Jadłam śniadanie w salonie kiedy do środka nagle wparował Samuel.
Spojrzał na mnie krzywo.
Spuściłam głowę wbijając wzrok w jedzenie.
- Podjęłaś w końcu decyzję? - Spytał mnie chłodno.
- Nie - odparłam tak samo chłodno jak on.
- A kiedy w końcu się zdecydujesz? Co?! - Zaczął podnosić na mnie głos.
O co kurcze mu chodzi?! Od kiedy to on na mnie tak naciska?!
Kiedy chciałam mu już odpowiedzieć do salonu weszła Skay. Popatrzyła na zawistne spojrzenie Sama skierowane w moją stronę.
- Sam? Co się dzieje? - Spytała łagodnie Skay.
- Co się dzieje?! Jej się spytaj! Dałaś jej mnóstwo czasu od wczoraj rana, a ona nadal nie podjęła decyzji!
- Sam uspokój się. Luno musisz podjąć decyzję... ale.. czy ty wogóle chcesz brać w tej bitwie udział? - Spytała mnie z niepokojem.
Spojrzałam na Sama, a potem na Skay. Już otwierałam buzię by odpowiedzieć, ale w tej samej chwili mój telefon zaczął dzwonić w mojej kieszeni. W duchu dziękowałam tej osobie co dzwoni.
Spojrzałam na wyświetlacz.
To Arthur!
A jeśli on chce odwołać nasze jutrzejsze spotkanie?! Nie zrobiłby mi tego! Prawda?!
Odgoniłam niechciane myśli od siebie i spojrzałam spowrotem na Skay.
- Przepraszam ale muszę to odebrać. Pogadamy później jak wrócę. - Powiedziałam pospiesznie i nie czekając aż mi odpowiedzą wstałam szybko od stołu wybiegłam z pokoju, zabierając po drodze kluczyki do samochodu Sama. Pobiegłam pospiesznie do mojego pokoju i dopiero kiedy znalazłam się w środku odebrałam telefon od Arthura.
- Cześć Arthur.
- Cześć młoda! - Krzyknął witając się ze mną i obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Co tam u ciebie Arthur?
- U mnie? Ok.. Po prostu dzwonie bo mi się strasznie nudzi. Przepraszam, że tak wcześnie ale musiałem do kogoś zadzwonić i pogadać z nim.
- Mam być szczera?
- Jak zawsze Luno - Powiedział pogodnie.
- Kiedy zadzwoniłeś dziękowałam w duchu temu kto dzwonił. Uwolniłeś mnie od strasznie krępującej i dziwnej rozmowy ze Skay i Samem.
- Hmm.. Czyli mówisz, że uratowałem cię księżniczko, co??.
Poczułam, że zaczynam się czerwienić od tego, że nazwał mnie księżniczką. Jak tylko go zobaczę to się mu dostanie. Dosłownie.
- Halo?! Luna? Jesteś tam?
- Eee tak..k tak.. jestem.. coś mówiłeś?
Słyszałam jak chłopak cicho się śmieje.
- Mówiłem, że muszę już kończyć.
- Och, szkoda.. yyy to znaczy. Dozobaczenia jutro. - Poprawiłam się szybko, ale i tak wzamian znowu usłyszałam śmiech chłopaka.
- Dozobaczenia młoda.
Już chciałam odpowiedzieć, że ma mnie tak nie nazywać ale ten tak po prostu się rozłączył! Co za.. uhh....!!
Spojrzałam na zegarek. Było jeszcze wcześnie więc postanowiłam, że poczytam jakąś książkę.Kiedy znów spojrzałam na zegar dochodziła trzynasta piętnaście, więc wstałam i spakowałam do torebki telefon i kluczyki do samochodu. Wzięłam jeszcze jedną torbę do której spakowałam najpotrzebniejsze ubrania i schowałam ją pod łóżko.
Kiedy skończyłam wyjrzałam zza drzwi mojego pokoju by upewnić się, że nikt nie patrzy jak wychodzę.
Zadawaliby za dużo pytań na które nie mogłabym im odpowiedzieć.
Przemknęłam się po cichu i nikt mnie nie zauważył. Całe szczęście.
Wsiadłam i pojechałam w stronę miejsca gdzie miałam spotkać się z Dimitrym.
Kiedy dojechałam do ulicy Melfinskiej odrazu zauważyłam miejsce w którym mieliśmy się spotkać.
Zaparkowałam samochód na pobliskim parkingu i ruszyłam w stronę kawiarni.Wchodząc do środka zegar wskazywał za pięć czternastą.
Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie i zatrzymałam wzrok na osobie ubranej w czarny płaszcz który zakrywał całą głowę. Widziałam tylko oczy...czerwone oczy.Ruszyłam w jego stronę, a mężczyzna podniósł rękę zdejmując kaptur. Spojrzał na mnie chłopak? Miał na oko dwadzieścia parę lat.
- Dimitry LaFrabis? - Spytałam uprzejmie.
Uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową.
- A ty to pewnie Luna Charlottyn znana także pod nazwiskiem Clark, czy tak?
- Nie myli się pan.
- Proszę usiądź, przecież nie będziesz tak cały czas stała. I proszę Cię żebyś mówiła mi po prostu Dimitry.
Skinęłam głową na znak zgody i usiadłam naprzeciwko wampira.
Chwile Trwałiśmy w milczeniu aż postanowiłam zabrać głos.
- Więc.. dlaczego chciał się p... yyy dlaczego chciałeś się ze mną zobaczyć?
Wampir popatrzył się na mnie uważnie po czym uśmiechnął się.
- Po tym jak dowiedziałem się o twoich zdolnościach chciałem cię poznać. Znałem twojego dziadka.. On też posiadał moce.. ale ty w porównaniu do niego rozsądnie do nich podchodzisz. - Odpowiedział Dimitry, a ja zostałam w tej chwili zbita z tropu. Potrząsnęłam głową.
- O czym ty mówisz? W dziennikach pozostawionych przez babcie było napisane, że dziadek był odważny i zawsze pomagał tym którzy potrzebowali jego pomocy. - Powiedziałam patrząc mu w oczy.
Dimitry spojrzał na mnie i się na chwilę zamyślił.
- Wiesz... Owszem twój dziadek był odważny i chronił innych ale.. nie w takim stopniu w jakim ty myślisz. Twój dziadek był dobrym człowiekiem i wilkokrwistym... ale kiedy wampiry ciemności dały mu propozycję by stać się potężniejszym niż dotychczas był ... On...nie trzeba było go wtedy długo namawiać. Gideon.. bo tak miał na imię.. chciał zawładnąć wszystkimi rasami jakie istniały i istnieją do teraz na świecie. Przez jego chciwość, żądza władzy, nie zauważył jak bardzo wtedy oni go wykorzystywali. I tak kiedy nastała wojna, on walczył po ich stronie. Kiedy nie udało im się zdobyć władzy jaką chcieli mieć.. zabili Gideona. Taka jest prawda moja droga.
Usłyszawszy tą opowieść byłam w szoku...
- Nie mogę uwierzyć. - Odpowiedziałam.
Dimitry Skinął głową.
- Dlatego prosiłem cię o
pomoc...
Kiwnęłam głową.
- Nie chcesz by wampiry ciemności zawładnęły całym światem.
- Tak Luno. Dobrze myślisz.
- Ale w takim razie co mam teraz zrobić?
- Najlepiej by było gdybyś wyjechała z tego domu w którym tera mieszkasz i zamieszkała u jakichś znajomych.. albo jest jeszcze jedna opcja.. gdyby radni się zgodzili to możesz na ten czas, aż nie wrócisz do szkoły zamieszkać u nas w instytucji. - Powiedział patrząc na mnie uważnie lustrując moją reakcję.Mieszkać przez resztę wakacji w instytucie gdzie są jedynie wampiry? To brzmi.. uhh.. naprawdę interesująco.
- Dobrze. Jeśli radni się zgodzą... to nie ma problemu. - Odpowiedziałam powoli.
Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
- Naprawdę? Zgadzasz się?
- Tak. - Powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
- W takim razie będę do ciebie dzwonił jak ustale co i jak. Dobrze?
Skinęłam głową.
Pożegnał się ze mną i wyszedł z kawiarni. Ja podobnie jak on zrobiłam to kilka minut później.Udałam się w stronę samochodu Sama i pojechałam w stronę "domu" i "mojej rodziny".
W głowie strasznie mi szumiało od natłoku informacji. Tak strasznie długo żyłam w takiej nie wiedzy!
#Lemonka#
CZYTASZ
Potężna Alfa - "KOREKTA"
Hombres LoboOd kiedy Luna pamięta miała wsparcie swoich bliskich.. Lecz kiedy jej rodzice giną w wypadku samochodowym.. to co się stanie?? Czy może zaufać jedynej osobie która jej została? Kiedy nic nie świadoma dziewczyna, przeprowadzając się z bratem do now...