7. Uczę Antagonistę życia i ratuję staruszki w opałach

1.4K 211 116
                                    

– Kanimir! Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęłam. Ledwie się zmaterializowałam, skoczyłam ku czarnoksiężnikowi. – Miałeś ich nie zabijać! Zapomniałeś już?!

– Tak jest ciekawiej – odparł. Jego oczy były ciemne jak noc. Wyglądał, jak gdyby niewiele do niego docierało. Drżąc, wzniosłam dokoła siebie barierę obronną. Czarownik nie wyglądał, jak gdyby nad sobą panował. W tym stanie mógł zniszczyć wszystko i wszystkich, nawet nie zastanawiając się, co robi.

– Co z tego, że ciekawiej?! Mówiłeś...

– Zmieniłem zdanie – przerwał mi z obłąkańczym uśmiechem. – Widzisz, zapomniałem już jak to jest czuć zapach krwi w powietrzu. Już dawno nie byłem otoczony przez takie przerażenie i cierpienie. Śmierć musi zebrać swoje żniwo, zbyt długo trzymała się z dala od tej wioski.

Mimowolnie się cofnęłam. Czułam, że otworzył swój umysł i chłonął wszystkie otaczające nas uczucia osaczonych jak zwierzyna ludzi. Wzniosłam jeszcze kilka barier obronnych, śmiesznie słabych w porównaniu z jego mocą i w samobójczym akcie bohaterskiej brawury spróbowałam go powstrzymać. Z całą siłą, jaką posiadałam, uderzyłam w jego umysł, próbując go zmusić, żeby się zamknął. Gdyby to zrobił, przestałby odczuwać taką perwersyjną przyjemność z otaczającej nas śmierci i może by się opamiętał. Na ułamek sekundy nasze umysły się zetknęły, potem odepchnął mnie jak szmacianą lalkę.

Ta krótka chwila kontaktu wystarczyła jednak, żebym zrozumiała, jak beznadziejna była sytuacja moja, wieśniaków oraz całej mojej misji. Dała mi również coś, czego nie mieli wątpliwej przyjemności doświadczyć żadni normalni Biali Magowie; uchwyciłam bardzo powierzchowny sposób, w jaki Czarni postrzegają świat i przez ten przerażający ułamek sekundy odebrałam go jako własny. Pełen mroku i nienawiści, pozbawiony światła, miłości i ciepła świat. Dla niego śmierć była prawdą, a życie tylko słowem. Miałam wrażenie, że Kanimir był czymś więcej, niż tylko szalonym czarnoksiężnikiem, ale zabrakło mi czasu by zrozumieć, czym. Jednocześnie jednak cieszyłam się, że nasz kontakt nie trwał dłużej. Nawet ta chwila starczyła, by moje kolana zaczęły się trząść, a ręce pokryły gęsią skórką.

W jeszcze jednym akcie heroizmu zapaliłam w dłoni świecącą kulę energii, przelewając w nią niemal całą pozostałą mi moc. Zakręciło mi się w głowie, a świat nieco rozmazał. Nie starczyło mi sił na ani jedno kompletne zaklęcie więcej. Z pełną tego świadomością wrzasnęłam;

– Przestań!

Kątem oka zarejestrowałam mknącego nad łąkami Błyska. Moich uszu dobiegł huk niszczonej stodoły i przerażone, urwane nagle muczenie krowy. Smok bezlitośnie zionął ogniem, najpierw w powietrze, a potem na pobliskie budynki. Zerwał się do lotu i zaczął podpalać łąki, nic sobie nie robiąc z uciekających nimi nielicznych wieśniaków. Widziałam wyraźnie, jak zniżył lot, z rykiem chwycił biegnącego mężczyznę i zacisnął szczęki.

Zadrżałam. Pomimo panującej w pobliżu gehenny było mi zimno. Z powrotem skupiłam się na – na moje szczęście – ignorującym mnie Kanimirze. Od strony czarnoksiężnika, tak jak w bibliotece w wieży, biło lodowate powietrze. Ziemia pokryła się szronem, kałuże po niedawnym deszczu zamarzły. Każdy oddech tworzył przed twarzą obłoczki pary. Ogary rozbiegły się po wsi, ścigając wieśniaków. Zostałam sam na sam z czarownikiem.

Po raz pierwszy w pełni zrozumiałam, jak przerażającym... potworem był Kanimir. Pośród nagle zapadłej na majdanie ciszy poniósł się jego szczery, wesoły śmiech. Nie był to śmiech zawiści, lecz najprawdziwszej radości. Zadrżałam. W tej chwili po raz pierwszy naprawdę bałam się Kanimira. Chciałam uciec, z dala od Święciwód, Północnych Rubieży i jego.

Czarnoksiężnik Północnych RubieżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz