Moi drodzy. Wymiękłam.
Absolutnie zabrakło mi pomysłu na tytuł rozdziału. A tak poza tym lada chwila mam koło z anaty i inne takie paskudztwa, i już nie wiem jak się nazywam toteż poziom tego poniżej woła o pomstę do Nieba :')
(Z serii: "poprawię przy planowanej generalnej korekcie")
Z takich moich dziwności: w dwóch miejscach zamiast gwiazdek-odnośników dodałam komentarze do akapitu, tłumaczące coś (albo wyrażające moją opinię, bo musiałam a przecież w tekście jako takim hasztagów wciskać nie będę) xD
Zapraszam!
Po kilku latach dowiedziałam się, że to, co znaleźliśmy, to były ślady po bardzo rzadkiej, występującej – o ile w ogóle – w wyniku gwałtownego załamania i utraty kontroli eksplozji. Mój brat, najpewniej w wyniku bólu i bezpodstawnego poczucia winy, mógł próbować rzucić choćby najprostsze zaklęcie, używając do tego zbyt wiele mocy, a ta odbiła się i uderzyła prosto w niego, rozrywając go od środka. Makabryczne, niezwykle rzadkie i przerażające. Do tej pory jeśli ktoś już zmusił mnie żebym o tym mówiła, streszczałam wszystko w paru zdaniach i starałam się mówić bez emocji. Bo inaczej wróciłyby koszmary.
Spuściłam wzrok i bez słowa szłam za Kanimirem, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo musiał się bać, gdy go tu zamknięto. I jak w podobnym zimnie i mroku musiał umierać mój brat.
– Nie moglibyście przynajmniej ich ubrać i karmić odpowiednio do pracy w kopalniach? – zapytałam cicho. – Ile dzieci tu mieszka? Gdzie one śpią?
– Ze dwa tuziny, licząc ze starszymi – odparł Kanimir. – Nie opuszczają jaskiń, właśnie cię prowadziłem do ich kwater.
– Nie opuszczają jaskiń? – zapytałam zszokowana. – Znaczy cały czas siedzą w takim mroku? To dlatego ten dzieciak jest prawie ślepy? Czemu nie pozwolicie im wyjść?
– Oszczędność czasu i miejsca – warknął z niechęcią. – Poza tym pod ziemią łatwiej je upilnować. Mistrz uznał, że tak będzie najwydajniej.
Cofnęłam się parę kroków i wzięłam głębszy wdech. Co za... Czarownik przystanął i wpatrywał się we mnie wyczekująco, dopóki nie postanowiłam ruszyć dalej. Puścił mnie przodem, jak cień podążając za mną.
– I zamierzacie ich tu tak trzymać aż do śmierci? – zapytałam po chwili. Odpowiedziała mi obrzydliwie wymowna cisza. Zacisnęłam zęby. Staruch powinien samego siebie postawić w takiej sytuacji a dopiero potem bawić się w niewolnictwo!
Nagle uświadomiłam sobie, że coś tu nie pasowało.
– Kanimir, przecież ty masz talent. I to ogromny. Te dzieci, które zabrała Bożena, też jakiś mają. Więc dlaczego tu trafiliście? I ty przecież opuściłeś kopalnie.
CZYTASZ
Czarnoksiężnik Północnych Rubieży
Fantasy- Co z ciebie za czarny charakter, co? Źli goście powinni kryć się ze swoimi zamiarami, a wielką gadkę i dokładny opis swoich planów strzelać dopiero na końcu, tuż przed tym, jak ci dobrzy ich skasują. A ty co? Od razu mówisz co knujesz, psujesz cał...