Dobre wrażenie, czyli twarzą w tort

362 23 3
                                    

Kasia
Po powrocie do Polski zawzięcie trenowałam przez zawodami jeździeckimi. Bardzo zależało mi na dobrej pozycji, więc nie dawałam sobie spokoju. Oczywiście martwiło mnie to, że nie wystartuję na własnym koniu, ale na szczęście z jego nogą było już lepiej, także niedługo znów będę mogła na nim jeździć. Na zawody mieli przyjechać Domen i Peter, co pomimo tego, że było miłe, dodawało mi stresu.

***

Od początku dnia byłam lekko zdenerwowana. Podczas śniadania wylałam herbatę, a gdy prasowałam swoje beżowe bryczesy, poparzyłam się żelazkiem.

Kiedy dojechaliśmy do wielkiego ośrodka jeździeckiego oddalonego o 60 km od naszego domu, ręce trzęsły mi się, jakbym miała drgawki. Rodzice uściskali mnie mówiąc, że "będzie dobrze" a ja zmusiłam się do uśmiechu. Precle mieli przyjechać tuż przed rozpoczęciem, więc zajęłam się Heliosem. Zaprowadziłam go do boksu i osiodłałam.

-Damy radę chłopaku- szepnęłam mu do ucha, a koń spojrzał na mnie, jakby chciał odpowiedzieć "no pewnie, że damy!"

Za jakiś czas wsiadłam na niego i ruszyłam do hali, gdzie jeźdźcy już rozgrzewali swoje wierzchowce.

Starałam się nie okazać po sobie zdenerwowania, ponieważ wtedy Helios mógłby również się zestresować. Póki co szedł żwawo i widocznie ciekawiło go nowe miejsce.

W końcu udaliśmy się pod samą ujeżdżalnię, na której reprezentantka Czech pokonywała parkur. Po dwóch minutach usłyszałam głos komentatora:

-A teraz Polska para, Katarzyna Lisowska na wałachu Heliosie!

Ścisnęłam konia kolanami. Ruszył z miejsca a ja zaczerpnęłam jeszcze głęboki oddech, by nabrać siły przed startem. Polki dotychczasowo świetnie się spisywały, więc jeśli chciałam utrzymać poziom, musiałam jechać bezbłędnie.

Przeszkody- ta z desek oraz kombinacja- wydawały się sięgać po same chmury. Podczas zwykłych treningów mój instruktor stopniowo podwyższał przeszkody, mimo wszystko te tutaj były o parę centymetrów wyższe. Idealnie byłoby przeskoczyć nad nimi, nie zahaczając ich, a do tego zmieścić się w limicie czasu. Jeśli to się nie uda, zdobędę punkty karne.

Czekaliśmy na sygnał startowy. Pod kaskiem byłam cała spocona. Na szczęście miałam na sobie różową koszulkę polo z krótkim rękawem, także nie było mi bardzo gorąco.

Pośpiesznie spojrzałam na trybuny, zebrało się naprawdę wiele ludzi, całe były wypełnione. Myślę, że spokojnie naliczyło by się kilka tysięcy.

Chwyciłam wodze. Rozległ się dźwięk dzwonka. Na mój sygnał Helios ruszył przed siebie i rozpoczęło się odliczanie czasu. Wierzchowiec bez trudu popłynął nad pierwszą średnią przeszkodą i szarpnął łbem do przodu.

-Nie denerwuj się- uspokoiłam go

Zastrzygł uszami, po czym wdzięcznie zawinął kopyta pod brzuch i gładko pokonał kolejną wysoką stacjonatę. Z trybun dobiegły oklaski, jednak ja kompletnie się wyłączyłam.

Zrobiliśmy szeroki łuk i pogalopowaliśmy w stronę rowu z wodą. Niewidocznie napomniałam konia, żeby zwolnił, bo liverpoole (czyli rowy z wodą) bywają zdradzieckie. Fałszywa woda często wywołuje u koni przestrach, jeśli źle najadą na przeszkodę. Delikatnie pociągnęłam za wodze, jednocześnie lekko poganiając konia dosiadem.

Wydawało mi się, że na chwilę zawisł nad rowem. Wylądowaliśmy kilka centymetrów za linią wody.
Dzięki Bogu! Następnie wykonaliśmy ostry zakręt, po którym pokonaliśmy pare kombinacji. Nadszedł czas na ostatni, ale najtrudniejszy potrójny, wielki szereg. Pomiędzy przeszkodami było bardzo mało miejsca, więc modliłam się w duchu, żebyśmy się wyrobili.
Wstrzymałam oddech, kiedy znajdowaliśmy się już blisko. W odpowiednim momencie dałam koniowi znak do wyskoku, sama wysunęłam się delikatnie odciążając jego plecy. Jego ciało uniosło się w górę, ale ja już myślałam o wylądowaniu. Zebrał się, zwolnił i znów wybił, po czym powtórzył tę czynność jeszcze raz przeskakując ostatnią stacjonatę.

Zielona lampka,czyli w drodze do miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz