Rozdział 27

464 20 2
                                    

Mama zwaliła mnie z łóżka punktualnie o 8 , tłumacząc się tym , że mamy jeszcze dużo przygotowań do świąt. Związałam włosy na czubku głowy w niezbyt stabilnego koka , wcisnęłam się w dresy i granatową bluzę na zamek. Zbiegłam po schodach zachęcona pięknym zapachem ciastek z kawałkami czekolady. Nic nie pobije ciastek mamy , a potem dziwie się że nie mogę się ruszyć na następny dzień. 

- Do roboty skarbie! Do roboty! - mama ma podejrzanie dobry nastrój... Wróć, przecież są święta.  

- Dobra to powiedz mi co mam robić  -sięgnęłam po łyżkę żeby spróbować nadzienia do indyka. Mama tak jak zawsze zdzieliła mnie ścierką po ręce. To się chyba nigdy nie zmieni .

- Wynocha z kuchni ! Idź ubierać choinkę , wszystkie ozdoby są na strychu 

- Uhum - szybko złapałam ciepłe ciasteczko z talerza i uciekłam delektując się jego smakiem z kuchni, zanim mama zdołała mnie znowu zdzielić. Wbiegłam po schodach na piętro i skierowałam się na strych. Zakasłałam gdy wszechobecny kurz wdarł się do moich płuc. Dawno to nie byłam.....Zapaliłam światło, żeby się o coś nie zabić. Rozglądnęłam się wokół siebie. Chyba trochę czasu minie zanim znajdę te kiczowate ozdoby i Rudolfa. 

 Ech już nie wiele pudeł zostało mi do przetrząśnięcia. Oczywiście nie mogłam trafić za pierwszym i kolejnymi 12 razami na pudełko z ozdobami , no bo przecież mogę zmarnować pół dnia na oglądanie jakich starych gratów?  Jak dobrze , że zostało mi jeszcze tylko trzy pudełka.  Sięgam po pierwsze z nich i zdmuchuje z niego kurz. Otwieram ja , a moim oczom ukazują się rzeczy , o których całkiem zapomniałam. Pudło jest trzy razy większe niż reszta więc mogłam się domyślić co tam jest. Delikatnie wyciągam z kartonu płótno , potem kolejne i jeszcze jedno.  Z dokładnością godną szwajcarskiego zegarmistrza przyglądał się obrazą. Wydają mi się takie obce....Ale nie są. Namalowałam je pięć lat temu. Potem ...nie wiem czemu tak bardzo znienawidziłam te obrazy , przecież są dość ładne, no dobra bardzo ładne. To chyba wtedy był ten czas kiedy terapia u psychologa zaczęła pogarszać , a nie polepszać mój stan. Malowałam obrazy , tak jak kazała mi terapeutka , ale to nie pomagało , to chyba przez to kazałam wyrzucić te obrazy , jednak wygląda na to , że mama tego nie zrobiła. 

Na dnie pudełka leżą stare farby , płótno i mnóstwo różnych pędzli

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na dnie pudełka leżą stare farby , płótno i mnóstwo różnych pędzli. Od tamtej pory nie malowałam farbami.... W ogóle nie malowałam , aż do czasu , w którym pan Moore mnie do tego zachęcił, ale nie dałam mu się namówić na malowanie farbami , nawet zwykłymi akwarelkami .  Może w końcu czas to zmienić? Nie można przecież , zawsze żyć przeszłością , bo ominiemy to co dzieje się  w teraźniejszości. Uśmiecham się pod nosem i wkładam obrazy z powrotem do pudełka. Biorę je do rąk i zanoszę do swojego pokoju. Pff teraz trzeba wziąć się za dekorowanie domu. 

Nie spodziewałam się , że aż tyle zajęło mi przeglądanie tych wszystkich pudeł. Jest już 13, a ja nawet nie zaczęła ubierać choinki. Nawet tej choinki jeszcze nie wniosłam do domu! Nie wiem jak ja mam wtargać do salonu to wielkie drzewko, a mama uznała że nie ma czasu żeby mi pomóc. Wielkie dzięki... Chwyciłam drzewko za pień i spróbowałam je pociągnąć. Nawet nie drgnęło. Spróbuje jeszcze raz.... Cholera znowu nic , jedynie zmachałam się tak jakbym przebiegła maraton na szpilkach. 

- Boże , widzisz a nie grzmisz ! Co to biedne drzewko musi przeżywać 

- Też miło cię widzieć Alex - syknęłam w stronę szatyna , który zarumieniony od mrozu idzie w moją stronę. Chłopak objął mnie  w pasie i delikatnie pocałował swoimi ciepłymi ustami mój policzek. 

- Może ci pomóc?

- Nie no , nie trzeba - sarknęłam 

- Okej , więc jak tam przygotowania?- zaczął się śmiać gdy posłałam mu mordercze spojrzenie - Żartuje. Daj , pomogę ci - zwinnym ruchem złapał choinkę i przerzucił ją sobie przez ramię. Otworzyłam mu drzwi do domu . Chłopak ustawił drzewko na środku salonu i ściągnął z siebie zimowe ubrania. Poszłam w jego ślady , a następnie rozpaliłam ogień w kominku.

- No teraz trzeba je tylko ubrać. - oparłam ręce na biodrach,a z kuchni wypadł ubrudzony czekoladą blondynek.

- Harry! - krzyknęłam szczęśliwa . Przykucnęłam i otwarłam ramiona ,  w które chłopczyk się wtulił. Wytarł buźkę w rękaw mojej bluzy....Na ramieniu mam teraz wielką, czekoladową plamę. 

-Cześć Sky! Mogę ci pomóc? - wskazał rączką na choinkę , a ja mu przytaknęłam. Alex uśmiechnął się ukazując dołeczki i podstawił nam pudełka z ozdobami. Harry zaczął wieszać bombki w każdym wolnym miejscu , a gdy nie mógł dosięgnąć  do upatrzonej gałęzi biorę go na ręce.

- Już prawie gotowe . Jeszce tylko gwiazdka. - wzięłam chłopczyka na ręce ale mimo to nie możemy dostać do czubka choinki. Wyczułam za sobą Alexa. Pewnie weźmie swojego brata na ręce  i mu pomorze.

- Alex! Co ty robisz?

- Pomagam wam założyć gwiazdkę - ten ciołek zamiast wziąć Harrego na ręce wziął nas oboje. Harry zaśmiał się jak na 5 latka przystało i założył gwiazdkę na czubek choinki. Alex postawił nas na podłodze

- Przecież mogłeś nas puścić... Ja bym wyszła z tego cało , ale co z Harrym?

- Nic by mu nie było. Nie puścił bym was. 

-Ech niech będzie. Są święta nie chce się kłócić

- Ja też nie - przekręciłam się twarzą do chłopaka . Oparliśmy się o siebie czołami.  Zamknęłam oczy i ciesze się tą chwilą. Poczułam na swoich ustach , popękane usta szatyna . Szatyn delikatnie je musnął i przysunął się bliżej.

-Fuuuuuuj! - pisnął Harry , a ja zaczęłam się śmiać i odsunęłam się od Alexa. Całkiem zapomniałam , że mam blondyna na rękach........

Dotyk || Część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz