Niezbyt delikatnie odłożyłam czarną listonoszkę na chodnik przy fontannie w parku miejskim. Był wtorek, brakowało kilku minut do godziny czternastej, centrum zachodniej części miasta świeciło pustkami, ponieważ najwięcej mieszkańców Portland nadal było w pracach i szkołach; ja nie mniej niż pół godziny wcześniej pożegnałam czwartego i ostatniego umówionego ze mną na ten dzień klienta, chyba po raz pierwszy w życiu nie zostałam nawet kwadrans dłużej i nie wypiłam z Jakiem oraz Inną kawy, a zamiast tego w pośpiechu zebrałam wszystkie moje rzeczy, ubrałam kurtkę, życzyłam współpracownikom miłej pracy i wyruszyłam w drogę.
Mając na uwadze fakt, iż dzisiaj kończyłam pracę wyjątkowo wcześnie, postanowiłam całą resztę dnia spędzić na spacerowaniu po Portland, docenianiu jego uroków i najważniejsze - musiałam przemyśleć kilka spraw oraz oczyścić umysł, by nie zwariować. Zaraz po wyjściu z pracy poszłam na stację benzynową, gdzie zakupiłam dużą kawę na wynos i razem z nią spacerowałam po opustoszałych ulicach oraz parkowych alejkach, aż wreszcie dotarłam do celu, czyli do zapewne o wiele tańszej portlandzkiej wersji Fontanny Neptuna w Berlinie. Nie była tak wystawna i spektakularna jak ta niemiecka, ale nie można było odmówić jej uroku oraz niezwykłego klimatu. Usiadłam na trzecim od dołu stopniu schodów z jasnoszarych płytek, plecami oparłam się zimną betonową misę fontanny. Nieczęsto tutaj bywałam, jednak podobało mi się to miejsce. Rozejrzałam się wkoło; z większości drzew opadały różnokolorowe liście, na pustych gałęziach siedziały nieemigrujące za granicę ptaki, ćwierkając swoje własne melodie, a listopadowe chłodne powietrze oraz lekki wiatr nie dawały o sobie zapomnieć.
Do takiego niedającego o sobie zapomnieć jesiennego wiatru mogłam porównać Andy'ego. Nie miałam z nim kontaktu od niedzielnego późnego popołudnia, jednak nie było to przeszkodą dla ciągłego myślenia o nim. Uparcie siedział w mojej głowie i nie chciał z niej wyjść. Zastanawiałam się, czy coś się stało, że nie odzywał się od dwóch dni, a kiedy zadzwoniłam, nie odebrał, byłam też ciekawa, jak po tym co między nami zaszło, dawał radę patrzeć Juliet w oczy, udawać, że nic się nie stało, spędzać z nią całe dnie, a na końcu spać w jednym łóżku.
Ta jedna pobudka w jego ramionach zapadła mi w pamięć na tyle mocno, że gdy obudziłam się wczoraj rano - tym razem oczywiście bez niego - miałam wrażenie, że czegoś... właściwie kogoś mi brakowało. Było mi wtedy zbyt zimno, miałam zbyt dużo wolnego miejsca oraz świadomość, że tylko Andy mógł ją zapełnić. Trochę mnie to denerwowało, a przede wszystkim czułam się z tym wszystkim dziwnie. Żeby wrócić do normalnego stanu - bez ciągłego zamartwiania się plus czucia się okropnie -potrzebowałam pomocy wujka Simona i możliwości zwierzenia mu się ze wszystkiego, co mnie trapiło, jednak już od dwóch dni odwlekałam zadzwonienie do niego z propozycją spotkania na później. Nadal było mi za mnie wstyd, ponieważ uprawiałam seks z zajętym mężczyzną, jednak zdawało się, że nie był to powód odkładania rozmowy na później. Obawiałam się tego, co Simon mógłby mi powiedzieć, lecz wiedziałam, że nikt inny nie będzie w stanie pomóc mi w zrozumieniu mnie. Nie było osoby, która mogłaby zastąpić zawsze niezawodnego eksperta od spraw sercowo-emocjonalno-psychicznych Hastingsa.
Chwyciłam papierowy kubek i wzięłam kilka łyków nadal ciepłej, ale już nie gorącej kawy. Na co dzień zdecydowanie wolałam herbatę, lecz miałam za sobą kolejną nieprzespaną noc i przeżycie bez kofeiny byłoby ciężkie.
Tutaj, w tym oddalonym od mojego domu o kilka kilometrów parku, miałam pewność, że nie spotkam nikogo znajomego, czułam się bezpiecznie i byłam przekonana, że wreszcie będę miała chwilę na odetchnięcie od przytłaczającej codzienności. Najbardziej wściekła nadal byłam na siebie. Kolejne miejsce zajmował Tyler, jednak pomimo tego wszystkiego, co ostatnio się między nami wydarzyło, porozmawianie z nim uważałam za dobry pomysł, który miałam zamiar w najbliższym czasie zrealizować. Niby zabolały mnie jego słowa, ale uważałam, że w pełni zasłużyłam na ból i łzy. Narobiłam strasznego bałaganu, którego nie byłam w stanie ogarnąć, dlatego należało mi się zadośćuczynienie. Zraniłam zbyt wiele osób, by móc tak po prostu wesoło żyć dalej i zwyczajnie zapomnieć o błędach. Wszystko miało swoją cenę. Miałam nawet wrażenie, że ja płaciłam za niską.
![](https://img.wattpad.com/cover/84841854-288-k212829.jpg)
CZYTASZ
Are you happy? - Forbidden sequel | A. Biersack
FanfictionPrzed przeczytaniem Are You Happy zalecam przeczytać Forbidden. "Wyjeżdżasz, czas się pożegnać, silnik już włączony. Jestem zagubiona, zawsze wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie, teraz jest to bardziej przerażające niż kiedykolwiek. Oddalamy się o...