Moja niedziela minęła mi bardzo nudno. Liam cały dzień z kimś rozmawiał i pisał. Kiedy zapytałam czy nie może to poczekać, powiedział mi, że to bardzo pilne. Dlatego sama postanowiłam też iść popracować. I tak wygląda nasza wspólnie spędzona niedziela- każdy u siebie w domowym biurze. Nie zjedliśmy razem nawet kolacji. W poniedziałkowy poranek porozmawiałam z Liamem na temat niedzieli, ale to tylko wywołało sprzeczkę. W pracy nie miałam już czasu myśleć na temat ostatnich wydarzeń.
-Jak tam po weekendzie?- zapytała mnie Blanca.
-Znośnie.- mruczę.- Masz coś dla mnie ?
-Tak, skończyłam ten ostatni projekt.
-Takich pracowników to ja lubię.- śmieje się razem z Blancą.
Nasza rozmowa zostaje przerwana pukaniem.
-Proszę.
-Cześć, przyniosłem skończony projekt.- mówi Zafir.
-Raz w życiu w terminie.- komentuje z uśmiechem.- Możecie zrobić sobie dzisiaj już wolne. Jutro dostaniecie wielkie zadanie.
-Super. Dzięki szefowo.- mówi mój przyjaciel.- Pogadajcie a ja poczekam w biurze.-wychodzi.
-Vivi, wszystko ok?
-Znów się pokłóciliśmy.
Opowiadam Blancę historie weekendu, lecz przerywa nam Alice mówiąc, że Styles już jest. Przepraszam moją przyjaciółkę i po chwili widzę go w drzwiach.
-Dzień dobry, pani Payne.- całuje moją dłoń.
-Dzień dobry.- odpowiadam.- Proszę usiąść. Mój prawnik przygotował naszą umowę, lecz jeżeli ma pan jakieś zastrzeżenia proszę mówić.
Widzę, że Styles przegląda ją tylko, nawet nie czyta tylko podpisuje.
-Nie chce pan się skonsultować z pańskim prawnikiem?- pytam go zdziwiona.
-Ufam pani.- odpowiada z uśmiechem.- Cieszę się na współpracę z panią.
Rozmawiamy chwilę na temat projektów.
-Ma pani jakieś spotkania teraz?
-Nie, dzisiaj mam luźniejszy dzień.
-To może pójdziemy razem na lunch?- pociera dłonie, co mówi mi, że się denerwuje.
-Bardzo chętnie.- mówię i razem wstajemy.
Pan Styles pomaga mi ubrać marynarkę, która wisiała na moim wieszaku i przepuszczając mnie w drzwiach wychodzimy.
-Alice wrócę koło 13, gdyby ktoś mnie szukał to zapraszam popołudniu.
-Dobrze, pani prezes.- odpowiada a ja odchodzę i kieruję się z nim do windy.
Jadąc windą rozmawiamy na temat wyboru restauracji na lunch. W końcu decydujemy na standardową pobliską restaurację.
-Zna pan Londyn?
-Tak, pochodzę z Anglii.- odpowiada, co mnie zadziwia, lecz już rozumiem skąd jego brytyjski akcent.
-Nie spodziewałam się, lecz pana akcent mnie zastanawiał.
Kiedy dochodzimy do restauracji, pomagam wybrać Stylesowi jakieś danie, a później rozmawiamy głównie na tematy związane z branżą nieruchomości. Kiedy tylko próbuje wybranego posiłku, jest nim zachwycony.
-Ma pani świetny gust.- chwali mnie.
Kiedy jemy mam okazję przyjrzeć się mu. Kolejny raz jest ubrany mało elegancko. Znów ma czarne dżinsy, a do tego białą podkoszulkę i miał na to jasny płaszcz. Jest kompletnym przeciwieństwem do mojego męża. W pewnym sensie podoba mi się jego styl, wydaje mi się taki amerykański.
-Przepraszam pana, ale muszę wracać do biura.- mówię lekko się uśmiechając.
-Dziękuję za wspólnie spędzony czas.- mówi mi.
-A ja dziękuję za lunch.- pan Styles oczywiście uparł się zapłacić za mój .
Idziemy razem na parking przed moją firmą i pan Styles w końcu przystaje.
-Tutaj zaparkowałem.- mówi mi a ja spoglądam na czerwone porsche.
-Proszę o kontakt w sprawie tego lotu do USA, żeby moi projektanci mogli wszystko obejrzeć.
-Odezwę się do pani, końcem tygodnia.
-Spokojnie, dziękuję. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- mówi i podaje mi rękę, a ja później wracam do firmy.
------
Hej!
Po ilości gwiazdek mogę stwierdzić, że podoba wam się to opowiadanie. Mam nadzieję, że przybędzie również komentarzy :)
Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia, piszcie.
:)

CZYTASZ
Perfect Life (Liam Payne/ Harry Styles)
FanfictionVivienne Fireheart-Payne jest młodą panią architekt, której firma odnosi wielkie sukcesy nie tylko w Londynie, ale także w USA. Wszyscy postrzegają ją za profesjonalistkę. Na pozór wydawać by się mogło, że życie architektki jest idealne, zwłaszcza z...