– Co jest? – zapytał czarownik, widząc moją zapewne pobladłą twarz.
– Kogo... Walczyłeś z kimś? – zapytałam niepewnie.
Czarownik spojrzał na siebie, chyba zrozumiał, o co mi chodziło, a potem uśmiechnął się szeroko, z niemałą dumą pokazując mi trzymany w dłoni, ogromny nóż. Zakrwawiony. Na sam widok ostrza dostałam gęsiej skórki.
– Tak – odparł z zadowoleniem. – Stoczyłem ciężką walkę z dzikiem. Chciałem się trochę pobawić, więc prawie nie rzucałem zaklęć. Mistrz stwierdził, że dzisiaj wieczorem upieczemy go nad ogniem i będziemy dzielić się wartymi powtórzenia historiami. Do tego obiecał otworzyć swoją najlepszą orzechówkę. Jeśli chcesz spróbować, czuj się zaproszona.
– D-dzika? – zdziwiłam się niepewnie.
– No tak, z jakiegoś powodu cała wieża jednogłośnie uznała mnie za kuchmistrza – odparł czarownik z konsternacją. – Stwierdzili, że najlepiej się do tego nadaję. Chociaż osobiście uważam, że to dlatego, że jestem prawie najmłodszy. Wykorzystywali mnie na wszystkie możliwe sposoby, więc i zlecenie mi, żebym dbał o ich pełne brzuchy brzmi prawdopodobnie.
– Zabiłeś dzika – powtórzyłam.
– Helena, wszystko w porządku? Jesteś blada – zauważył z troską w głosie. Zaraz, jaką troską? Że niby taki szalony czarnoksiężnik miałby się o mnie martwić? Chyba za dużo sobie wyobrażałam, to że ja uznałam go za przystojnego, a on mnie za... jak to było? Nawet uroczą buźkę? Tak czy inaczej wcale nie oznaczało to, że miałby się zacząć o mnie martwić. I chyba miałam rację, bo jego oczy nadal błyszczały samozadowoleniem i rozbawieniem.
– Tak, w porządku – udało mi się w końcu wyrwać z letargu. Obróciłam Śpiocha w stronę czarownika i oznajmiłam; – Nie wiem jak do was trafić, więc będę wdzięczna, jeśli mnie zaprowadzisz.
– Za mną, proszę pani – uśmiechnął się pod nosem, przywołał tę swoją poduszkę powietrzną, wskoczył na nią i płynnym ślizgiem ruszył przed siebie. Zaraz jednak zatrzymał się i jeszcze raz rzucił mi badawcze spojrzenie. – Przedzierałaś się przez jakieś krzaki, czy spadłaś z konia?
– Dlaczego pytasz? – ja tu próbuję wyglądać ładnie, a on się jeszcze ze mnie śmieje?
– Masz oset we włosach – zauważył.
– Jaki znowu... Zamir, zamorduję – wymamrotałam. Sięgnęłam do wątpliwej ozdoby, którą kłobuk wcisnął mi na głowę. Faktycznie, w dotyku przypominała kwiat ostu. Niech no dorwę tego demona...
Kanimir zaśmiał się, zapewne na widok mojej miny wyrażającej jednocześnie zaskoczenie i żądzę mordu, i ruszył dalej. Postanowiłam stoczyć wojnę z czepliwym kwiatkiem później, z dala od zasięgu wzroku wrednego czarownika. Z mimowolnym westchnieniem ulgi pogoniłam Śpiocha za nim. A więc to był tylko dzik...
CZYTASZ
Czarnoksiężnik Północnych Rubieży
Fantasy- Co z ciebie za czarny charakter, co? Źli goście powinni kryć się ze swoimi zamiarami, a wielką gadkę i dokładny opis swoich planów strzelać dopiero na końcu, tuż przed tym, jak ci dobrzy ich skasują. A ty co? Od razu mówisz co knujesz, psujesz cał...