokoju i rzuciłam się przed siebie. Wpadłam szybko do gabinetu Marii i podeszłam szybkim krokiem do niej.
- Luna?  Co się dzieje? Jest, aż tak źle? - spytała.
- Jest gorzej.  - powiedziałam przez zęby. - Wiem kto jest zdrajcą. - zakończyłam.
- Kto taki? - spytał nowy głos, który należał tym razem do Felix'a. Nie zauważyłam go, tak samo jak jego kompanów.
- Wybacz nie zauważyłam cię. Witaj, Felix'ie. Zdrajcą jest Megan. - warknęłam uderzając pięścią o stół.
- Nie zrobiłaby tego. Na pewno. - powiedziała Maria.

- Spójrz na to. - powiedziałam podając jej telefon.
Otworzyła szeroko oczy.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem..- westchnęła zrezygnowana.

Kilka minut później byliśmy na dworze i zaczęło się. Przedostali się przez tarcze otaczającą mury Akademii.  Według mnie było ich o wiele więcej, ale nic sobie z tego nie robiłam. Zaczęłam atakować w postaci wilka, tak jak inni.
Widziałam strasznie dużo krwi. To co tam się działo nie potrafię opisać słowami. To jest kompletna rzeź. To co było w zeszłym roku to było nic.. to co teraz się działo jest jeszcze gorsze.
Widziałam jak nie które osoby z naszej szkoły padają martwe na ziemie, ale widziałam, że jak do teraz to my wygrywamy, jeśli chodzi o siłę. Jest ich nadal więcej, niż nas, ale nie zawracałam sobie tym głowy i walczyłam dalej. 

Doszłam do najbardziej wyczekiwanej przeze mnie osoby.. Samantha.. 
Zmieniłam się w człowieka i spojrzałam na nią, ona również się zmieniła. 
- Luna... - parsknęła..- jak ja cię długo nie widziałam. Myślałam, że się w tedy ciebie doszczętnie pozbyłam, ale ty zawsze musisz przeżyć, co? - zakpiła. 
- Och.. a ja myślałam, że już dawno się rzuciłaś i nie żyjesz. Miałam nadzieje nie zobaczyć już twojej "przepięknej" mordki. - warknęłam.
Zaśmiała się, rzucając na mnie. Również się rzuciłam na nią, tak jak ona zamieniając się w wilka. Byłam od niej o wiele większa i silniejsza,.. to była moja przewaga, ale musiałam ją dobrze wykorzystać. Ugryzłam ją w prawą łapę. Zaskomlała. Teraz to ona mnie ugryzła, tylko, że w tylnią łapę. Nie dałam po sobie poznać, że mnie boli i szybko na nią ruszyłam. Wgryzłam się prosto w jej szyję, odrzuciłam ją prosto w drzewo. Zaskomlała z bólu i już nie wstała. Nasłuchiwałam jak jej serce bije, ale przestało. To był plus dla mnie. Ruszyłam dalej. Zabiłam jeszcze innych, ale ich było więcej. Cały czas się namnażali. 
Nie wiem ile minęło czasu, ale nasi wrogowie zaczęli się poddawać.  Wygraliśmy. To było coś czego w ogóle się nie spodziewałam.. cieszyłabym się jak małe dziecko, gdyby nie moje rany na całym moim ciele. W mojej głowie usłyszałam słowa.
- Luna? Gdzie jesteś? Martwię się. - mówił Arthur. 
Z wysiłkiem, ale mu odpowiedziałam.
- Wszystko jest dobrze.. Jestem tylko troszeczkę zmęczona - odpowiedziałam.
- Właśnie słyszę. Ledwie się porozumiewasz. Gdzie jesteś?
- Na dworze, za Akademią. Lewe skrzydło. 
- Będę za parę minut.
Już nie odpowiedziałam, a on tak jak mówił był parę chwil później.
Wziął mnie na ręce i zaczął nieść do skrzydła szpitalnego. Próbowałam nie stracić przytomności, ale nie bardzo mi to wychodziło. W końcu z wyczerpania zemdlałam.

Nie wiem ile trwał mój sen, ale kiedy otworzyłam oczy byłam wypoczęta. Pod parłam się łokciami i rozejrzałam się po sali, leżało tu jeszcze parę osób. Zobaczyłam lekarza, rozmawiającego z jakimś uczniem.. 
- Luna? - ktoś spytał.
Spojrzałam w stronę osoby, która to powiedziała i zobaczyłam Tom'a. Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on to odwzajemnił i spojrzał w stronę lekarza, a tak mi się przynajmniej wydawało.
- Arthur! Obudziła się. - powiedział.
Och.. a więc to Arthur.
Chłopak gwałtownie się odwrócił i podbiegł do mnie przytulając mnie mocno.
- Och.. Luna.. Nareszcie się obudziłaś. - wyszeptał.
Spojrzałam na niego i zapytałam.
- Ile spałam?
- Trzy dni. - uśmiechnął się do mnie i pocałował w czoło.

Kilka dni później wyszłam ze szpitala. Szkołę zaczęli naprawiać. Wyglądała strasznie. Wieże były rozwalone, tak samo jak skrzydło prawe i skrzydło północne.
Z tego co się dowiedziałam, to Megan, Mark, Skay i Ben uciekli. Dowiedziałam się również, że Samuel, Liam i ich watahy nie brały udziału w wojnie. Jestem ciekawa dlaczego, ale to moim zdaniem dobrze, bo nie bardzo chciałabym patrzeć na ich śmierć. Byli moimi przyjaciółmi...

Właśnie siedzę u siebie w pokoju. Tom, Laura, Katy i Arthur siedzą ze mną i oglądamy film wybrany przez chłopaków.. padło na "Szybcy i wściekli 1".
Przez większość filmu w ogóle nie słuchałam, a na samym końcu kiedy był już koniec, chłopacy zaczęli mnie wypytywać, który moment najlepszy, a kiedy powiedziałam, że nie pamiętam to oni zaczęli mi robić wyrzuty i musiałam z nimi siedzieć jeszcze ponad dwie i pół godziny, aby obejrzeć drugą część. Ekstra.. 
W połowie filmu i tak zasnęłam.



KONIEC

#Lemonka#

Potężna Alfa - "KOREKTA"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz