Niedzielna noc to wreszcie przespana noc. Niestety mój sen zostaje przerwany telefonem.
-Halo?- pytam lekko rozbudzona.
-Vivi, jestem chora. Nie dam rady jutro lecieć.- mówi kaszląca Blanca.
-A Zafir?- pytam.
-Leży z gorączką. Przepraszam, ale chyba musisz ty z nim polecieć.
-Dobrze. Polecę, wyślij mi na maila wszystkie informacje.
-Dziękuję bardzo. Przeproś go za nas. Pa.
-Pa.- rozłączam się.
Liam śpi tak mocno, że nawet nie słyszy mojej rozmowy z Blancą. Nie za bardzo jestem jeszcze obudzona, ale idę na dół i robię sobie kawę krótko rozmawiając z panią Wilson. Wracam na górę i zastaje obudzonego Liam.
-Gdzie byłaś?- pyta mnie.
-Zrobić sobie kawę.- odpowiadam lekko zdenerwowana.- Muszę Ci coś powiedzieć.
-Co się stało?
-Blanca z Zafirem zachorowali i muszę jutro lecieć do Nowego Jorku.
-Z tym mężczyzną chcesz lecieć?- widzę jego oburzone spojrzenie.
-Tak, to przecież mój klient.
-Nie podoba mi się to, ale ufam ci. Ile tam będziesz?
-W czwartek po południu będę już w kraju.
Kończymy na tym i idę się przebrać, a później schodzimy zjeść śniadanie.
-Zawieziesz mnie na lotnisko?
-Tak, o której?
-Mam lot o 9, więc po 8 musze być.
Kiedy kończymy jeść, więc ja idę na górę i zaczynam pakowanie. Dawno już nigdzie nie byłam, a w USA to nawet nie pamiętam. Mam spędzić całe 4 dni poza domem, dlatego nie zabieram jakoś dużo ubrań. 3 eleganckie sukienki i w jednej polecę, oprócz zabieram jeszcze szpilki i bieliznę oraz kosmetyki. Nie wiem, ale wrzucam do walizki jedne dżinsy oraz moje trampki. Ogólnie nie chodzę w takich luźnych rzeczach, ale kiedy patrząc na pana Stylesa to podoba mi się taki styl. Przepakowuję jeszcze torebkę i zabieram paszport.
Popołudnie spędzam z Liamem i idę się położyć wcześniej, bo muszę wstać o 6. Noc przesypiam spokojnie. Rano nawet jestem wyspana, dlatego przed 7: 30 jestem praktycznie gotowa do wyjścia. Liam również. Dlatego też pakujemy moją walizkę do bagażnika i jedziemy na lotnisko.
-Chciałbym z nim jeszcze porozmawiać przed wylotem.- mówi poważnie Liam patrząc na drogę.
-Tylko proszę nie rób jakiś scen zazdrości. To naprawdę dobry klient i będą wielkie zyski.
-Obiecuję.
Dokładnie o 8 jesteśmy na lotnisku. Kiedy wchodzę do budynku ciągnąc walizkę, widzę czekającego Stylesa.
-Dzień dobry.- mówię, kiedy do niego podchodzę do niego.
-Dzień dobry, pani Payne.- mówi znów całując moją dłoń.- Witam pana.- podaje dłoń Liamowi.- Harry Styles- przedstawia mu się.
-Witam. Liam Payne, mąż Vivienne.- wiedziałam, że to doda.
-Myślałem, że pani Corsiva ma lecieć.
-Tak miało być, ale niestety zachorowała.- tłumaczę mu.- Kazała pana przeprosić.- dodaję.
-Nic się nie stało.- odpowiada mi z uśmiechem, co odwzajemnia.-Możemy już iść?- pyta.
-Tako, oczywiście.- odwracam się do Liama.- Do zobaczenia w czwartek, napiszę jak dolecę.
-Dobrze, kochanie. Kocha cię.- całuje mnie i dobrze wiem, że robi to tylko, żeby „zaznaczyć swój teren".
Kiedy mnie puszcza, uśmiecham się do Stylesa i idąc krok w krok z nim udajemy się do odprawy.
CZYTASZ
Perfect Life (Liam Payne/ Harry Styles)
FanfictionVivienne Fireheart-Payne jest młodą panią architekt, której firma odnosi wielkie sukcesy nie tylko w Londynie, ale także w USA. Wszyscy postrzegają ją za profesjonalistkę. Na pozór wydawać by się mogło, że życie architektki jest idealne, zwłaszcza z...