Stare małżeństwo

149 17 3
                                    

Vera:

Przeciągnęłam czarną torbę na papiery przez ramię, zapięłam guziki od płaszcza i ruszyłam do mało znanej kawiarni, do której Hobi chodzić. Całe szczęście szef pozostawił mi pracę w domu. Zdążę się wyrobić, nie ma co. Zdołałam się już przestawić na szybki tryb pracy, więc mam swoje triki jak to wszystko ogarnąć. Hobi pewnie też nie będzie miał zbyt wiele czasu. Jak przez ostanie dni zresztą. Koncerty i promocja albumu zaczną się niedługo i musi bardzo dużo trenować. Ale nie ma co narzekać, w końcu spotykanie się z nim nie może być łatwe.

Jak ta kawiarnia się utrzymuje? — pomyślałam, widząc tylko trzy osoby w niezbyt dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Podłoga w kolorze ciemnego karmelu sprawiała, że stoliki o tym samym kolorze wręcz się w nią wbijały, a delikatne promienie słońca, tuliły kurz który można było w nich ujrzeć. Trochę się boję tu coś zamawiać. Usiadłam przy najbardziej oddalonym stoliku. Obok siedział tylko jakiś rudy chłopak, a nieco dalej dwie, starsze osoby, kobieta i mężczyzna. Zupełnie daleko od siebie, jednak para sprawiała wrażenie, jakby się znała. Zamyśliłam się i zastanawiałam, co łączy tych dwoje. Nim się skapnęłam, rudy gość ze stolika obok, postanowił się do mnie przysiąść. Oparł skrzyżowane ręce na blacie i pochylił się w moją stronę.

— No hej — ściągnął maskę i przywitał mnie perlistym uśmiechem.

— O matko Hobi, nie poznałam cię! — Zakryłam usta ze zdziwienia — Zmieniłeś kolor włosów? Wow. Ładnie ci w takich — mówiłam z entuzjazmem.

— Dzięki. Myślałem że kolor nie będzie mi pasował, ale oni jak zwykle wiedzą lepiej. — Machnął ręką. — Ale to w sumie, mam się obrazić że mnie nie poznałaś chociaż byłem zaraz obok? — pytając, uniósł brew żeby mnie lekko rozdrażnić.

— Chyba cieszyć — odparłam zniżonym głosem —W końcu ktoś cię może rozpoznać — dodałam szeptem.

— Faktycznie — szepnął mi do ucha.

Poczułam delikatne ciarki rozchodzące się po moim ciele. Lubię, jak ktoś mi cicho szeptał na ucho. Ale opamiętałam się. Nie chcę by go tutaj rozszarpali psychicznie.

— Ale wiesz J-Hope — to nie żarty i to nie ja powinnam ci o tym mówić. Co będzie jak coś pójdzie nie po twojej myśli?

Westchnął.

— No dobrze. Masz w sumie rację. Powinniśmy spotykać się w dormie. — Podrapał się po głowie — Czemu ja na to wcześniej nie wpadłem? To głupie. — Zaśmiał się z zażenowania i schował twarz w dłoniach.

— No hej, wszystko okej, przecież nic się nie stało. Przecież mamy dalej do dormu, a to dobry punkt, gdzie mogliśmy się zejść chociaż na chwilę, bo wiecznie nie mamy na siebie czasu — Przerwałam na moment i kontynuowałam — To... kiedy będziesz miał chwilę wolnego? — złapałam go za dłoń, na co delikatnie odwzajemnił uścisk. Popatrzył na mnie z tym wzrokiem, jakby coś go przybiło. Spodziewałam się złych wieści.

— Wiesz jak tęsknie za twoim dotykiem? Naszymi rozmowami? — zaczął — Wiem, że nie było ich zbyt wiele, ale dla mnie naprawdę wiele znaczą. Słyszałaś może, że nasza promocja kończy się dopiero za dwa tygodnie?

— Wiem, słyszałam. Ale sądziłam jednak że...

— No właśnie, nie wiesz. Rozstaniemy się na nieco dłużej, bo nie będziemy się widzieć przez cały miesiąc.

Obawiałam się tego. Tego, że tym razem pojadą w trasę, będzie wiele programów. Ale nie chciałam o tym mówić. Chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu. Mój wzrok utknął na naszych dłoniach leżących na blacie stołu. Ściskał ją coraz mocniej. Wiem że nie chciał jej puścić. Bał się. W końcu szybko i na długo się rozstaniemy.

— Ej, skarbek. - Postanowiłam przerwać tą ciszę. Oboje wiedzieliśmy co nas czeka, ale baliśmy się cokolwiek z tym zrobić — Wiesz co? Przecież będziemy wysyłać sobie wiadomości, dzwonić. Będzie dobrze — Powiedziałam, wciąż patrząc na stół. Zdobyłam się na lekki uśmiech. Chyba tego nie kupił. Teraz było się ciężko spotykać, a co potem?

— To tylko pięć tygodni. Jak wrócimy z trasy będziemy mieć więcej czasu niż kiedykolwiek. Obiecuję. — Nachylił się, podniósł mój podbródek i ucałował delikatnie w usta.

On i okazywanie uczuć publicznie? Nie wierzę. Poprawił mi momentalnie humor.

— Ale wiesz co? Nawet może i lepiej, bo niedługo się wprowadzamy gdzie indziej, będziemy musiały załatwić sobie wizy pracownicze, w każdym razie bardzo dużo załatwień, a jeszcze w międzyczasie praca. To będą pracowite tygodnie, szybko zlecą — zapewniłam.

— Podoba mi się twoje nastawienie.

Nachylił się, próbując szepnąć mi coś do ucha. Trochę mu pomogłam nachylając się w jego stronę.

— A teraz zamówmy coś, bo trochę głupio wejść, gadać i nic nie zamówić — szeptał próbując uspokoić swój śmiech. Zresztą, ja też po chwili próbowałam się opanować.

Po jakimś czasie zauważyliśmy, że starsza para, która nie dawno siedziała w osobnych stolikach, siedziała już razem. Trąciłam Hobiego, by wyjaśnił mi czy wie coś na ich temat.
Wyciągnął kartkę i długopis z mojej torby i zaczął pisać.

Ci ludzie, to od dawna skłócone ze sobą stare małżeństwo. Codziennie jednak, przychodzą tutaj, ponieważ w tym miejscu się jeszcze poznali, jak jeszcze nie było tutejszej kawiarni. Jej mąż zamawia codziennie tę samą kawę i na swój koszt zamawia również i jej. Tyle że siedzą cały czas osobno i nie rozmawiają ze sobą. Szczerze, to pierwszy raz widzę żeby siedzieli razem. Jestem w szoku, nie wiem co się stało.

Skąd to wiesz? - dopisałam

Od obsługi

Wzięłam kartkę od Hobiego i przeszłam na jego stronę, by móc swobodnie go pocałować. Mile zaskoczony moim zachowaniem, objął moją talię i zatraciliśmy się oboje w pocałunku. Tym razem jednak, był to pocałunek zachłanny i mocny, z obawy, że zaraz się rozdzielimy, jak ta para przy stoliku. Jesteśmy jeszcze młodzi i powinniśmy korzystając z każdej chwili jaką daje nam los.

— Hobi? Kawa wystygnie — wyszeptałam.

Cost of Dreams | BTS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz