25#3

2.4K 137 4
                                    


Siedząc w pokoju i patrząc w plik kartek, które dał mi Jackob zastanawiałam się, czy aby na pewno nikt nie robi sobie ze mnie żartów. Najpierw mówią mi, że chłopak został przemieniony przez pijanego Alfę, a teraz dowiaduję się, że on nie został przemieniony, przez innego wilkołaka.
Co jest nie tak?
Felix robi sobie ze mnie żarty?
Przecież to nielogiczne.
Westchnęłam sfrustrowana. Kiedy zaczęłam czytać te całe kartki, to okazało się, że to wcale nie były urywki z księgi zakazanej wilkołaków i wampirów, tylko tak jakby czyjeś notatki z dziennika.
Nie rozumiem czego oni ode mnie chcą. Na tych kartkach jest tak jakby napisane, że człowiek zamieniony w wilkołaka nie jest niebezpieczeństwem, tylko przepowiedniom na lepsze zakończenie naszych sporów między gatunkami. Rozumiem wiele rzeczy na prawdę, ale komu wierzyć? Felix'owi, którego znam już dość spory kawałek czasu, czy komuś kto spisał ten cały dziennik.

24 październik 1931 r. 


Właściwie, to nie było to tak dawno. Matka wygoniła mnie z domu po dowiedzeniu się, że jej jedyny syn został zmieniony w potwora. Ona tak powiedziała. Nawała mnie potworem. Krzyczała wtedy na mnie. Jako, że miałem zaledwie szesnaście lat, to nie miałem żadnych uprawnień, aby mieszkać samemu, ani żeby zatrudnili mnie w jakiejś pracy, abym mógł nosić lub rąbać drewno. Musiałem wtedy uciekać. Życie kogoś takiego jak ja nie ma sensu. Nie wiem, czym jestem, a teraz już nie wiem nawet kim jestem. Moje zachowanie zaczynało się stopniowo zmieniać. Moja skóra, umiejętność szybkiej regeneracji. To nie było jedyne co we mnie zaczęło zachodzić. Moje oczy stały się czerwone. Kompletnie nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Jedno zdanie, które moja matka, kiedy wybiegłem z domu zapamiętałem na zawsze. Jesteś taki sam jak twój ojciec!


Westchnęłam sfrustrowana. Nie miałam bladego pojęcia co się dzieje. To jak w końcu ta cała przemiana zachodzi u ludzi..  Czytając dziennik doszłam do wniosku takiego, że Felix mógł o tym nie wiedzieć, no bo przecież jest wampirem.. Ale z drugiej strony, to on sprawuję władzę nad wampirami, no i teraz również nad wilkołakami, a przynajmniej tymczasowo.

Odłożyłam wszystkie papiery pod łóżko, po czym poszłam się wykąpać.

Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że minęły wieki za nim zasnęłam. Kiedy się obudziłam, to właściwie nie miałam na nic ochoty, ale musiałam wstać, ponieważ musiałam zobaczyć się z Lucas'em i Sofią zanim wyjdą z domu.

Ubrałam na siebie czarne spodnie, do których schowałam dwa nożyki, tak zwane rzutki. Bordową koszulkę z krótkim rękawem i wysokie czarne buty na dwu centymetrowym obcasie. Do tego przewiązałam sobie dookoła talii czerwoną koszulę w kratę, popsikałam się perfumami, aby ukryć zapach przed nieproszonymi zmiennymi. Wzięłam jeszcze jeansową kurtkę i telefon, po czym wyszłam z pokoju.

Już na schodach słyszałam śmiechy dochodzące z kuchni. Weszłam powoli do pomieszczenia jadalnego nadal wpatrując się w telefon, ponieważ wyszukiwałam trasy jak dojechać do domu watahy.
Podniosłam głowę i napotkałam spojrzenia wbite w moją osobę.
- Dzień dobry wszystkim. 
- Dzień dobry Luno. - powiedział Jackob, którego dopiero teraz zauważyłam. - Jak ci się spało?
- Nawet dobrze. - mruknęłam marszcząc czoło. 
- Przeczytałaś.
Kiwnęłam głową, bardziej marszcząc czoło.
- Nie rozumiem Jackob'ie. Wynikałoby z tego, że nikt nie ma tak na prawdę racji co do Ksawerego.
- Przemyśl to na spokojnie moja droga. Czasami najtrudniejsze rzeczy, są prostsze, niż nam się wydaje. 
Westchnęłam i zablokowałam telefon chowając go do tylnej kieszeni.
Podeszłam do stołu i zaczęłam sobie szykować kanapki.
- Gdzie Arthur i Amelia? - Spytałam.
- Patrolują teren. - Odpowiedziała Sofia, a ja spojrzałam na nią i kiwnęłam głową.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał za dwadzieścia ósmą.
- Sofio, Lucas'ie czeka was szkoła. Ruszajcie, bo inaczej się spóźnicie na wasz pierwszy dzień w szkole.
Obydwoje jak najszybciej wstali i pobiegli po swoje torby, a Mark i Liam nadal siedzieli.
- Chłopcy. - Chrząknęłam, a oni spojrzeli na mnie zamyślonym wzrokiem. - Ruszać się.
- Spokojnie Lu, przecież się nie pali. - Mruknął Liam.
Zgromiłam ich obydwu spojrzeniem, a oni jak najszybciej się poderwali i poszli się ubrać.
Usiadłam z kanapkami i zaczęłam je konsumować.
- Proszę. - Przede mną znalazł się kubek parującej herbaty.
- Dziękuję. - Powiedziawszy to zrobiłam łyk.

Po nie całych pięciu minutach, cała czwórka wybiegła z domu. Zaśmiałam się i spojrzałam na gospodarza. 

- Pokażesz mi samochód?
- Jasne, chodź.
Udałam się za nim, a kiedy tylko znaleźliśmy się w garażu, to pokazał mi mój samochód. Okazał się nim Ford Kuga.
- Mam nadzieje, że ci się podoba.
- Jest świetny, dziękuję. 
- Przyjemność po mojej stronie panienko. - Ukłonił się teatralnie, a ja się zaśmiałam. - W środku masz kluczyki. - Dodał po chwili i zostawił mnie bez słowa.
Podeszłam do niego i otworzyłam drzwi. Kluczyki znajdowały się w stacyjce. 
Otworzyć bramę garażową, po czym wróciłam i wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyk i wyjechałam nim na podjazd, a kiedy chciałam wyjść, aby zamknąć bramę, to ona sama zaczęła to robić. Obejrzałam się i zobaczyłam przez tylną szybę Jackob'a machającego mi ręką, że mam ruszać. Kiwnęłam mu ręką i ruszyłam. Odblokowałam telefon i jeszcze raz sprawdziłam trasę.

Ich dom znajdował się niecałe dwadzieścia pięć kilometrów od mojego tymczasowego domu, więc po mniej więcej trzydziestu minutach byłam już na leśnej drodze, prowadzącej do ich domu.
Odkąd znalazłam się w lesie, to mam wrażenie, że ktoś cały czas mnie śledzi. I to raczej nie jest przeczucie, tylko ja dobrze o tym wiem. Jest intruzem na ich terenie, ale doskonale wiedzieli o naszym przyjeździe do miasta. Ci to mają dobrze, bo w ich mieście mieści się tylko jedna wataha, należąca do niejakiego Noaha i Skarlet Vortonów. 
Zerknęłam na GPS i stwierdziłam, że nie zostało już tak daleko do mojego miejsca docelowego.
Po kilku minutach zobaczyłam w oddali duży biało-niebieski dom. Podjechałam i zatrzymałam się tak aby wygodnie mi było również wyjechać. Wysiadłam i kątem oka zobaczyłam kilka cieni w krzakach. Zerknęłam w ich stronę i się uśmiechnęłam. Podniosłam rękę w geście przywitania, po czym ruszyłam w stronę tarasu. Nawet nie doszłam do schodów, a drzwi się otworzyły, a zza nich wyszedł młody niewiele młodszy ode mnie chłopak.
- Dzień dobry. - Powiedziałam łagodnie.
- Witaj, co cię sprowadza? 
Podeszłam i stanęłam na przeciwko niego.
- Czy zastałam może Pana Noaha Vorton?
Chłopak zmarszczył czoło.
- Ojciec nie może teraz rozmawiać. Ma bardzo dużo pracy. - Odparł, a ja delikatnie zmarszczyłam czoło. 
Oni mają dziecko? A może nawet więcej.. Tego to ja nie wiedziałam.
- Więc jesteś jego synem, hm?
- Tak. - mruknął delikatnie.
- Powiedz mi a jest może twoja mam w domu? Pani Skarlet.
- Kim jesteś?
- Wpuścisz mnie? - Westchnęłam.
Chłopak zrobił zmieszaną minę. Zapewne nie wyczuwał ode mnie zapachu wilka, dlatego miał problem.
- Oliver! Kto przyszedł?
Stojąca przede mną osoba zesztywniała i chciała już odkrzyknąć, ale ktoś otworzył szerzej drzwi i stanął obok młodego chłopaka. Okazał się nim kolejny chłopak, który był dość podobny do tego obok. Przekrzywiłam głowę.
- Ty pewnie jesteś jego bratem, zgadłam? 
Obydwoje wymienili spojrzenia.
- Kim jesteś? - Spytał nowo przybyły.
- Przyjechałam na spotkanie z Noah'em Vortonem.
- Co potrzebujesz od naszego ojca?
Jęknęłam zirytowana. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie i zaczęłam mówić.
- Przyjechałam razem ze znajomymi z Anglii i z tego co mi wiadomo od mojego przełożonego, który zorganizował tą całą wyprawę, miałam udać się właśnie pod ten dom.
- Nic o tym nie wiemy.. - Mruknął ten starszy.
- Dlatego chciałabym porozmawiać z waszym ojcem.
Obydwoje mieli założone ręce na klatce piersiowej.
- Wejdź. - Powiedział wyższy z nich, a młodszy zrobił wielkie oczy na swojego brata, ale ten nic sobie z tego nie zrobił, tylko pchnął mnie i zaczął prowadzić tylko w jemu znanym kierunku. 
Kiedy stanęliśmy przed mahoniowymi drzwiami, to chłopak zapukał w mnie dwa razy. 
- Proszę! - Zagrzmiał mocny głos.
Otworzył drzwi i mnie wepchnął.
- Ojcze ta dziewczyna domagała się widzenia z tobą. Mówi, że podobno jest z Anglii.
Mężczyzna po czterdziestce podniósł swoją głowę z nad notatek i spojrzał na mnie z niemałym zainteresowaniem.
- Miło mi cię poznać Alfo. - Powiedziawszy to delikatnie spuściłam głowę, po czym ją podniosłam. 
Widziałam jak oczy młodego wilka ciemnieją. Otworzył już buzię, aby powiedzieć, jak to niegodnie zachowałam się wobec Alfy, ale sam Alfa go ubiegł.
- Więc to jednak prawda. - Powiedział starszy mężczyzna, po czym ze zwinnością o którą bym go nie posądziła wstał z miejsca i uśmiechnął się. - Felix jednak mówił prawdę, mówiąc kim jesteś Luno. - Uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
- Jednakże ja nie wiedziałam, że ma pan dwóch synów. - zaśmiałam się cicho. - To zaszczyt cię poznać Alfo Noah'ie.
- Mam nadzieje, że podróż udała się i nie było żadnych komplikacji.
- Dziękuję za troskę, ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Ojcze kim ona jest? - Spytał z tego co wywnioskowałam to młody "Alfa".
- Loganie, poznaj proszę Pannę Lunę z Anglii. Przyjechała tutaj razem ze znajomymi na prośbę Felix'a, aby załatwić niepokojące sprawy.
- Nadal nie rozumiem. - Spojrzał na mnie. - Ona nie jest..
- Loganie. - Powiedział surowo jego ojciec.
- Nie w porządku. - Uśmiechnęłam się do chłopaka. - Luna Charlettyn. - Powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę.
Zobaczyłam kontem oka rozbawienie w oczach starszego Alfy, ale za to w oczach młodziaka zobaczyłam strach, jak i podziw. 
- O rany.. - Wydusił w końcu, a ja razem z Noah'em się roześmialiśmy. - Jesteś jedyną dziewczyną Alfą.
- Tak masz rację.
Chłopak spojrzał na ojca, a po chwili tak po prostu wybiegł z gabinetu.
- Nie miej mu tego za złe.
- Spokojnie. - powiedziałam nadal się uśmiechając, ale po chwili spoważniałam. - Musimy porozmawiać. 
Mężczyzna również spoważniał, więc zaczęliśmy rozmawiać.




||Lemonka||

Potężna Alfa - "KOREKTA"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz