Wstałam około godziny szóstej i od razu zabrałam się za pieczenie babeczek. Rodzice wyjechali na kilka dni,więc miałam całą kuchnię dla siebie. Na szczęście moja siostra była tak miła i mi pomogła.
O jedenastej miałam odebrać tort,a o dwunastej przyjadą Prevcowie. Najważniejsze jest to,żebym ze wszystkim się wyrobiła i żeby Domen był zadowolony-w końcu to jego dzień.
W międzyczasie zadzwoniło do mnie kilku zaproszonych z potwierdzeniem przybycia. Niestety niektórzy,np. Daniel nie mogli przyjechać. Ostatni już raz poprawiłam listę gości i spojrzałam na nią. Tak właśnie wyglądała:
*Polacy:
Kamil ✔
Maciek ✔
Piotrek ✔
Dawid ✖
Klimek ✔
*Niemcy:
Andi ✔
Severin ✔
Richard ✔
Markus ✔
*Słoweńcy:
Pero ✔
Cene ✖
Jurij ✔
Anze ✔
Robi ✔
*Czesi:
Roman ✔
Tomas ✖
Vojtech ✔
Jakub ✖
Pozostali:
Daniel ✖
***
Udało mi się przybyć z tortem przed przyjazdem braci. Szybko schowałam go razem z babeczkami do spiżarni. Sama wskoczyłam do mojej wielkiej garderoby i nałożyłam przygotowane wcześniej ubranie- nową,ciemnofioletową sukienkę z odkrytymi plecami i czarne koturny.Poprawiłam makijaż i włosy. Pokazałam się siostrze.
-Woow-skomentowała mój strój- on chyba zemdleje na twój widok
Uśmiechnęłam się tylko i sięgnęłam po telefon w celu napisania wiadomości do Zuzi.
Kasia: I jak?
Zuza: Wszystko idzie zgodnie z planem,nie martw się,napisz jak wyjdziesz z D to Andi przyjedzie po resztę jedzenia.
Kasia: Dzięki,jesteście kochani
Zuza: Nmzc,pamiętaj tylko,żeby niczego mu nie zdradzić!
Kasia: Pff,trzymam język za zębami
Nie mogłam dalej prowadzić konwersacji,gdyż na podjeździe zauważyłam czarne BMW na słoweńskich numerach. Moje serce zaczęło bić mocniej. Jeszcze nigdy aż tak się nie stresowałam spotkaniem z moim chłopakiem. Wybiegłam na dwór. Z auta wyszedł Domen,ubrany w elegancki garnitur. Muszę przyznać,że okulary przeciwsłoneczne dodają mu uroku.
Bez słów wpadłam w jego objęcia,a kiedy nasz "misiaczek" się skończył,podszedł Pero.
-A ze mną się nie przywitasz?-spytał oburzony.
On także przytulił mnie ostrożnie,by nie pognieść mojej sukni,po czym oddalił się i udał zainteresowanie ogródkiem. Spojrzałam mojemu chłopakowi prosto w oczy,a on posłał mi nieśmiały uśmiech.
-Wszystkiego najlepszego Misiu-wydusiłam- chcę,abyś był już zawsze szczęśliwy i żebyś szedł po prostu pewnym krokiem przez życie i spełniał swoje marzenia.
-Dzięki,póki jestem przy tobie,czuję się szczęśliwy Kochanie-odparł i objął ramieniem
-Już mogę?-zapytał zniecierpliwiony Peter,który nadal stał odwrócony
Zaśmialiśmy się głośno,po czym we trójkę przekroczyliśmy próg mieszkania. Miałam zamykać drzwi, kiedy z samochodu dobiegł krzyk:
-Jeszcze my!-z BMW wygramolili się Robi Jurij i Anze
Dołączyli do nas i razem skierowaliśmy się do wolnego pokoju. Skoczkowie ciągnęli za sobą swoje walizki,a ja poleciłam im postawić je w pokoju dla gości. Poczęstowałam ich obiadem,a potem wyszliśmy na podwórko.
-Gramy w "głupiego Jasia?"-zaproponowałam,a ich widocznie zdziwiła nazwa gry,no tak,jaka ja głupia,przecież po angielsku to raczej nie brzmi "stupid Johnny". Chłopcy od razu pojęli o co chodzi i zaczęliśmy. Towarzyszył nam przy tym śmiech,gdyż co chwila ktoś upadał na ziemię,próbując wyrwać drugiej osobie piłkę. Jakimś cudem udało mi się nie zabrudzić sukienki (no wiem,trochę głupio grać w sukience,ale w sumie Słoweńcy mieli na sobie garniaki,więc no...) Po godzinie spędzonej na zabawie, poszliśmy z Domenem na starówkę,a ja starałam się,żeby po mnie nie poznał,że coś się szykuje. On jednak niczego nie podejrzewał i gadaliśmy jak zawsze. Przez cały czas miał na sobie ciemne okulary,żeby przypadkiem nie rozpoznała go jakaś fanka. Prevc za nimi nie przepadał. Owszem,miło mu było,kiedy spotykał "normalnych ludzi",gratulujących sukcesów i proszących grzecznie o autograf,ale w większości dziewczyny rzucały się na niego z piskiem,co już fajne ani miłe nie było. Po jakimś czasie dostałam sms-a od Andiego,więc zmieniłam nieco kierunek naszej podróży i skierowałam nas w stronę lasu,przez który przepływała niewielka rzeczka.
-Co ty,do lasu?!-Oburzył się
-No....zboczeniec leśny też chce złożyć ci życzenia-odparłam szybko,nie zastanawiając się nad głupotą,jaką powiedziałam.
Dotarliśmy do polanki,gdzie impreza była już przygotowana. Muszę przyznać,że pozostali świetnie się spisali.
-A to co?-zdziwił się mój towarzysz-teraz mi powiesz,że zboczeniec leśny urządził mi przyjęcie?
Zaśmiałam się jak nienormalna-nie musiałam już dłużej przed nim tego ukrywać,bo zza drzew i krzaków wyskoczyli goście,śpiewając "Happy Birthday to you!" Widocznie ucieszył się z niespodzianki,gdyż podniósł mnie i posadził na barana.
-Ale z ciebie Wariatka-skomentował-i to w dodatku moja Wariatka
Zachichotałam.
-No już! Chodź zdmuchnąć świeczki,za nim zrobi to ktoś inny!-ponagliłam
Tak więc (ze mną na barkach) zbliżył się do stołu,na którym leżał ogromny wypiek z napisem "sto lat" w jego ojczystym języku i zdmuchnął palące się knoty. Skoczkowie zaczęli bić brawo i gwizdać.
Razem z Zuzą pokroiłyśmy ciasto i dałyśmy każdemu po kawałku. Impreza trwała w najlepsze,bo do gry weszła wódka,a skoro Domen był już od dzisiaj pełnoletni,Pero pozwolił mu na kilka łyków. Ja tymczasem trzymałam się z boku i pogadałam trochę z Polakami.
-Rozkręć się troche młoda-usłyszałam i po chwili poczułam jak coś ląduje na mojej kreacji. To był kawałek tortu rzucony przez któregoś z Czechów. No nie! Ile sił w nogach pobiegłam nad rzekę,żeby to zaprać. Kiedy próbowałam usunąć krem,ktoś do mnie podbiegł. Rozpoznałam go,gdy był bliżej. To Vojtech Stursa,21-letni Czech. Może poszedł po rozum do głowy i zechciał mnie przeprosić.
-Zostaw to-powiedział-zawiozę ci to do pralni i zapłacę,na prawdę. Nie chciałem,żeby w ciebie trafiło.
-Nie przejmuj się-nie wiem czemu nagle przestałam się złościć-rozumiem,że cię poniosło,polska wódka tak działa na obcokrajowców
Ten zaśmiał się,pokazując pełne uzębienie zaopatrzone w aparat ortodontyczny. Sama wyszczerzyłam się pokazując mu swój.
-Team zęby w klatce-zażartowałam,a on wybuchł śmiechem
-Wracajmy już,bo jeszcze Domen będzie coś podejrzewał-powiedział i pośpiesznie ruszył w kierunku polany
-Ale najpierw zemsta!-krzyknęłam i pociągnęłam go za rękaw. Czech zachwiał się i wpadł do zimnej wody. Złapał się brzegu i zaczął wdrapywać na ląd.
-Kur*a,co to było?!-wydarł się,ale z jego twarzy nie schodził uśmiech-no dobra,należało mi się
Podałam mu dłoń,ale (jak mogłam się spodziewać) pociągnął mnie mocno i zaraz znalazłam się obok niego w lodowatej wodzie. Myślałam,że udusi się ze śmiechu. Oboje wyszliśmy z rzeki i popędziliśmy przed siebie.
Zdążyło się akurat ściemnić i wszystko wyglądało tak:
CZYTASZ
Zielona lampka,czyli w drodze do miłości
FanficOne- proste nastolatki z Krakowa Oni- najpopularniejsi skoczkowie na świecie Co ich połączy? Szaleństwo,optymizm, dziecinność i coś jeszcze... *napisane 2016 - 2017*