- Nie wiem, dlaczego jestem taki zdenerwowany - powiedział Luke cicho, a jego ręce trzęsły się tak bardzo, że nie mógł nawet zapiąć koszuli. Calum uśmiechnął się, kończąc to za niego. - To tylko przyjęcie zaręczynowe - rzucił uspokajająco, poklepując chłopaka po ramieniu w dodającym odwagi geście.
Luke przytaknął. - Wiem, po prostu Michael będzie miał na sobie garnitur, a on wygląda w nim tak cholernie dobrze i wszyscy nasi przyjaciele oraz cała rodzina tam będą i zwyczajnie... O mój Boże, Calum! Co, jeśli mi stanie? - panikował.
Cal zaśmiał się, zdając sobie sprawę, jak bardzo jego przyjaciel świrował i zmarszczył brwi. - Jezu, Luke, wszystko będzie w porządku. Poza tym wszyscy będą zbyt pijani, aby ich to obchodziło, nawet gdybyś przeleciał nogę Michaela - zażartował.
Luke zaśmiał się lekko. Ktoś zapukał do drzwi, a blondyn aż podskoczył. - Wejdź! O ile nie jesteś Michaelem! - zawołał Calum, który wcześniej zdecydował, że Luke i Mike nie będą mogli zobaczyć się nawzajem, dopóki nie zacznie się przyjęcie, jak na prawdziwym weselu.
Jack i Ben weszli do pokoju i zamknęli Luke'a w niedźwiedzim uścisku, niszcząc mu przy okazji fryzurę. - Przestańcie! Pognieciecie garnitur! - krzyknął najmłodszy Hemmings, śmiejąc się lekko. - Ale nasz mały braciszek bierze ślub i jesteśmy podekscytowani! - Jack wyszczerzył się w uśmiechu.
Luke również się zaśmiał, poprawiając swoje włosy.
- Chcieliśmy ci tylko po raz kolejny pogratulować i przekazać, że zaplanowaliśmy dla ciebie niesamowity wieczór kawalerski. - Mrugnął do niego Ben. Lukey tylko uśmiechnął się i po raz kolejny przytulił braci.
W takich chwilach był wdzięczny, że ich ma, mimo że przez większość czasu byli irytujący.
- Impreza zaczyna się na dole! Trzy minuty! - zawołała Liz, wsadzając głowę przez uchylone drzwi. - Powinienem teraz pójść siku. Wiesz, żeby nie musieć później - powiedział nerwowo Luke, przebiegając obok mamy i kierując się do łazienki.
Liz uważała za słodkie to, jak bardzo stresował się jej syn - ponieważ Michael zachowywał się dokładnie tak samo.***
- Cholera, Ash, nie dam rady tego zrobić - jęknął Michael, męcząc się z krawatem. Fuknął, kiedy nie udało mu się go zawiązać po raz piąty. Nidy nie lubił krawatów.
Ashton prychnął, poprawiając to, z czym nie umiał sobie poradzić jego przyjaciel.- Mogę wejść? - zawołała Taylor, pukając do drzwi. - Pewnie! - okrzyknął Ash. Po chwili znalazła się w pokoju, ubrana w białą sukienkę od Liz, która stała się jej drugą mamą.
Pani Hemmings uwielbiała przebywać z Tay, gdyż zapewniało jej to czas z córką, której nigdy nie miała.
- Wyglądasz wspaniale, dziewczynko - powiedział Michael z uśmiechem, podnosząc ją i przytulając mocno. - Dziękuję. Luke będzie dzisiaj taki szczęśliwy. - Uśmiechnęła się, odwzajemniając uścisk brata.
Mike odstawił ją na podłogę. - Mam taką nadzieję.
- Lukey jest gotowy, Calum właśnie do mnie napisał. Schodzą po schodach - ogłosił Ashton, a Michael i Taylor odsunęli się od siebie.
Mike dokończył whiskey, którą dostał od Asha. Boże, jak on nienawidził whiskey. - Chodźmy - powiedział nerwowo. Tay złapała go za rękę, uśmiechając się, po czym wyciągnęła go z pokoju.
***
Rozdziały są krótkie i już takie na zakończenie, ale myślę, że chyba potrzeba było trochę spokoju już na to ff,
skymichael
CZYTASZ
healing | muke | pl ✔️
Fanfiction[fanfiction publikuję ponownie z prostego względu - prosiliście mnie o to, nic nie poprawiałam(choć wiem, że tego wymaga, ale zwyczajnie nie mam na to czasu ani chęci) za co mimo wszystko przepraszam] sequel - bruised oryginał: liamreedus tłumaczeni...