Dzisiaj rano wstaliśmy bardzo wczas, bo o 5 mieliśmy wylatywać, więc musieliśmy być na lotnisku o 3:30. Nasz lot niestety trwał bardzo długo. Lecieliśmy w sumie prawie 10 godzin. Sama nie wiem, czy jestem bardziej zmęczona podróżą czy znudzona tak długim czasem. Fakt faktem podczas samego lotu aż tak mi się nie nudziło, bo miałam Harry'ego obok, ale w końcu granie w karty i słuchanie muzyki też się w końcu nudzi. Próbowaliśmy zasnąć, ale oboje obudziliśmy się po niespełna 30 minut, co praktycznie i tak nic nie dało. Teraz przygotowujemy się do wysiadania i odebrania naszych bagaży.
-Wszystko mamy?- pytam, kiedy zabieramy walizkę.
-Tak, kochanie. Jedziemy do hotelu.- mówi i bierze mnie za rękę.
Cieszę się, że chociaż przez te kilka dni mogę chodzić z Harry'm za rękę i cieszy mnie myśl, że nigdzie nie spotkam Liama. Mam zamiar przez te kilka dni nie myśleć o pracy czy tych wszystkich problemach, które zostały tysiące kilometrów stąd.
-Która jest godzina?- pytam, kiedy wsiadamy do taksówki.
-Dokładnie 10:36.- odpowiada Harry.
-Chce mi się spać, a jak zasnę teraz to nie będę spać w nocy.- mruczę.
-Ja też, dlatego dzisiaj spędzamy dzień na wylegiwaniu się w łóżku.
-Jak ja cię kocham.- odpowiadam i szybko go całuje.
Kiedy wysiadamy przed hotelem, rozglądam się po okolicy. Hotel jest naprawdę bardzo piękny. Wszystko jest takie bogate. Nawet nasz apartament nie przypomina zwyczajnego pokoju w hotelu. Mamy piękny widok na całe Orlando.
-Podoba ci się?- pyta Harry stając za mną i obejmuje mnie ramionami.
-Tak, oczywiście. Dziękuję.- podnoszę głowę do góry i lekko go całuję.
-Jutro zabieram cię do Universal Orlando Resort.
-Super!- uśmiecham się.
-Nadal chce ci się spać?
-W sumie to chyba nie, a masz jakieś plany?
-Leniuchowanie.- odpowiada i już po chwili siedzimy na balkonie i podziwiamy widoki rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Następnego dnia rano, wstajemy dość wcześnie, bo równie wcześnie wczoraj zasnęliśmy. Harry zamawia nam śniadanie do apartamentu. Potem przygotowujemy się do wyjścia i jedziemy taksówką do Universal Orlando. Spędzamy tam cały dzień w bardzo miłej atmosferze.
-Dziękuję.- mówię, kiedy siedzimy na jakieś ławce i jemy watę cukrową.
-Za co?- pyta.
-Za to, że znów odnalazłam w sobie dziecko i wreszcie wiem, że jestem szczęśliwa.
-Wiesz, to ty sprawiłaś, że czuję się tak jak kiedyś. Pełen życia, energii i szczęścia. Ostatni raz tak się czułem, zanim się ożeniłem.
-Ja w sumie nigdy się nie czułam szczęśliwa. Tak mi się tylko wydawało. Teraz widzę co znaczy szczęście i kochanie drugiej osoby. Nawet jako dziecko wszystko musiało być tak jak mama mówiła.
-Teraz jest inaczej i wreszcie mamy to na co zasłużyliśmy.
-Odpowiem tym samym jak już się rozwiodę.
-Louis to załatwi. Nie martw się.- obejmuje mnie ramieniem a ja opieram na nim głowę.
-Dobra, koniec rozżalania, idziemy dalej. To nasz tydzień.- odpowiadam entuzjastycznie.
-Masz rację.- odpowiada mi uśmiechem, a po chwili jego usta wędrują na moje.
Żałuję teraz tego, że pozwoliłam tak długo rządzić moim własnym życiem. Gdybym postawiła się na początku to dzisiaj nie musiałabym się martwić o rozwód, bo nie miałabym skretyniałego męża. Za to wszystko mogę podziękować tylko mojej mamie, bo tata nigdy do niczego mnie nie zmuszał. Jak nie chciałam się czegoś uczyć, to mi odpuszczał. Nie mam pretensji do mojej mamy, ale żal, że wpoiła mi to do głowy, a ja tak długo wierzyłam, że kocham Payne'a.
CZYTASZ
Perfect Life (Liam Payne/ Harry Styles)
FanficVivienne Fireheart-Payne jest młodą panią architekt, której firma odnosi wielkie sukcesy nie tylko w Londynie, ale także w USA. Wszyscy postrzegają ją za profesjonalistkę. Na pozór wydawać by się mogło, że życie architektki jest idealne, zwłaszcza z...