Kwadrans później wyszłam z mieszkania Juliet - i od razu poczułam, jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny, ciężki głaz, tym samym oddając mi możliwość swobodnego oddychania. Chociaż szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czy miałam powód do odczuwania ulgi. Nawet jeśli, póki co, Juliet mnie nie nienawidziła, jakie to miało znaczenie, skoro planowała zostać tutaj, w Portland, w tym mieszkaniu, z Andym? Wiedziałam, że on nie miał zamiaru jej o niczym powiedzieć, na co pewnie znajdzie kolejne durne tłumaczenie, a ja przez kolejne miesiące będę męczyć się ze świadomością zdrady. Cholerny Andy! Mówiłam, żeby zostawił mnie w spokoju, ale nie, on przecież musiał postawić na swoim. Gdyby odpuścił na początku, nie doprowadzilibyśmy do tego i każde z nas byłoby szczęśliwe.
Zeskakiwałam z każdego kolejnego schodka, zastanawiając się, czy złożenie wizyty Tylerowi na pewno było dobrym planem. Chociaż jeszcze niedawno miałam stuprocentową pewność, że tak, teraz moją głowę zalała fala wątpliwości. Może powinnam jeszcze raz porozmawiać z Simonem?
Nie.
Mogłam spodziewać się, że wujek zrobiłby wszystko, byle tylko przekonać mnie do całkowitego zerwania kontaktu z Tylerem. Wiedziałam, że od naszej ostatniej rozmowy miał mojemu byłemu-chwilowemu chłopakowi wiele do zarzucenia. A ponieważ w takiej sytuacji Simon nie patrzyłby na mój problem obiektywnie, wolałam nie zaczynać z nim tego tematu po raz kolejny. Pozostała mi jedynie Isabelle... ale nie byłam pewna, czy chciałam z nią o tym rozmawiać.
Nie miałam nawet pojęcia, co z tego wszystkiego męczyło mnie najbardziej. To, że w jeden wieczór zniszczyłam związek Juliet z Andym oraz swoje samopoczucie i samoocenę? Czy raczej fakt, że przez własną głupotę zrujnowałam wszystko, co łączyło mnie z Tylerem? A może jednak świadomość, że kiedy powiedziałam Simonowi, iż noc z Andym była tylko nic nieznaczącym pijackim błędem, kłamałam?
Kłamałam, bo głęboko, głęboko w środku czułam się z tym dobrze. Nie z tym, że rozbiłam związek ani nie z tym, że zraniłam Juliet, która teraz musiała z mojego powodu być okłamywana. Po prostu nie potrafiłam zapomnieć o tym, jak czułam się tamtego niedzielnego poranka. W tamtej chwili towarzyszyło mi przekonanie, że ostatnich czterech lat nie było, że od teraz wszystko będzie dobrze. Przez moment miałam wrażenie, że Andy znów był... mój. Leżąc w jego ramionach, czułam się bezpiecznie, ciepło, jak w domu. Tak, jak nie czułam się od cholernie długiego czasu. Od jego wyjazdu. Było tak, jakby wydarta strona książki wróciła na swoje miejsce. Z tego powodu miałam wyrzuty sumienia. Jak mogłam czuć się tak przy Andym, skoro zarówno on, jak i ja, mieliśmy teraz inne priorytety i, przede wszystkim, kogoś innego? Wiedziałam, że to nie było w porządku, ale nie było niczego, co mogłabym zrobić, by jakoś to wszystko naprawić. Cofnąć.
Mimo wszystko nie byłam pewna, czy ta chwila przyjemności była warta zadania sobie i innym tyle bólu. Wydawałoby się, że nie... ale nie byłam co do tego taka pewna. Czy gdybym miała szansę poczuć się tak samo jeszcze przez chwilę, chciałabym? Prawdopodobnie tak.
Moje aktualne problemy trochę przypominały mi brutalniejszą wersję moich problemów z ojcem i Andym sprzed kilku lat. Wtedy też miałam wyraźnie nakreślone granice, których nie potrafiłam się trzymać; miałam też świadomość, że nie powinnam się z nim spotykać, a i tak to robiłam. Te dwie sprawy różniły się jednak o tyle, że tym razem konsekwencje były o wiele gorsze niż szlaban czy krzyki ojca.
Tym razem było gorzej, o wiele, wiele gorzej.
Wierzchem dłoni otarłam jedną łzę, którą nieświadomie uroniłam, odgarnęłam włosy do tyłu. Chwyciłam klamkę, otworzyłam drzwi, po czym cofnęłam się do tyłu. Jak na złość, wpadłam na Andy'ego.
Cholera, gdybym wiedziała, że spotkam go tutaj, wyszłabym kilka minut wcześniej.
Torba z czarnej skóry zsunęła się z jego ramienia, jednak zdążył ją złapać, nim uderzyła o kostkę brukową. Tak samo jak ja, wyglądał na zaskoczonego. Prawy kącik jego ust uniósł się lekko, zaraz jednak uśmiech zniknął, a zamiast tego Andy zmarszczył czoło. Jeszcze przez kilka sekund patrzyłam na niego, po czym spróbowałam wyminąć go w drzwiach, by następnie w spokoju wrócić do domu. Ku mojemu niezadowoleniu, przesunął się w prawo, skutecznie uniemożliwiając mi wyjście. Westchnęłam ze złością, kiedy moja twarz zderzyła się z jego obojczykami i torsem.
![](https://img.wattpad.com/cover/84841854-288-k212829.jpg)
CZYTASZ
Are you happy? - Forbidden sequel | A. Biersack
FanfictionPrzed przeczytaniem Are You Happy zalecam przeczytać Forbidden. "Wyjeżdżasz, czas się pożegnać, silnik już włączony. Jestem zagubiona, zawsze wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie, teraz jest to bardziej przerażające niż kiedykolwiek. Oddalamy się o...