W takim tempie to zostanę wujkiem jeszcze w tym roku!

380 23 1
                                    

Kasia
Po powrocie do domu miałam totalny zawrót głowy. No ale nie mam wyjścia, maturę wypadałoby jakoś napisać, zwłaszcza jeśli chcę uczęszczać do elitarnej szkoły jeździeckiej. Ledwo znajdowałam czas na jedzenie czy spanie, nie mówiąc już o kontaktowaniu się z Domenem. Raz dziennie pisałam mu, że wszystko u mnie ok, ale po kilku dniach poprzestałam to robić. Pewnej soboty, kiedy to akurat wkłuwałam biologię, mój telefon zadzwonił, a na ekranie pojawiło się zdjęcie najstarszego z braci Prevc. Zdziwiłam się, ale skoro do mnie dzwonił, to raczej było to coś ważnego. Przeciągnęłam palcem po zielonym śladzie i włączyłam głośnik.

-Hejka- zaczęłam

-Ale entuzjazm- skomentował moje powitanie- aż tak mnie nie znosisz??

-Słuchaj, nie mam czasu na użeranie się z tobą- odparłam- przejdź do rzeczy

-No więc pragnę cię poinformować, że twój książę zamknął się w sobie- streścił

-Co?

-No po prostu, dziś upadł przy lądowaniu, skacze coraz gorzej i jest załamany, może ty go odczarujesz?

-No..dobra, spróbuję- rozłączyłam się i wybrałam numer mojego chłopaka.

Chyba pół minuty trzymałam telefon przy uchu z nadzieją, że odbierze, ale przeliczyłam się. Ponowiłam próbę- znowu nic. Postanowiłam dać sobie spokój i zaczęłam zasypywać go wiadomościami wszystkie odczytywał, ale ani razu nie odpisał.

Niezdecydowana 💖: Wiem, że tam jesteś, odbierz

Niezdecydowana 💖: Odbieraj cholera jasna!

Niezdecydowana 💖: Na serio zaczynam się martwić

Niezdecydowana 💖: To smutne, że mnie ignorujesz.

Zaczęłam się naprawdę denerwować. Po dwudziestu minutach rozważania za i przeciw, podjęłam decyzję. Stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić i jeszcze dzisiaj zarezerwowałam sobie lot do Słowenii.

Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, rezygnując w wielu kosmetyków, których nie chciało mi się po prostu brać ze sobą. Powiadomiłam rodziców, że to ważna sprawa, a oni na szczęście o nic nie wypytywali. Sama nie wiem, co bym wtedy wymyśliła. W czasie drogi zadzwoniłam jeszcze do Petera i poprosiłam go, aby o dwudziestej zjawił się na lotnisku w Lublianie. W samolocie nie mogłam niczym się zająć. Nawet ulubione piosenki mnie nie uspokajały. Ciągle zastanawiałam się, czemu też "mój mały chłopczyk" zachowuje się tak dziwnie.

Wreszcie koła maszyny zetknęły się z asfaltowym pasem startowym. Najszybciej jak się dało, odnalazłam w tłumie najstarszego Precla. Bez słowa pociągnął mnie w stronę parkingu, na którym stało jego czarne BMW.

Całą drogę milczeliśmy. Dopiero, gdy byliśmy w odległości ok. 20 kilometrów od Kranja, Pero się odezwał.

-Wiesz, od prawie dwóch dni nic nie jadł. Mało śpi, a z pokoju wychodzi tylko na treningi i do łazienki. Praktycznie z nikim nie rozmawia, a słabo skacze już od kilku tygodni. Wszyscy się o niego martwimy.

Ciężko westchnęłam.

-Czuję, że to przeze mnie- odparłam- ostatnio poświęcałam cały swój czas książkom do matury, nawet na konie nie mam czasu, masakra. Jeżeli coś mu się stało, to będzie moja wina

-Bez przesady, to na pewno chwilowy stan- uspokoił mnie

-Obyś się nie mylił...

Byliśmy w domu o dwudziestej pierwszej. Kiedy weszliśmy do środka, od razu pobiegłam na górę w kierunku pokoju mojego chłopaka. Zapukałam energicznie do drzwi.

Zielona lampka,czyli w drodze do miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz