little twenty five

838 45 4
                                    

Jakis czas po tym niezrecznym zdarzeniu, spotkalismy sie jeszcze na chwile z Jamesem i Carrie, ktorzy wyszli chwile po Bradzie i nie obchodzilo ich zbytnio co sie stalo z Julie. Ja sama wzruszylam ramionami, bywala tu nie raz, zna droge do domu.
Przeprosilam ich za cala sytuacje, ale ci oczywiscie nie chcieli sluchac, a James tylko stwierdzil, ze moglismy posluchac Connora i obwinac ja tymi swiatelkami.
Rowniez do niego zadzwonilismy na pare minut, w chwili kiedy szwedalismy sie po zasniezonym parku. Connor spedzal swieta u rodziny w Szkocji i brzmial na zadowolonego, ostatnimi czasy byl tam na poczatku wakacji. Napomknelismy mu na sytuacje, a on tylko spytal, czy ma juz wsiadac w samolot, czy moze jeszcze spakowac pare rzeczy. Connor zawsze probowal obracac tego typu sytuacje w zart i to w nim uwielbialam.
Po jakies godzinie sie rozeszlismy, a ja przylapalam sie na dziekowaniu Tristanowi w myslach, ze nie powiedzial o naszej wczesniejszej malej rozmowie. Musialam najpierw sama zrozumiec co w ogole zrobilam.

-Wiesz, chyba musimy porozmawiac- odwazylam sie w koncu by to powiedziec.

Od dobrych pieciu minut szlismy w ciszy, tym samym pobijajac rekord bycia obok siebie i nie odzywania sie w ogole. Zawsze bylismy rozgadani niczym papugi. Tak, jak pstrokate ptaki, ktore powtarzaja wszystko co uslysza.

-Wiem. Chcesz isc do mnie?- spytal wkladajac dlonie do kieszeni plaszcza i przechylajac glowe w moja strone

Kiwnelam glowa.

-Wolalabym pobyc jeszcze troche z dala od Julie, jesli to nie problem

-Nie, skad- naturalnie zaprzeczyl, a z tego wyczulam, ze przynajmniej nie jest zly.

Rozmowa dalej sie nie kleila, wiec zajelam sie przypatrywaniem domom, ktore w wiekszosci pokrywal snieg oraz ozdoby swiateczne. Zaczynalo sie sciemniac i niektore z nich juz powoli zaczynaly swiecic przeroznymi kolorami. O mieszkaniu na takiej dzielnicy w swieta mozna by marzyc.

Chwile potem dotarlismy pod dom Brada, a ja mialam nadzieje, ze Anne jeszcze siedzi sobie wygodnie u nas i nie bedzie zadnych swiadkow tej niezrecznej rozmowy.

-Woah, nie bylem tu od .... Wczoraj - powiedzial Bradley, gdy weszlismy do srodka- Wydaje sie, ze wiecej.

-Zawsze chcialam, zeby swieta byly dluzsze i patrz udalo sie

Sciagnelam kurtke oraz buty i czekalam az chlopak zrobi to samo.

-Czekolady?

-Nie, dzieki. Chyba mi starczy, moze byc herbata

-Jasne

Bradley zaczal sie krzatac po kuchni, a ja wodzilam za nim wzrokiem. Nie mialam pojecia od czego zaczac, ani co dalej powiedziec. Powinnismy to omowic, niezaprzeczalnie, ale jak to zrobic? Nie chcialam niszczyc tej pieknej przyjazni, ale zdawalam sobie sprawe, ze moge to zrobic odpowiednio zgadzajac sie badz tez nie.

W koncu jednak, Bradley podstawil dwa parujace kubki na stol i spojrzal na mnie.

-Jestesmy przyjaciolmi- postawil sprawe jasno- wiec musimy byc ze soba szczerzy. Przepraszam, ale ja chyba nie bylem od jakiegos czasu..

-Ta sytuacja z Tristanem.... Nie wiem jak to sie stalo. Dzis rano sie calowalismy i chyba to nie byla czesc mojego planu, ale potem udawalismy, ze jest ok, a nie bylo.

-Nie chcialem cie stawiac w takiej sytuacji.

-Chwila - powiedzialam myslac nad jego wczesniejsza wypowiedzia-Co to znaczy, że nie byles ze mna szczery?

Brad westchnal i oparl sie ramionami o krawedz blatu stolu i przelotnie zerknal za okno.

-Tak dlugo mi schodzi z pisaniem tych piosenek, poniewaz mam problem z rozmawianiem o uczuciach, ale myslalem, ze zdazylas to zauwazyc.

-Raczej nie. Zawsze mialam cie za otwartego i pewnego siebie.

-Tylko po czesci, bo prawda jest taka, ze czuje, ze jestem w tobie zakochany. I to juz od dobrego roku. Byc moze wiecej, ale dopiero rok temu sobie to uswiadomilem- oznajmil patrzac w sol, na rekawy swojego swetra.

Chyba pierwszy raz widzialam go tak zbitego z tropu. Nawet nie mial takiej miny, gdy The Vamps zajeli drugie miejsce w jakims szkolnym konkursie.

Ja sama bawilam sie palcami i co troche dociskalam paznokcie do skory tworzac półksiężyce.

Wlasnie dowiedzialam sie, ze moj najlepszy przyjaciel jest we mnie zakochany od dłuższego czasu i nie byłam pewna jak się z tym czuć. Powinnam być zagubiona, niepewna, tymczasem chyba poczułam jakąś dziwną ulgę w sercu. Nawet nie chodziło o to dziwne uczucie docenienia, czy zauważenia, chodziło o zupełnie coś innego.

-Powiesz coś?- zapytał z opuszczoną głową, jakby bał się spojrzeć mi w oczy

Zrobiło mi się go strasznie szkoda. Przypuszczałam, że musiał się szamotać ze sobą długi czas, a teraz stał na krawędzi niepewności, czy nasza przyjaźń się przez to nie skończy.

Nic nie powiedziałam.

Podniosłam się z krzesła na którym siedziałam i powoli, jakbym chodziła po linie, podeszłam na drugi koniec stołu, gdzie stał chłopak.

Westchnęłam i objęłam go od tyłu. Zamknęłam w mocnym uścisku, wdychając jego zapach i rozkoszując się chwilą. 

-Nie mam zbyt wiele do powiedzenia teraz- stwierdziłam- Ale może...- odsunęłam się i chwyciłam chłopaka, tak, żeby odwrócił się przodem do mnie.

Spojrzałam w dół, żeby odnaleźć jego ręce, a potem je chwyciłam. Gdy to zrobiłam, podniosłam głowę i zerknęłam w jego oczy. Nie miałam okazji poznać tego wzroku wcześniej i z trudem odgadywałam co się w nim mieściło. Zaskoczenie, zdziwienie, może ciekawość? Kto wie?

-Może powinniśmy skończyć z tym układem - powiedziałam-  I zacząć coś prawdziwego.

-Jesteś pewna?

-No w końcu to ja powiedziałam Tristanowi, że jesteśmy razem

-Myślałem, że próbujesz ratować mój tyłek

-A ja myślałam, że wyciągnęłam cię z friendzone'u - uśmiechnęłam się

-Oni mają za długie języki- mruknął- Nie jesteś zła?

-Myślę, że jestem zakochana w najlepszym przyjacielu

-Moja księżycowa pyzo - zaśmiał sie w odpowiedzi, a ja go szturchnęłam.

I tak właśnie drugiego dnia świąt, mój najlepszy przyjaciel, który do tej pory udawał, że jest moim chłopakiem, naprawdę się nim stał.

Christmas Boyfriend || Bradley SimpsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz