Spojrzałam w stronę otwartej kosmetyczki w fioletowo-białe kropki, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na czarnym eyelinerze w płynie. Kupiłam go na początku tego roku, a od wtedy użyłam go maksymalnie dwa razy. Nie lubiłam zbyt dużej ilości makijażu, na co dzień używałam jedynie maskary i transparentnego pudru, natomiast takich rzeczy jak cienie, szminki czy jeszcze innych cudów używałam tylko na większe okazje, które zdarzały się w moim życiu nieczęsto. Za niedługo razem z Lottie miałam wybrać się do klubu, a więc zrobienie mocniejszego makijażu uważałam za dobry pomysł. Miałam już pomalowane rzęsy, a usta podkreślone ciemnoczerwoną, niemal bordową szminką; brwi nigdy nie malowałam - byłam szczęśliwą posiadaczką naturalnie gęstych i ciemnych brwi, toteż żadne pomady, kredki ani nic innego nie były mi potrzebne. Po chwili zastanowienia chwyciłam eyeliner, odkręciłam go, zakręciłam i odłożyłam na miejsce, po czym jednak zdecydowałam, że miałam ochotę użyć również jego.
Słysząc dźwięk dzwonka do drzwi, odłożyłam kosmetyk, po czym przeklinając fakt, że Charlotte postanowiła przyjść akurat wtedy, gdy byłam prawie w trakcie rysowania kresek na powiekach, wyszłam z pokoju i ruszyłam do wyjścia. Przekręciłam klucz w zamku, następnie otworzyłam drzwi na całą szerokość i zamarłam ze zdziwienia, mając wrażenie, że moje serce planowało zaraz wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Oprócz Charlotte, przede mną stał też uśmiechnięty od ucha do ucha Joseph Hudson.
- O niczym mi nie powiedzieliście! - oskarżyłam przyjaciół, gdy pierwszy szok minął, a ja odzyskałam zdolność mówienia. Następnie uśmiechnęłam się szeroko i wręcz rzuciłam się do przytulenia chłopaka.
- Gdybym ci powiedziała, to nie byłaby niespodzianka. - zauważyła Charlie, dołączając do naszego uścisku. - Ale uwierz, że miałam problem z ukrywaniem tego przez prawie dwa tygodnie.
Po jeszcze chwili grupowego przytulania cofnęłam się o krok i przyjrzałam tak dawno niewidzianemu szatynowi. Nie zmienił się za wiele, jedynie trochę zmężniał, a może to kilkudniowy zarost sprawiał takie wrażenie, zmienił też fryzurę - wcześniejszą zakrywającą czoło grzywkę zastąpiły zaczesane do tyłu i luźno opadające po obu stronach głowy kosmyki. Odkąd tylko go poznałam, nie zmieniło się w nim tak naprawdę nic. Zawsze był tym samym wspaniałym Josephem Hudsonem.
- Tęskniłam za tobą, ty baranie. - rzuciłam, szturchając Joego w ramię.
- Samolot i do Anglii, ja mam wolną kanapę, a ostatnio też całkiem dużo czasu. - odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i poprawił koszulkę, która przeze mnie trochę się wygniotła.
- Chciałabym, ale aż do świąt nie będę mieć ani jednego wolnego dnia, nie licząc niedziel. Ja również mam wolną kanapę, a skoro to ty masz dużo czasu, jesteś tu mile widziany w prawie każdym momencie. Dobra, wchodźcie, bo chyba nie będziemy stać w drzwiach przez cały czas, hm?
- Nie, zakładaj kurtkę, buty i idziemy podbijać Portland. - wtrąciła wyraźnie oburzona moją propozycją Charlotte. - Mamy jeszcze dwa przystanki do odwiedzenia, a później będziemy u celu. - dodała, a następnie klasnęła w dłonie. - Ruszajmy, drużyno!
Pomyślałam o eyelinerze, którego miałam zamiar użyć, a nie zdążyłam. Nie zależało mi jednak na tym aż tak bardzo, więc pokiwałam ze zrozumieniem głową i poprosiłam towarzystwo o zaczekanie na mnie, po czym weszłam wgłąb mieszkania. Zerknęłam na nieco już znoszone, jednak darzone przeze mnie wielką miłością czarne sztyblety, które miałam zamiar ubrać. Patrzyłam na nie przez chwilę, aż wreszcie zadecydowałam, że tego wieczoru dla odmiany założę buty na obcasie. Miałam przed sobą spotkanie po latach z dawnymi przyjaciółmi, a więc wypadało się jakoś prezentować, czyż nie? Z szafki wyjęłam zamszowe botki na obcasie, szybko je ubrałam i poszłam jeszcze do mojej sypialni po niewielką torebkę - oczywiście również czarną - z najważniejszymi rzeczami, to jest telefonem, portfelem, dokumentami, kluczami, paczką chusteczek i szminką. Na koniec pospiesznie narzuciłam na siebie płaszcz koloru bliżej niezidentyfikowanego - ja uważałam, że był czarny, Lottie, że granatowy, a Simon, którego pojęcie o kolorach było naprawdę niewielkie, twierdził, że był grafitowy. Panowała u mnie taka zasada: na co dzień nosiłam parkę, natomiast na jakieś ważniejsze wyjścia lub gdy po prostu chciałam wyglądać elegancko i ładnie, zakładałam ten płaszcz. Dzisiaj niczego eleganckiego na sobie nie miałam, bowiem czarne jeansy i gładka bluzka z głębszym dekoltem na kształt litery V do takowych nie należały, jednak codzienna kurtka po prostu do tego rodzaju wyjścia nie pasowała. Po upewnieniu się, że miałam przy sobie wszystko, czego potrzebowałam, wyszłam z mieszkania i zabrałam się za zakluczenie drzwi.
CZYTASZ
Are you happy? - Forbidden sequel | A. Biersack
FanfictionPrzed przeczytaniem Are You Happy zalecam przeczytać Forbidden. "Wyjeżdżasz, czas się pożegnać, silnik już włączony. Jestem zagubiona, zawsze wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie, teraz jest to bardziej przerażające niż kiedykolwiek. Oddalamy się o...