2.4

297 47 1
                                    

- Nie wiem, dlaczego jestem taki zdenerwowany - powiedział Luke cicho, a jego ręce trzęsły się tak bardzo, że nie mógł nawet zapiąć koszuli. Calum uśmiechnął się, kończąc to za niego. - To tylko przyjęcie zaręczynowe - rzucił uspokajająco, poklepując chłopaka po ramieniu w dodającym odwagi geście.

Luke przytaknął. - Wiem, po prostu Michael będzie miał na sobie garnitur, a on wygląda w nim tak cholernie dobrze i wszyscy nasi przyjaciele oraz cała rodzina tam będą i zwyczajnie... O mój Boże, Calum! Co, jeśli mi stanie? - panikował.

Cal zaśmiał się, zdając sobie sprawę, jak bardzo jego przyjaciel świrował i zmarszczył brwi. - Jezu, Luke, wszystko będzie w porządku. Poza tym wszyscy będą zbyt pijani, aby ich to obchodziło, nawet gdybyś przeleciał nogę Michaela - zażartował.

Luke zaśmiał się lekko. Ktoś zapukał do drzwi, a blondyn aż podskoczył. - Wejdź! O ile nie jesteś Michaelem! - zawołał Calum, który wcześniej zdecydował, że Luke i Mike nie będą mogli zobaczyć się nawzajem, dopóki nie zacznie się przyjęcie, jak na prawdziwym weselu.

Jack i Ben weszli do pokoju i zamknęli Luke'a w niedźwiedzim uścisku, niszcząc mu przy okazji fryzurę. - Przestańcie! Pognieciecie garnitur! - krzyknął najmłodszy Hemmings, śmiejąc się lekko. - Ale nasz mały braciszek bierze ślub i jesteśmy podekscytowani! - Jack wyszczerzył się w uśmiechu.

Luke również się zaśmiał, poprawiając swoje włosy.

- Chcieliśmy ci tylko po raz kolejny pogratulować i przekazać, że zaplanowaliśmy dla ciebie niesamowity wieczór kawalerski. - Mrugnął do niego Ben. Lukey tylko uśmiechnął się i po raz kolejny przytulił braci.

W takich chwilach był wdzięczny, że ich ma, mimo że przez większość czasu byli irytujący.

- Impreza zaczyna się na dole! Trzy minuty! - zawołała Liz, wsadzając głowę przez uchylone drzwi. - Powinienem teraz pójść siku. Wiesz, żeby nie musieć później - powiedział nerwowo Luke, przebiegając obok mamy i kierując się do łazienki.
Liz uważała za słodkie to, jak bardzo stresował się jej syn - ponieważ Michael zachowywał się dokładnie tak samo.

***

- Cholera, Ash, nie dam rady tego zrobić - jęknął Michael, męcząc się z krawatem. Fuknął, kiedy nie udało mu się go zawiązać po raz piąty. Nidy nie lubił krawatów.
Ashton prychnął, poprawiając to, z czym nie umiał sobie poradzić jego przyjaciel.

- Mogę wejść? - zawołała Taylor, pukając do drzwi. - Pewnie! - okrzyknął Ash. Po chwili znalazła się w pokoju, ubrana w białą sukienkę od Liz, która stała się jej drugą mamą.

Pani Hemmings uwielbiała przebywać z Tay, gdyż zapewniało jej to czas z córką, której nigdy nie miała.

- Wyglądasz wspaniale, dziewczynko - powiedział Michael z uśmiechem, podnosząc ją i przytulając mocno. - Dziękuję. Luke będzie dzisiaj taki szczęśliwy. - Uśmiechnęła się, odwzajemniając uścisk brata.

Mike odstawił ją na podłogę. - Mam taką nadzieję.

- Lukey jest gotowy, Calum właśnie do mnie napisał. Schodzą po schodach - ogłosił Ashton, a Michael i Taylor odsunęli się od siebie.

Mike dokończył whiskey, którą dostał od Asha. Boże, jak on nienawidził whiskey. - Chodźmy - powiedział nerwowo. Tay złapała go za rękę, uśmiechając się, po czym wyciągnęła go z pokoju.

***

Rozdziały są krótkie i już takie na zakończenie, ale myślę, że chyba potrzeba było trochę spokoju już na to ff,

skymichael

healing | muke | pl ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz