- Więc? - zapytałam z podniesioną brwią.
- Jedziemy na pół roku do Ameryki. – powiedziała to z obojętnością, nawet na mnie nie patrząc.
- Wszyscy? W sensie ja, Ty i ojciec? - byłam trochę w szoku. Nigdy mnie nigdzie nie zabierali.
- Nie. Ja i tata jedziemy, ty zostajesz. - a jednak nie pojadę, w sumie dobrze.- Dobra. - spojrzałam na nią ostatni raz i zaczęłam zmierzać, w stronę schodów.
- Stój! – krzyknęła, a ja zatrzymałam się i odwróciłam. - W związku z tym, masz nikogo nie wpuszczać do domu. - zdziwiłam bo nigdy mi nic takiego nie mówiono. Dziwne.
- Dobra, coś jeszcze? – zapytałam, choć i tak wiedziałam, że nic nie będzie chciała. Skierowałam się do pokoju.
Jest już 17:00, a do bazy mam 15 minut jeśli będę szybko jechać. Iść czy nie? Hmm... Chyba zostanę. Pójdę jak oni pojadą, a przy okazji coś zjem.
W czasie gdy schodziłam po schodach sprawdzałam sms-y.
Misiek (Ethan): Wyrwiesz się?
Mądrala (Lili): Za ile będziesz w bazie?
Max: Mam coś Ci do powiedzenia. Bądź ok. 19-20.
Do Misiek: Raczej tak. Wiedźma wyjeżdża o 18.
Do Mądrala: 19. Tak myślę.
Do Max: Będę. Coś ważnego?
Weszłam do kuchni gdzie siedziała moja mama z ojcem. Dostałam sms'a gdy robiłam kanapki i herbatę.
Max: No, bardzo ważnego.
Ja: Będę przed 20.
Zrobione jedzenie wzięłam ze sobą i skierowałam się do salonu. Kubek z herbatą postawiłam na stoliku, a sama usiadłam na kanapie z talerzem kanapek. Chociaż usiadłam to mało powiedziane, ja rzuciłam się na tą kanapę, a nogi ułożyłam na stoliku żeby było mi wygodnie.
- Nogi ze stołu gówniaro! – z krzykiem wszedł mój tatuś.
- Po co te nerwy? Ja pierdole. - powiedziałam ściągając nogi, a było mi tak wygodnie...
- Jak Ty się odzywasz do ojca! – krzyknął i strzelił mnie, w policzek z otwartej dłoni. Nie powiem, że nie bolało. Popatrzyłam na niego wzrokiem mordercy łapiąc się za policzek, bo co mogę zrobić? Tylko to. - Przyszedłem się pożegnać.
- To Ci się udało. – prychnęłam, lecz on zignorował moje słowa. Jak zwykle z resztą.
- Lecimy do Ameryki. Pewnie już się dowiedziałaś od mamy. - skinął głową na moją mamę, która weszła do salonu siadając na jednym z foteli. - Masz nie spalić domu i za żadne skarby nikogo nie wpuszczaj. Zamontowaliśmy alarm. Jest do niego kod, trzymaj. – powiedział po czym podał mi karteczkę na której był rząd cyferek. - My jedziemy już na lotnisko.
- Dobra, rozumiem. Pa. - a teraz sześć miesięcy bez rodziców. Raj!
- Na razie. - odpowiedzieli razem.
Gdy oni wyszli, otworzyłam karteczkę gdzie był napisany kod. Wyszłam z domu, od razu zakluczając drzwi i skierowałam się do auta, skąd wzięłam broń i poszłam, w stronę bazy. Gdy szłam sobie chodnikiem mijając sklepy, różne osoby i domy, rozmyślałam nad tym, po co ten alarm. Schowali coś w domu? Mają coś tam ważnego? Mają wrogów? A może boją się o mnie i chcą mnie chronić? Hmm... Nie, ostatnia opcja odpada. W tylnej kieszeni poczułam wibracje. Telefon.

CZYTASZ
Mój Łobuz [l.h] #1
FanficDziewczyna o imieniu Naomi, która poszukuje brata od lat. Ma rodziców, którzy mają ją komletnie gdzieś. Dziewczyna jest szefem gangu. Odnajduje swojego brata po pięciu latach i zamieszkuje u brata. Jej życie, w ciągu paru dni zmienia się i to na do...