Epilog

995 120 289
                                    

No więc stało się. Dotarliśmy do końca tejże historii. Jednocześnie z epilogiem publikuję rozdział 1 drugiej części, tzn. "Czarnoksiężnika Burzowych Wysp"  :) Kieran to wredne stworzenie, ale skoro Kanimir Wam przypadł do gustu, to a nuż i mój rudzielec Wam się spodoba? :)

Ponieważ chcę się nieco rozpisać o samym procesie powstawania "Czarnoksiężnika Północnych Rubieży", podziękować wielu osobom i umożliwić Wam zasypanie mnie pytaniami - planuję jeszcze posłowie oraz być może odpowiedź na posłowie. Na to jednak przyjdzie czas jutro lub pojutrze, bo dzisiaj czas po prostu pokazać Wam, jakim jestem wrednym człowiekiem i postawić ostatnią kropkę w części 1 historii Heleny i Kanimira Ajerowiczów. 

A teraz już zapraszam serdecznie do czytania tego co poniżej!

A teraz już zapraszam serdecznie do czytania tego co poniżej!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Dwadzieścia.

– Trzydzieści.

– Takaś pewna siebie?

– Podbijasz czy nie?

– Niech ci będzie, lisie. Pas.

Dobrałam parę kart i spojrzałam na siedzącego naprzeciw mnie Kanimira. Bynajmniej nie wyglądał na takiego co zrozumiał, że już przegrał.

Potrzebowałam niecałych dwóch szczap, by zmazać z jego twarzy ten pewny siebie uśmieszek. Gdy wreszcie zgarnęłam wszystko co mogłam, nie wytrzymał. Niby spokojnie pociągnął łyk już dawno wystygłej herbaty, skrzywił się, że zimna (z jakiegoś powodu nienawidził zimnej herbaty i nigdy nie raczył mi wytłumaczyć dlaczego) i oznajmił:

– Myślałem, że już się umawialiśmy: żadnych asów w rękawie.

– Nie wiem o czym mówisz – odparłam z niewinną miną, sięgając po leżącą na stole kupkę kart, ale drań złapał mnie za nadgarstek i zmusił do odwrócenia dłoni na drugą stronę. Mój piękny as pik wylądował tuż obok drugiego, identycznego asa, rzuconego tak dawno i w takim zamęcie, że tylko taki upierdliwiec jak Kanimir miałby szansę go zapamiętać. Mój wredny brat uśmiechnął się z wyższością, rzucił "no, twoja kolej" i pociągnął kolejny łyk herbaty, krzywiąc się, jak gdyby pił jakiś obrzydliwy dekokt.

Z westchnieniem zdjęłam krajkę. Kto w ogóle wpadł na pomysł, żeby grać w rozbieranego?

Aj. To chyba ja.

Chciałam go zobaczyć w samych gatkach po tym, jak ZNOWU bez ostrzeżenia wlazł do łazienki akurat gdy wychodziłam z balii.

Z wyrzutem rzuciłam w niego krajką i zaproponowałam:

– Może po prostu sobie ją podgrzejesz a nie robisz miny jak gdybyś chciał zbawić świat piciem jakiegoś obrzydlistwa?

– Doskonale wiesz, że nie zamierzam czarować – burknął. – A jeśli pójdę do kuchni, ty uciekniesz z placu boju.

Czarnoksiężnik Północnych RubieżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz