Sypialnia Kanimira zupełnie różniła się od tej z moich oczekiwań. Spodziewałam się typowo czarnomagicznego pokoju, z mrocznymi grymuarami i symbolami czarnoksięstwa, w dodatku niemal zupełnie pozbawionego światła, dusznego i brudnego. Tak nieuporządkowanego, że do środka można by wejść tylko lewitując. Tymczasem znaleźliśmy się w zaskakująco przytulnym, magicznie oświetlonym pomieszczeniu z niewielką półką na książki zawieszoną nad dość wąskim łóżkiem i sporym biurkiem zajmującym chyba połowę całej sypialni. Wszystko było poukładane jak w wojsku. Kilka piór leżało w równiutkim rządku tuż obok czyściutkiego, choć z pewnością nie raz używanego kałamarza. Każda pokojówka chciałaby umieć ścielić łóżko tak, jak zrobił to Kanimir. Gdyby nie leżące na biurku przybory, mogłabym uznać, że w pokoju nikt nie mieszkał.
Zerknęłam na czarownika z powątpiewaniem.
– Tak? – spytał na widok mojej podejrzliwej miny.
– To jest twoja sypialnia?
– Tak – odparł z konsternacją.
– To niemożliwe – burknęłam. Jego pokój nie miał z samym Kanimirem nic wspólnego. Czarnoksiężnik nosił może i nie zniszczone, ale zdecydowanie znoszone ubrania. Jego apaszka i pas były postrzępione, że nawet nie wspomnę zapomnianej, nadal zakrwawionej rany na przedramieniu i byle jak podwiniętych rękawów. No i czarownik wytarł swój sztylet o płaszcz. Jaki pedant by tak zrobił?
– Nie rozumiem – mruknął Kanimir – dlaczego niemożliwe?
– To nie może być twoja sypialnia – uparłam się.
– Ale jest – uśmiechnął się z zakłopotaniem.
– Po czarnoksiężniku spodziewałabym się mroku i brudu, a nie takiego porządku – burknęłam – zresztą spójrz na całą wieżę. Wszystko wygląda jak powinno, z wyjątkiem twojej sypialni!
Wzruszył ramionami.
– Nie lubię tego pokoju. Odwiedzam go może raz na miesiąc, nawet tu nie sypiam. Wolę biblioteczną sofę.
– Nie lubisz własnej sypialni? – spytałam z zainteresowaniem. To ciekawa informacja, może z czasem uda mi się coś z nią zrobić.
– Nie cierpię – westchnął Kanimir – dlatego trzymam ją w takim porządku. Dzięki temu wydaje się, że nie mam z nią nic wspólnego.
– Od skrajności do skrajności – westchnęłam. Gdyby pokój był pełen dziwnych przedmiotów i innych dziwactw, łatwo byłoby mi wyciągnąć na jego temat jakieś wnioski, ale przy takim porządku w głowie miałam pustkę.
Przyjrzałam się Kanimirowi uważnie. Wyglądało na to, że już zupełnie się uspokoił.
– Mógłbyś pokazać mi piwnice? – spytałam z zainteresowaniem. Nigdy nie miałam do czynienia z czarną magią w stopniu większym, niż najbardziej podstawowym, czyli takim, z jakim zaznajomiono mnie w akademii. Skoro i tak nie miałam gdzie uciec, a powinnam poznać Kanimira jak najlepiej, doszłam do wniosku, że przy okazji zobaczę, nad czym pracują wiecznie zajęci czarownicy.
Czarnoksiężnik pokręcił głową;
– Nie dzisiaj. Później.
– Ale pokażesz? – upewniłam się.
Skinął głową.
– A co z okolicą? Może oprowadzisz mnie po lesie?
– Chętnie. W pobliżu mamy smocze leże, chciałabyś rzucić okiem?
– Na prawdziwego, żywego smoka? Dziękuję, chcę żyć.
Kanimir parsknął z rozbawieniem;
CZYTASZ
Czarnoksiężnik Północnych Rubieży
Fantasi- Co z ciebie za czarny charakter, co? Źli goście powinni kryć się ze swoimi zamiarami, a wielką gadkę i dokładny opis swoich planów strzelać dopiero na końcu, tuż przed tym, jak ci dobrzy ich skasują. A ty co? Od razu mówisz co knujesz, psujesz cał...